poniedziałek, 26 marca 2012

Rozdział 7. "Ciągle próbuj"

Minęły dwa tygodnie. Bałam Się pogadać z Ayashi, nie chciałam być nachalna. A ona pewnie, twierdziła, że nie ma mnie za co przepraszać. Chociaż nie wiem. Rozmawiałam pełno razy o tym wszystkim z Kinuyo. Dawała mi rady, ale ja nie miałam na tyle odwagi.
- Jak tam? - Usłyszałam miły głos zza moich pleców i sie odwróciłam. Oczywiście Kinu.
- No... No ciągle w miejscu... - westchnęłam, a ona zaraz za mną.
- Posłuchaj. Nie będziemy tutaj o tym rozmawiać. Czekam u mnie. - Posłała mi ciepły uśmiech i poczochrała mnie.
- Dziękuję. - wyszczerzyłam się.
Ona zawsze mnie rozumiała. Z resztą tak samo jak Aya.... Musze się zebrać na odwagę! Nie trzeba było im mówić "tylko nikomu nie wygadaj, to tajemnica." One to wiedziały.
Nie szukając oczami Muli, położyłam na moim łóżku plecak z książkami - właśnie się skończyły zajęcia - i wyszłam do mojej staruszki.
Rozmawiałyśmy na stały temat. Znów to samo. Tylko parę dodatkowych rad. I znów obietnica, że będę miała odwage. Zapytała się mnie jeszcze o ten list...
- Czasem wieczorami, go oglądam. I trochę czytam. A w zasadzie to, tylko odnawiam w pamięci Twój głos, kiedy mi to czytałaś. - uśmiechnęłam się, a ona odwzajemniła uśmiech i mnie przytuliła.
- Dzięki Kinu. Zawsze pomagasz - wtuliłam sie w nią jeszcze mocniej, a gdy się odsunęłam, oświadczyłam, że jestem głodna i już pójdę.
Po obiedzie, między dodatkowymi zajęciami, było trochę wolnego czasu. Stwierdziłam, że nie będę dłużej czekała. I pogadam z Ayashi. Tęskniłam za nią. Za jej ciepłymi uśmiechami kierowanymi do mnie, za jej śmiechem, za przytulaniem, i po prostu obecnością. Teraz jak najczęściej wychodziła z pokoju. Przebywała chyba u Miki. Unikała mnie jak tylko mogła.
- Ał!
- Przepraszam. Nie zauważyłam Cię. Nic Ci nie jest? - Zapytałam dziewczynę, która dostała z drzwi po głowie. Tak. To była Aya. Wychodziła właśnie z pokoju.
 - Nie z tego powodu. - Powiedziała oschle, i ominęła mnie. Zrozumiałam sugestię. Biła do mnie. "To nie będzie tak łatwe, jak  myślałam, ale nie dołujmy się... Dam radę!" Pomyślałam.
- Aya! Zaczekaj! - krzyknęłam w jej stronę. Odwróciła się, Uff.
- No co? - popatrzała  na mnie wzrokiem mordercy... Po plecach przeszły mnie dreszcze.
- Pogadajmy... proszę... - powiedziałam łagodnie. Nie okazywała skruchy.
- Więc dobrze. Słucham. - oświadczyła, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Ale... Możemy w pokoju. Tak w bardziej ustronnym miejscu?
- Ech.. niech będzie. - ruszyła w stronę drzwi, które tak okropnie ją poturbowały. - Teraz pasuje? - zapytała siadając na krześle. Już jej ton nie był aż taki gniewny. Widziałam, że ona tez za mną tęskniła. Nie umiała, utrzymać gniewnej miny. Tym bardziej, gdy podeszłam do niej i chwyciłam  ją za ręce.
Można byłoby czasem porównać ją do psa. Wierna, zawsze kochająca swojego właściciela.
- Przepraszam... Po raz kolejny. - nie spuszczałam wzroku, a do moich oczu zaczęły napływać łzy.- Tęsknię za Tobą, Ayashi, ja nie umiem, po prostu nie umiem, tak żyć bez Ciebie. Bez Twoich wszystkich gestów, uśmiechów, Twojego głosu. Kocham Cię. Jak przyjaciela. Takiego prawdziwego. I ten czas, gdy w ogóle nie gadałyśmy był prawdziwą męką... Wybacz. Proszę Cię wybacz mi... - Nie wytrzymałam dłużej, i schowałam twarz w moich dłoniach.
Przez parę minut trwała wokół nas przerażająca cisza. Czułam się jak skazaniec czekający na swój wyrok... Najgorszy wyrok... Śmierci... Ale gdzieś w głębi mnie, żyła istota z nadzieją i radością, że przybędzie jej ktoś na ratunek. I wybawi od kary...
- Michi... - powiedziała delikatnie, a jej dłoń podniosła moją twarz tak abym, mogła spojrzeć jej w oczy. Też miała mokre oczy, ale chyba nie aż tak jak ja. - Czekałam na tą rozmowę. - podniosła kącik ust. - Bo widzisz... Ja też tęskniłam... I nie wiesz jak bardzo... Tylko, że... Posłuchałam czyjejś rady... - Chwyciła moje ręce.
- Tęskniłaś? - w moich oczach pojawiły sie iskierki
- Kocham Cię -  wyszeptała.
- Aya... Czyli jest okej? - zapytałam nie pewnie...

