poniedziałek, 23 lipca 2012

Rozdział 11. "Mieć nadzieję?..."

 PRZEPRASZAM! Naprawdę! Mocno, Mocno, bardzo mocno! Głupio mi, że tak długo mnie nie było. I też dlatego tak długo odkładam, dodanie czegokolwiek. I napisanie czegoś też. Bo nie umiałam się za to zabrać. Przyznam się bez bicia, że nie umiałam nic ciekawego wymyślić. I tak ten rozdział nie jest dobry, ale lepszy kit niż nic. Chociaż, dlatego, że tak długo czekaliście( o ile jeszcze ktoś pamięta) to powinno to być mega, bomba i w ogóle. Ale ja tak pisac nie potrafię. Także naprawdę przepraszam Was bardzo! Możecie mnie nawet za to skatować! Naprawdę mi głupio, ale też na początku(czy kiedyś tam) ostrzegałam, jakie są moje ambicje. WYBACZCIE, KOCHAM WAS =******

 ~*~

  Szybkim tempem ruszyli w bliżej nie znanym mi kierunku. Podejrzewam, że na blok operacyjny. 
 Czas się strasznie dłużył. Miałam najgorsze myśli. Bałam się, że lekarze sobie nie poradzą... Nie chciałam jej stracić... Wciąż się modliłam aby żyła... 
 Moje powieki robiły się coraz cięższe. Nie chciałam zasypiać w takiej chwili, ale niestety przegrałam w walce ze snem...
 -Co tak stoisz? Haha! Spróbuj mnie złapać! - pełna radości Michi biegała po zielonej trawie i nuciła coś pod nosem. W końcu zwolniła i  się zatrzymała. Spojrzała na mnie - Coś nie tak? Czyżby ptak na mnie narobił?... No heloł? Poker fejsie!
 Uniosła brew do góry. Ja wciąż stałam w bezruchu. Jej uśmiech zmalał. Zaczęła się do mnie zbliżać. 
- Aya? - zapytała niepewnie, wciąż nie tracąc ze mną kontaktu wzrokowego.
Lekko podniosłam kącik ust. Widocznie to zauważyła, bo zaraz jej twarz się rozpromieniła. Przyśpieszyła kroku.
 Coraz to bardziej zdawałam sobie sprawę, że Ona tu jest, i że za chwilę mnie przytuli. Znów. Że Ona żyje! Nie mogłam się już nie uśmiechać. 
- Ahaha! Tak od razu lepiej! Znacznie ładniej Ci w uśmiechu! - znów się śmiała, już prawie do mnie biegła, kiedy nagle BONG! Upadła na ziemię! Totalnie zdezorientowanie... Dobiła do... Szyby? Zdaje mi się, że tak... Skąd nagle na polanie szyba?!
- JAŁĆ!!! - zawyła głośno, jednak uśmiech dalej jej nie opuścił. - Zaraz powiem menadżerowi tego placu, że to coś, ma być usunięte w trybie "now"! - Coraz słabiej słyszałam jej śmiech... Zawało mi się nawet, że się ode mnie oddala, jakby coś ją zabierało...
 Gdy się zorientowała, szybko się poderwała i przykleiła swoje rączki do szyby.
- Aya! Proszę! Aya! Nie! NIEEEE! Wypuście mnie! - Tym razem mówiła przez łzy, jednak dalej po jej stronie panowała radość... - Aya! Nie spadaj! Skarbie nie odchodź! Nie zostawiaj mnie! - krzyczała do mnie, jednak ja ciągle stałam w tym samym miejscu. To Ona leciała wyżej.... i wyżej...
- Ayashi!!!! - wydała już prawie niesłyszalny dla mnie krzyk...
 Znikła. Gdzieś w bardzo jasnych od słońca obłokach...
 - Uhum.... Tak... Bez wątpienia... 
Powoli otwarłam jedno oko... Szybkie obadanie sprawy. Aha. Spałam na ławce w szpitalu, kiedy Kayoko właśnie rozmawiała z kimś przez telefon, po drugiej stronie korytarza.
- Do widzenia. - schowała komórkę do kieszeni i podeszła do mnie. - Już wstałaś?
- Tak, i stwierdzam, iż szpitalna ławka, nie jest najlepsza w udawaniu łóżka. - zaśmiałyśmy się cicho.
Zapadła krótka cisza. Dziewczyna usiadła obok mnie.
- Która godzina? - zapytałam w końcu.
Spojrzała na zegarek.
- Już po 17.
- To ile ja spałam? - zmarszczyłam brwi.
- Jakieś nie całe 3 godzinki.
- Jejciu...
- Hah. Jesteś może głodna? - zapytała z troską.
- W sumie... To mój brzuch chyba chętnie by coś zjadł.
- To może nie będziemy tu ciągle czekać, tylko pójdziemy coś zjeść? - zapytała zachęcająco.
- A Ona?
- Jeszcze nic nie wiadomo.
- Nic.... - powtórzyłam bliska płaczu. - Oni tam już są trzy godziny... I nic...? Zu- zu -zupełnie ni-i-c?... - zapytałam lekko łkając.
- Spokojnie mała... - objęła mnie - Czasem to trwa dość długo. Ale wiesz choćby i 5 godzin, to niech się postarają, a niżeli szybko a byle jak. Nie martw się. To są specjaliści.
- Uhm... - pociągnęłam nosem. - No dobra... Chodźmy jeść...- dodałam po zastanowieniu.
 Gdy wyszłyśmy z budynku, zaczęłyśmy szukać jakiejś restauracji. Chodziłyśmy po okolicy jakieś 15 minut, jednak postanowiłyśmy, że się kogoś spytamy. Mogłyśmy to zrobić od razu, ale chciałyśmy się zdać na nasz kobiecy instynkt. 
 Starsza pani pokierowała nas do jakiegoś lokalu. Był naprawdę miło urządzony, dość nowocześnie, ale w niektórych miejscach dało się dostrzec antyki.
 Z pełnymi brzuchami wróciłyśmy do szpitala. Jednak nie na długo, gdyż była już 18:20.
 Moja opiekunka, poszła zorientować się co i jak. Ja natomiast siedziałam na ławce, i z daleka przyglądałam się tabliczce o pierwszej pomocy. Gdy nie ma nic do robienia, to nawet to może okazać się interesującą lekturą.