/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\

Wybaczcie, że tak krótko. I tak długo nie było żadnego rozdziału. Miałam jakiegoś dołka poetyckiego. Dziękuję wam za wszystkie komentarze, i za wejścia. Chociaż i tak nie wiem do końca po co piszę koma, pod opowiadaniem, jak prawie nikt tego nie czyta... Ale do tych wszystkich osób, które są: Dziękuję ^.^

       Jeszcze wybaczcie, że tak zanudzam. ;D

niedziela, 18 marca 2012

Rozdział 6. "Naiwność"

- Idziesz? - zapytała z uśmiechem Aya.
- Dogonię Cię.
- Okej. - wyszła z pokoju.
Szukałam mojego ręcznika, gdy ktoś wszedł do pokoju. Odwróciłam się, i moim oczom ukazała sie Naomi.
- No cześć! - wykrzyknęła.
- Hej. Co tu robisz? Nie powinnaś, być już w łazience? - zaciekawiłam się. Rrzadko o tej porze miewałyśmy gości.
- A Ty, to co? - odgryzła się przyjaźnie.
- Właśnie się szykuję, ale nie potrafię znaleźć ręcznika. - na mojej twarzy pojawił się grymas.
- Pomogę Ci. - zaproponowała.
- Dzięki! - ucieszyłam się.
Chwilę szukałyśmy, ale po paru minutach Naomi zapytała:
- Czy ten ręcznik był zielony w kolorowe motylki?
- TAK! Masz go? - odwróciłam się gwałtownie.
- A nie widzisz? - zaśmiała się ciepło - Był pod kołdrą. - zamyśliła się - Ale... Przecież to jest łóżko Ayashi?
- No tak, i co z tego? - nie rozumiałam o co jej chodzi.
- Schowała go. Specjalnie. Ona chciała Ci zrobić na złość. Żebyś nie zdążyłaś się umyć. I miałaś nie przyjemności z opiekunkami. Wiem to.
- No co Ty. Na pewno nie.
- Możesz mi nie wierzyć, ale słyszałam jej rozmowę, z Miki. Była zadowolona z siebie. Gadała coś tam właśnie o ręczniku, i o przypale. Na stówę. Jestem tego pewna. Po za tym, może Ty tego nie widzisz, ale ona udaje, że jest okej. Jak tu przyszłam, żeby Ci dać prezent, to powiedziała mi, co prawda w sekrecie... Ale tobie mogę powiedzieć, dla twojego dobra.
- No co powiedziała?
- Że przesadziłaś. Że nie ma już sił, i teraz to Ty będziesz cierpieć, teraz to Ona będzie silniejsza.
- Nie wierzę... - pomału usiadłam na łóżku.
- Przykro mi...- przytuliła mnie i pogłaskała. - A właśnie, przekazała ci?
- Ale co? - skrzywiłam brwi.
- Czyli nie. No właśnie. Nie chciała, pewnie, ze względu na siebie i na waszą "przyjaźń" - wywróciła oczami.
- Ale co miała mi dać?
- Zrobiłam dla Ciebie rysunek. Pokazałabym Ci ale nie wiem, gdzie go schowała
- Możesz mi go opisać? - podniosłam kącik ust.
- Oki. Byłam tam Ja i Ty, a nad nami widniał  napis "Przyjaźń na zawsze". Trzymałyśmy się za ręce, i miałyśmy na szyi pewien... -urwała, i zaczęła szukać czegoś w kieszeni.
W milczeniu się jej przypatrywałam. Gdy się zwróciła w moją stronę, pokazała śliczne łańcuszki.
- Miałyśmy to. Te medaliki. Na znak przyjaźni. - Podała mi jeden.
Uważnie mu się przyglądałam. Była to połowa serduszka z napisem Be Fri. Przyozdobione z boku było różyczką. O co chodziło, "be fri"... Po krótkiej chwili przybliżyła swoją połówkę. Teraz zrozumiałam.
- Best friends. - wyszeptała.
- Najlepsi przyjaciele. -dodałam.
- właśnie tak...
- Dziękuję. - przytuliłam ją.
- Nie ma za co. Daj, założę Ci go. - Wyciągnęła rękę.
Już chciałam jej go podać, ale przypomniało mi się, że miałyśmy iść się kąpać!
- O nie! Spóźnimy się na prysznic! - zniszczyłam całą atmosferę.
Wybuchnęła śmiechem.
- Nie śmiej się, ale szybko się zbieraj. - powiedziałam miło, odkładając w bezpieczne miejsce podarunek.
- Już, już. Pójdę, po rzeczy pod prysznic. Dobranoc. - powiedziała i ruszyła w stronę drzwi. Jednak odwróciła się jeszcze i ciepłym głosem powiedziała "pamiętaj, na zawsze". Wyszła.
Nie spotkałam, ani Naomi, ani Ayashi, pod prysznicami. Widocznie były szybsze. Wzruszyłam ramionami.
- Nareszcie! - przywitała mnie z uśmiechem Aya, gdy weszłam do pokoju.
- Cześć. - powiedziałam sucho.
- Michi?... - powiedziała z niepokojem.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Ale o co Ci chodzi?
- Zabawne. - zachichotałam z ironią. - Nie udawaj, okej?
- Ale ja naprawdę nie wiem o co Ci chodzi?
- Wiesz, chociaż raz mogłabyś być, ze mną szczera.
- Jestem. i przykro mi, że mnie podejrzewasz o fałszywość... - zasmuciła się.
Zrobiło mi się jej przykro... Nie chciałam się z nią znowu kłócić... Ale Naomi... Ona mówiła, przecież... Ona nie mogła kłamać... Kłóciłam się w myślach. Po pewnym czasie znów zwróciłam się do Muli.
- Ukryłaś mój ręcznik, żebym się spóźniła na mycie. A co za tym idzie, chciałaś żebym siedziała na dywaniku u dyrektora.
- CO?! - zerwała się z krzesła.
- A może nie mam racji?
- Nie masz! Michi?! CO TY WYGADUJESZ? Ja? Ja bym Ci miała robić na złość?! JAK MOŻESZ?! - "Cholera!" zahuczało w mojej głowie. "Naomi nie miała racji! Ale... Zaraz... Rozmowa... Może jednak to Aya kłamie..? Teraz się nie obroni! A jeśli to było nieporozumienie? Jeśli Nao, się przesłyszała?" Znów moje myśli prowadziły wojnę. "Muszę mieć pewność!"
- W takim razie o czym rozmawiałaś z Miki?- zapytałam już łagodniejszym tonem.
- Z Miki? Ostatnio nie gadałam z nią wcale.
- Ech...- było coraz gorzej... Została mi tylko jedna broń. Obrazek. - Dobra. Nie schowałaś ręcznika, nie gadałaś z Miki. Ale...
- Ale czego się jeszcze dowiem? Jakiego kłamstwa na mój temat? - przerwała mi, ale już nie krzyczała. Naomi i Ayashi, było tak samo przekonujące. Ale skoro zaczęłam, to już skończę.
- Naomi, dała ci prezent dla mnie? No nie?
- No tak.
- Więc czemu mi go nie dałaś?
- Michi co się z Tobą dzieje?! - spojrzała na mnie z troską. - Nigdy nie byłaś taka podejrzliwa.- zrobiła pauzę. - Zapomniałam. Po prostu. Może Tobie nigdy się to nie zdarzało? - Ruszyła w kierunku komody, i spod książek, wyjęła jakąś kartkę. - Proszę, oto ten prezent.
Wzięłam go i obejrzałam. Był taki sam, jak Naomi go opisała. Podeszłam do mojego stolika nocnego, włożyłam do półki obrazek, po czym usiadłam na krześle obok Ayashi.
- Przepraszam... - wymamrotałam. - Znowu, się pomyliłam! I zamiast, wysłuchać najpierw Ciebie, po prostu porozmawiać, Osądziłam Cię. - byłam zła na siebie.
- Cóż... Może zacznę się przyzwyczajać do - głos jej się złamał.
- Do...?
- N-nie ważne... - spuściła głowę.
- Ech... Nie będę nalegać...- chciałam wiedzieć, co zamierzała powiedzieć, ale też się tego bałam. Odpuściłam.
Opowiedziałam jej o rozmowie z Naomi. Wytłumaczyłam czemu tak się uniosłam. Również pokazałam jej naszyjnik. Niestety, tym razem na jej twarzy nie pojawił się uśmiech. To była inna sytuacja. Wtedy tylko nakrzyczałam, ale nie osądzałam jej. A teraz?... Ale jestem głupia!
- Mogłabyś zgasić, światło? - zapytała, a potem po cichu dodała "z łaski swojej". Chyba miałam tego nie słyszeć...
Zapadła ciemność. Ja także położyłam się spać, ale przez chwilę patrzałam jeszcze na mojego misia, i na kopertę od mojej mamy... Po chwili zasnęłam.

czwartek, 15 marca 2012

Rozdział 5. "Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni"

Usłyszałam pukanie do drzwi łazienki. Jednak mój wzrok się nie mylił. Ktoś mnie widział, gdy wybiegałam. Nie miałam ochoty teraz z nikim gadać, a już na pewno nie z opiekunkami. Siedziałam cicho. Starałam się tłumić mój płacz. Nie szło mi to najlepiej.
- Michiko, To Ty? - usłyszałam skrzeczący głos Rei. Chyba była zła, że trzasnęłam drzwiami i nie ma mnie na zajęciach.
Nie odpowiedziałam, wiedziałam, że to nie jest superowe rozwiązanie, ale udawałam, że mnie tam nie ma.
- Michiko! Młoda panno, wyjdź stamtąd! - denerwowała się coraz bardziej, nienawidziła mnie. - Nie udawaj i nie rób ze mnie głupiej blondynki z dowcipu! - w tym momencie pomyślałam "upss, za późńo", a tak się składa, że była cudowną plastikową blondi.
- Przeginasz. Lepiej wyjdź i nie pogrążaj się bardziej. - groziła - Dobra. Nie będę się z tobą użerać, małolato. Nie dosięgasz mi do pięt! Szkoda słów! - "ciekawe kto komu", zawsze gdy coś mówiła w mojej głowie budził się mistrz ciętej riposty. - Sama tego chciałaś. Idę po dyrektora, zobaczymy czy dalej będzie tak miło.
Jeszcze coś tam mamrotała i chyba odliczała, nie wiem. Zatkałam uszy, żeby nie słyszeć tego warkotu. Gdy się uciszyło, zorientowałam się, że poszła. Po plecach przeszedł mnie dreszczyk. Jednak dyrektor, to dyrektor. Wolałam nie ryzykować, więc musiałam coś wymyślić. Nie trwało to długo. Po cichutku zakradłam się do innej łazienki. Dalej płakałam, ale teraz bardziej działała na mnie adrenalina. Po chwili usłyszałam zbliżające się kroki, a później rozmowę.
- Ta dziewczynka, jest w tej ubikacji i mnie ignoruję. Tak jak wspomniałam, nie wykonuje moich poleceń.
- Nikogo nie słyszę, a podobno płakała, tak? - dopytywał się trochę suchym, obojętnym głosem dyrektor.
- Oczywiście. Pewnie znowu udaje. Michiko? - zwróciła się do mnie.
Nastała krótka cisza.
- Michiko, moja droga. Nie chowaj się i wyjdź stamtąd. - powiedział miło Takeshi.
- Tak jak myślałam. Bezczelna, nawet pana będzie ignorować. Pff! - irytowała się.
- Ech...- westchnął, jakby chciał powiedzieć "Kogo ja zatrudniłem..." - Wchodzę. - uprzedził, po czym otworzył drzwi. - Zamknięte, tak? Rozumiem, że nie odróżniamy otwartych od zamkniętych drzwi - jego głos wbił się w nią niczym sztylet.
- Jak pani widzi nikogo tu nie ma.
- Ale... Dyrektorze...
- Niech się pani nie kompromituje. Odciągnęła mnie pani, od bardzo ważnej sprawy, tylko po to bym "zwiedził", jakże cudowną łazienkę. Czy pani jest poważna? Takie problemy powinna pani umieć załatwiać sama. Widzę, że będę musiał się poważnie zastanowić nad pani posadą. - powiedział poważnie.
- Ale...
- Panno Rei. Dość. Niech pani wraca do pracy... - zarządził -  Póki pani ją ma - dodał cicho i odszedł.
- Uh! Ta mała zrobiła ze mnie wariatkę! Jeszcze tego pożałuje... - wysyczała przez zęby
Czułam się trochę lepiej przez ten incydent, ale szybko powróciły myśli o tym co się stało w pokoju.
Po pewnym czasie usłyszałam nadchodzący tłum. "Oho, skończyły się zajęcia" pomyślałam. Nie sądziłam, że jest 16:30. "Teraz już nie porozmawiam na spokojnie z Aya" zmartwiłam się.
 - Siemka, widzieliście Michi? Szukam, jej i szukam. Chyba się pod ziemię zapadła - usłyszałam radosny głos Naomi.
- Nie. Nie mam pojęcia gdzie jest. - odpowiedział jej jakiś głos. Nie rozpoznałam go.
- Ech... Szkoda. Mam coś dla niej.
- Jeśli chcesz to możemy jej to przekazać, jak ją spotkamy. - zaproponował inny głos, którego także nie rozpoznałam.
- Nie trzeba. Dam se rade. - odpowiedziała z dumą.

~Ze strony Naomi~

Zapukałam do drzwi pokoju poszukiwanej. Nie było jednak odpowiedzi, więc weszłam. Zobaczyłam siedzącą na łóżku Ayashi. Wpatrywała się w jeden punkt - o ile sie nie mylę, a wiem, że nie - mokrymi oczami.
- Aya? -zapytałam niepewnie.
Podniosła wzrok. Matko! Co to było?! Jakieś straszydło. Co ona robiła, nie wiem, ale wyglądała strasznie...
- Coś nie tak? Gdzie Michi?
- Nie wiem.
"Nie wiem"? Zdziwiłam się. Ona zawsze wiedziała gdzie, co, jak, kiedy robi Michi. Ogólnie z jej ust rzadko padały słowa "nie wiem", a już na pewno nie na temat Michiko.
- Dobra. Nie będę sie mieszać. Tylko mam do ciebie prośbę. - Uśmiechnęłam się.
- Hę?
- Jak wróci to przekaż jej to. Ucieszy się. - mówiłam radośnie. Mi w szczęściu, raczej nie przeszkadza czyjś smutek, a już na pewno nie jej. Nie przepadałam za nią. Ona rujnowała Michi!
- Jasne. Przekażę. - odpowiedziała bez kapki entuzjazmu i wzięła ode mnie kartkę. Wyszłam, mało się nią przejmując.

~Ze strony Michiko~

Rozmyślając, siedziałam na podłodze łazienki. Nagle usłyszałam pukanie. Wyrwana z przemyśleń, odruchowo odpowiedziałam "zajęte" 
- Jest. -usłyszałam  głos Ayashi. - Michi, wychodź. Wiem, że tam jesteś. - moja wyobraźnia, właśnie stworzyła sobie obraz jej uśmiechniętej twarzy. - No raz, raz. Nie każ mi na siebie czekać... - Cieszyłam się, że ją słyszę, tym bardziej, że w jej tonie, nie było, gniewu, żalu. Jednak nie odpowiedziałam, tylko po chwili, podniosłam się, przetarłam oczy i przekręciłam kluczyk. Wzięłam głęboki oddech, i wyszłam na korytarz.
- Maleńka... - przywitała mnie z troską Aya. Chwyciła mnie za dłonie, ale ja ciągle spoglądałam na stare, beżowe linoleum korytarza. - Spójrz na mnie. - spełniłam jej prośbę. Jej oczy wyrażały miłość, i były w nich promyki. - Nie smutaj. Przecież wiesz, że Cię kocham, nie? - uśmiechnęła się ciepło. Dodało mi to otuchy. Udało mi się przebłagać, moje usta do uśmiechu. Nie był jakiś wyborny, ale się starałam. - Nie gniewam się na Ciebie. Przemyślałam to i... I wtedy działały na mnie emocje. Przyznaję. To był po prostu szok, że tak się uniosłaś. Nie byłam do tego przyzwyczajona, wiecznie uśmiechnięte dziecko, krzyczy. No, niemożliwe. Mów co chcesz, ale nie możliwe.
- Dziękuję... - wymamrotałam.
-  Och, Michi... - powiedziała z szerokim uśmiechem - Przytulasa daj, i jest okej! - szeroko rozłożyła ręce, a ja rzuciłam się na nią. Byłam taka szczęśliwa. Teraz już wiedziałam, że będzie dobrze. Bo przecież, co Cię nie zabije to Cię wzmocni...

\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/

Wielkie dzięki Aya! Bez Ciebie nie byłoby tak dobrze! ;* Dla zrekompensowania swoich win, zapraszam do niej, naprawdę warto ;D   :
 http://animowa.blogspot.com/
A co do rozdziału... Aż tak mi nie wyszedł... Ale jak mówiłam, jest już kolorowo ;D. Proszę, bądźcie delikatni ;p. Jak zawsze przypominam jeśli macie jakieś pomysły, propozycję, to piszcie! Albo w komentarzach, albo na gg: 7373794.
I w ogóle dodawajcie komentarze. One dodają otuchy i motywują. 
Pozdrawiam Cyśka  ;D

środa, 14 marca 2012

Info - bohaterowie

Sorki, że teraz dopiero dodaję niektórych bohaterów, ale tak jakoś wyszło. Wena taka. Ja piszę, jak ona mi każe ;p, więc nie wiem kto sie jeszcze pojawi, a po za tym to nie dodaję ich z prawej strony, bo będzie tego za dużo, i będzie brzydko ;p. A teraz w V rozdziale pojawią się dwie nowe osoby:
  • Opiekunka Rei - lubi tylko niektórych wychowanków, a szczególnie starsze dziewczyny, które są bardziej, chamskie wredne, i podobne właśnie do niej. Jeśli ktoś się jej sprzeciwi ( mówię o dzieciach, nie o opiekunkach) to już jest skreślony. 
  • Dziewczynka Naomi - ma 12 lat, kumpluje się prawie ze wszystkimi. Lubi najbardziej Mishiko, może okazać się zagrożeniem dla przyjaźni Ayashi i Michi. Czasem jest obojętna, egoistyczna. Nie lubi wtrącać się w czyjeś sprawy, i nie jest pomocna jesli chodzi o uczucia innych ludzi.
 Na razie tyle, i sorki za zamieszanie, może jest to wynikiem, że to mój pierwszy blog. Może znów, dodam podobne info, za parę rozdziałów się zobaczy ^^

Pozdrawiam Cyśka ;]

poniedziałek, 12 marca 2012

Rozdział 4. "Naprawimy To..."

Dochodziła 16, przez ten cały czas starałam się unikać, Muli ( to jej przezwisko, bo jedyna w sierocińcu jest mulatką), na którą dzisiaj tak nakrzyczałam.
Zaczęłam zachowywać się normalnie i obserwować ją przed 16, gdy szykowała się na zajęcia. Udawałam, że też to robię. Starałam się jej na tyle przeszkadzać, żeby się spóźniła. Udało mi się. Zazwyczaj dopinam swego. Zorientowałam się, że wszyscy już poszli, bo zapadła cisza dookoła. Po za tym była już 16:03. Przestałam udawać, że się szykuję do wyjścia i chwyciłam Ayashi za łokieć, aby się odwróciła.
- Puść! Śpieszę się, i tak już jestem spóźniona - starała się wyrwać.
- Wiem. Zrobiłam to specjalnie. - oznajmiłam spokojnie.
- Co?! - Oburzyła się i spojrzała na mnie pierwszy raz od pory obiadu - Przecież wiesz, jak tego nie lubię! Nienawidzę się spóźniać! - coraz bardziej się denerwowała.
- Tak wiem. Ale chcę z Tobą porozmawiać... Ale ...
- Nie mamy już o czym rozmawiać! - przerwała mi.
- Nie prawda, dobrze wiesz, że tak nie jest... - mówiłam spokojnie. - Usiądź - delikatnie wzięłam jej rzeczy z ręki. Usiadła na swoim łóżku. Ja obok niej,
- Posłuchaj... - powiedziałam pomału.
- Ciągle to robię. - powiedziała sucho i opryskliwie.
- Jest mi strasznie głupio... po tym... no wiesz... - moje oczy zaczynały się pocić...
- Podejrzewam...- nastała krótka cisza - Zraniłaś mnie. - spojrzała na mnie. Ukrywała, że wypowiedzenia tego sprawiło jej ból.
- Wiem. Nie chciałam. Ja tak bardzo nie chciałam. - spuściłam głowę, coraz bardziej zaczynałam płakać.
- A jednak to zrobiłaś. - powiedziała stanowczo.
- Głupio mi! Tak mi Głupio! - wstałam z łóżka, i zaczęłam chodzić po pokoju nerwowo.
- Nie wątpię - nie okazywała ani trochę litości...
- To nie jest łatwe... Ja... Ja... - zaczęłam się jąkać, wybuchnęłam płaczem, upadłam na podłogę i skuliłam w pozycję "żółwia". Nie było reakcji. To pogarszało moją sytuację, bo jeszcze bardziej widziałam, jak mocno ja zraniłam. Nie przypuszczałabym...Po dłuższej chwili, podniosłam się, otarłam oczy, i starałam się uspokoić je i oddech.
Znów usiadłam obok niej i chwyciłam jej dłonie. Pozwoliła mi je trzymać.
- Ayashi... - zaczęłam pomału. Nie chciałam się rozpłakać. - Ja ...Ja.. - wzięłam głęboki oddech - Ja dopiero teraz zrozumiałam, kim dla mnie byłaś.. Jesteś - poprawiłam się szybko. - Mam nadzieję... Że jesteś... Nie doceniałam, tego co dla mnie robisz... Jesteś dla mnie jak siostra... Taka starsza, która się o mnie troszczy. Która nie umie znieść jak się smucę. - widziałam łzy napływające do jej oczu - Tylko... tylko teraz... - Puściłam ją i usiadłam prosto, zakrywając twarz dłońmi. - Teraz już nie zasługuję na to miano. Za mocno Cię zraniłam... - chciała coś powiedzieć, ale nie dałam jej dojść do słowa - Nie. Nic nie mów. Nie musisz. Wiem. Wiem, że to było za mocne uderzenie, żeby je wybaczyć... - łzy potokiem spływały po moich policzkach, zacisnęłam powieki, przełknęłam ślinę. Aya siedziała w ciszy i patrzała na mnie. - Przepraszam... bardzo przepraszam. Nie chciałam... Nie chciałam... wybacz... - Dodałam powoli i spokojnie.  patrząc jej w w brązowe oczka przy ostatnim słowie. Siedziałyśmy tak sekundę, ale dla mnie ona trwała wiecznie. Odwróciłam wzrok i wybiegłam z pokoju.

_____________________________________________________

Sorki, wiem miało być już bardziej kolorowo... Ale tak jakoś wyszło. Wybaczcie. Ale obiecuję, że następny będzie weselszy ^^. Piszcie komentarze. Proszę ;D
Uwaga: Zmiana w 3 rozdziale przy kłótni ^^, sorki za zamieszanie ;]
P.S. Posyłajcie propozycje, uwagi, cokolwiek na gg, (lub w komentarzach ;p ) : 7373794

Pozdrawiam, buziaki 
Cyśka ^^

Rozdział 3. "Ten tylko się dowie kto Cię straci"

Obudziłam się w łóżku mojej ulubionej opiekunki. Nikogo nie było w pokoju. Trochę nie kojarzyłam faktów, dopóki nie ujrzałam na podłodze listu, a obok misia. Łzy znowu mi zaczęły napływać do oczu, ale Ja  nie chciałam płakać. Przemogłam się, otarłam je, ubrałam papućki, pozbierałam moje rzeczy i wyszłam na korytarz.
Nikogo nie było widać. Wszyscy gdzieś znikli... Zobaczyłam zegarek. Była już 10:30... Pewnie każdy już po śniadaniu... "Ciekawe czy coś zostało dla mnie" pomyślałam, i lekko się naburmuszyłam, że mnie nikt nie obudził. Poszłam się przebrać i wykąpać.
Dochodziła godzina jedenasta, zmierzałam do jadalni. Nikogo już nie było. Trudno się dziwić, bo śniadanie mamy o 8:00. Poszłam do Toshie. Była naszą kucharką, bardzo ją lubiłam. Czasem gotował też u nas jej ojciec, Inuzo.
- Hej.-powiedziałam z uśmiechem na ustach. Ale sądzę, że jej nie przekonałam.
- Witaj. Zadaje mi się czy nasza perełka, spóźniła się troszeczkę na śniadanko? - odwzajemniła uśmiech.
- No masz rację. - usiadłam przy blacie kuchennym - Zaspałam. Ale może zostało coś dla mnie? - spytałam z nadzieją, bo byłam strasznie głodna.
- Jasne, że tak. Co Ci zrobić? Masz na coś szczególnego ochotę? - Spytała z chytrym uśmieszkiem wyciągając talerz z szafki.
- Uhm... - zastanowiłam się chwilkę - Nie będę Cię przemęczać. Możesz mi po prostu zrobić kanapkę. - Uśmiechnęłam się ciepło.
- Nie ma sprawy. To może Nutella? - zaproponowała Toshie.
- Oho! - Wykrzyknęłam radośnie.
Podczas gdy mi robiła śniadanie, i gdy je jadłam, rozmawiałyśmy trochę, opowiadała mi o sobie i swojej rodzinie. Nie wiedziałam, że jej siostra nie dawno urodziła. Ucieszyłam się bo lubię takie malutkie szkraby. Powiedziała, że może kiedyś mnie zabierze do niej, jeśli dyrektor pozwoli.
Wróciłam do mojego pokoju. Ayashi od razu do mnie podbiegła i zapytała się co się stało, że  nie było mnie w nocy w pokoju i na śniadaniu. Była moją dobrą kumpelą, ale nie przyjaciółką.
- Nic konkretnego. Po prostu, nie umiałam zasnąć i poszłam do Kinu. - wyjaśniłam, ale widziałam na jej twarzy niedowierzanie.
- Nie kłamiesz?- popatrzała na mnie z podejrzeniem.
- Nie. Nie mam powodów. - zapewniałam.
- Ale przecież, raczej nie lubisz spać z kimś, i nie lubisz prosić o pomoc. A szczególnie w takich sytuacjach, żeby nie było, że jesteś  tch... - nie musiała kończyć.
- Nie mów. Masz rację. Ale tak jakoś wyszło.
- Coś kręcisz? Po za tym, kiedyś też tak było i zeszłaś do mnie z góry. Nie leciałaś od razu do opiekunek...- ciągła mnie za język.
- Dobra zgadłaś. Powinnaś zostać detektywem, albo kryminologiem. Ech...Byłam w łazience, i jakiś hałas mnie przestraszył. Bliżej miałam do pokoju Kinu, dlatego do niej poszłam. - Uf, wygrzebałam się z opresji..
- Niech Ci będzie... Ale mam Cię na oku... - Popatrzyła na mnie przymrużonymi oczami, wywróciłam oczami i weszłam na "moje piętro". Lubiłam przesiadywać na moim łóżku. Było takie wysokie. Jak coś mnie gnębiło to miałam wrażenie, że nikt mnie nie widzi, bo nie dosięga tak daleko wzrokiem.
Nadeszła pora obiadowa. Zawsze pierwsza leciałam do stołu, ale jakoś dzisiaj nie miałam ochoty jeść. To przez to co się działo ostatniej nocy, po tym co się dowiedziałam nie mogłam o tym zapomnieć. Ciągle myślałam o mojej mamie. Zastanawiałam się czy jeszcze jest na tym świecie...
- Mishi! - krzyknęła zatrzymując się w progi moja kumpela.
-Hmn..? - mruknęłam.
- Nie słyszałaś? Był dzwonek na obiad. - nie zareagowałam - Halo! OBIAD! - to hasło już na mnie tak jie działało. - Podeszła do mnie, szarpnęła moją kołdrę i kazała mi wstać.
- Dobra, dobra już idę. - powiedziałam sucho.
- Ej! Co jest grane? - zmartwiła się Aya - Jest obiad, powinnaś już dawno być przy stole? Brak power'u? - zapytała z uśmiechem, chciala mnie rozbawić.
- Może - syknęłam chamsko.
- Może? Coś ukrywasz odwróć się do mnie! Nie lubię gadać z plecami.
- Ech - westchnęłam, obróciłam się i kilka centymetrów przed moją twarzą zobaczyłam jej nos. Stała na drabince od łóżka.
- Od razu lepiej -Ciepełko się uśmiechnęła - To jak? Obiadek Cię wzywa... Nie słyszysz?... - poruszyła brwiami.
- Nie! - krzyknęłam i usiadłam na łóżku- może nie mam ochoty?! Przesuń się, chcę zejść!
- Dobra... - posmutniała i się przesunęła, a ja zaczęłam na nią nalatywać. Wyżyłam się na niej... Czemu? Dlaczego to zrobiłam?! Nie wiem...Nigdy mi się to nie zdarzało, żebym wyżywała się na innych... To przez ten list! Jeszcze nigdy się aż tak nie kłóciłyśmy, owszem czasem następował wymiana zdań, ale nigdy na nią nie krzyczałam...
Cała nabuzowana ruszyłam w stronę jadalni, a ona za mną.  Nie usiadła obok mnie, chociaż było wolne miejsce... Zrozumiałam, że ją skrzywdziłam... "Może ja nie byłam jej przyjaciółką, ale ona mnie za nią uważała, i ona była moją.." pomyślałam, i w tym momencie w mojej głowie zagrzmiało "była"... Zorientowałam się, że użyłam czasu przeszłego... "Nie mogę się poddać, to do mnie nie podobne! Będę walczyć! Może nie jest za późno.... " zastanawiałam się, jedząc ogórkową.
Po obiedzie, siedziałam i czekałam aż wszyscy wyjdą, nie chciałam się pchać. A po za tym, postanowiłam pomóc posprzątać, po jedzeniu Mai, i Tai, one najczęściej były za to odpowiedzialne. Miałam wtedy czas na przygotowanie się na rozmowę z Ayashi. Na szczęście dzisiaj zajęcia, kończyły się wcześniej. Dzieci które jeszcze nie chodziły do szkoły podstawowej, gimnazjum itd. miały zajęcia w sierocińcu. Tylko potem o 16 mieliśmy jakieś dodatkowe "zanudzanie"... Nie trwało długo. Bo tylko pół godzinki, i co prawda nie było obowiązkowe, ale opiekunki gniewały się gdy nas na nim nie było.

_____________________________________________________________

Oto kolejny rozdział, liczę na wasze komentarze, i mam nadzieję, że nie zanudzam dramatem... ;/
Niestety taka moja Wena, jak coś to do niej z pretensjami się zgłaszać xD
Wybaczcie za końcówkę, zepsułam ją, wiem. :( 
Jeśli macie jakieś propozycje, albo jakieś uwagi to piszcie w kom. albo na gg : 7373794

Miłego czytania, pozdrawiam
Cyśka ^^

sobota, 10 marca 2012

Rozdział 2. "Prawda czasem boli..."

Minęły dwa miesiące. Moja niecierpliwość rosła. Stawałam się bardziej nieznośna, opryskliwa. Wydawało mi się, że każdy coś podejrzewa. Nawet z Kinu już się nie dogadywałam tak dobrze.
- Mishi, pamiętaj, że zawsze możesz ze mną porozmawiać. Oczywiście nie nalegam, ale martwię się o Ciebie.- coraz częściej Kinuyo, proponowała mi pomoc.
-Naprawdę nic się nie dzieje. Wy jesteście jacyś podejrzliwi i tyle. Jak będzie potrzeba to  będę mówić. Ale nie teraz, bo nie ma o czym. - uspokajałam opiekunkę.
 Ona tak się o mnie martwiła. z resztą bardzo mnie lubiła i przykro jej było, że się gorzej dogadujemy. I nie rozmawiamy już tak swobodnie jak kiedyś. Gdy na nią patrzałam, albo obserwowałam lub podsłuchiwałam rozmowy z innymi opiekunkami, tak jak z Maią, to serce mi się rozdzierało. Maia też była fajna, ale to już nie była marszczko-ustna starsza pani.  Maia pracowała u nas od 2  lat. Tak mi mówiono.

  ***

 Pewnej wtorkowej nocy nie umiałam zasnąć. Co chwilę obserwowałam karteczkę z hieroglifami z nadzieją, że uda mi się to odszyfrować. Ale nadzieja jest przecież matką głupich. Spojrzałam na zegarek. Była już 23:20. Dla nas to już bardzo późno, bo kładziemy się  koło godziny 20:00.
 Wiedziałam, że szybko nie zasnę, a gdy rozmyślałam, to różne myśli krążyły po mojej głowie. Najbardziej dręczyło mnie "idź do Kinu, ona zrozumie, pomoże". Ponieważ nie dawało mi to spokoju, ruszyłam, w stronę jej pokoju. Szłam, w mojej błękitnej koszuli nocnej, długim, ciemnym korytarzem tylko w niektórych miejscach się rozjaśniało - przy łazienkach. Szłam powoli. Nawet wolniej od ślimaka! Nie wiedziałam do końca czy tego  chcę. W końcu po 5 minutach doszłam do drzwi opiekunki. Pod nimi było widać strugę światła. "Jeszcze nie śpi" pomyślałam. Stałam tam chwilę, aż w końcu odważyłam się zapukać. Gdy usłyszałam, jak Kinu wstaje i podchodzi do drzwi, miałam ochotę uciec jak najszybciej... Niestety było  już za późno. Stanęłam w oślepiającym, żółtym świetle. 
- Mishiko?! - Strasznie się zdziwiła, i gestem zaprosiła mnie do środka. - Jeszcze nie śpisz? Co się stało skarbie? - zapytała pełnym troski tonem.
- Nieee... - wymamrotałam - Wiesz... - zaczęłam pomału -Przepraszam za moje ostatnie zachowanie... Głupio mi...
- Kochana, nic się nie stało. Już dobrze - wyszeptała, i przytuliła mnie.
- Ale ja... przychodzę z pewną sprawą. Nie umiem już dłużej czekać... - mamrotałam pod noskiem.
- Słucham cię, moje maleństwo - delikatnie mnie nakłaniała do mówienia.
Pokazałam jej plecy  Ishi. Nie zrozumiała. Myślała, że się zamartwiam dziurą, na pleckach pluszaka.
- Ciociu, nie  o to chodzi - powiedziałam z pouczeniem i powagą - zobacz co tam znalazłam... - pokazałm jej w tym momencie kopertę z moim imieniem. Widać było, że nie rozumie.
- Bo ja nie wiem, co tam jest napisane... Wiem tylko, że jest moje imię. Ale liczy się środek, a nie mam pojęcia co to...
- Ach tak... Daj, zobaczymy - zachęcała mnie delikatnym tonem, do oddania jej mojej karteczki.
- Tylko, że ... Ja nie wiem czy chce to odsłuchać...
- Rozumiem. - Uśmiechnęła się do mnie ciepło - zrobimy tak: przeczytam ją sobie po ciuchu i sprawdzę co am jest? Dobrze?
- Okej. Jesteś genialna.-przytuliłam ją i cmoknęłam przyjaźnie w policzek.
Zaczęła czytać. Była skupiona, i zdziwiona. Chyba nie dowierzała temu co przeczytała.
- I co? Co tam jest? Coś nie tak?... - zaniepokoiłam się - nie milcz już! Powiedz coś! - nalegałam.
- Ech... Dobrze przeczytam Ci. Ten list jest od twoich rodziców... - powiedziała spokojnie. Bała się jak na to zareaguję.
Osunęłam się trochę usiadłam prosto, i spuściłam głowę. Zastanawiałam się czego się dowiem... Bałam się prawdy. Ale nie miałam już i tak nic do stracenia. A przecież napisali to do mnie, więc mieli dla mnie wiadomość.
- Przeczytaj. Proszę... - powiedziałam cichutko.
- Ech - westchnęła i zaczęła czytać - Droga Michiko, mam nadzieję, że znalazłaś ten list, i że jak zobaczysz od kogo jest, to nie zrezygnujesz i będziesz czytać dalej. Michi, przepraszam za to, co się stało. Nie chcieliśmy tego. My Cię kochaliśmy, zawsze będę kochać. Nawet jeśli mnie nie będzie przy Tobie to będę z Tobą w duchu. Nie wiem, jak teraz wyglądasz, jak się ubierasz, gdzie jesteś. Ale to nic nie znaczy. Piszę ten list żeby poinformować Cię o tym co się stało. Pewnego dnia jechaliśmy do sklepu. Całą rodziną: Ja, Ty i tata. Ojciec prowadził samochód. Jechaliśmy ostrożnie, ale nie możemy mówić za innych. Ja jechałam z Tobą z tyłu. Mieliśmy wypadek. Wielki. Ale nie będę go opisywała. Nie mam na to miejsca, wybacz. Wszyscy byliśmy ranni, ale ojciec ucierpiał najbardziej. Wszyscy trafiliśmy do szpitala. My z niego zdążyłyśmy wyjść... Niestety... Tutaj widać plamy z łez, ale postaram się to odczytać - poinformowała mnie Kinu, i kontynuowała - niestety tacie się nie udało. Zmarł podczas ostatniej operacji. Po niej miało już być wszystko okej... Lekarzom się nie udało. Zostałyśmy same. Zawsze Seitaro zarabiał. Był głową rodziny. Gdy odszedł, wszystko zaczęło się komplikować. Zostawił mi jego kredyt, który jakoś musiałam spłacić. Szukałam pracy. Na marne. Wiedziałam, że kiedyś komornik nas dopadnie. Tak też było, zostałyśmy bez dachu nad głową. Na szczęście była jeszcze moja mama. Mieszkałyśmy u niej, ale nasze szczęście nie trwało długo, po półtora miesiącu, wybuchł pożar, babcia została bardzo poparzona, starali się ją odratować, nic z tego. Umarła po tygodniu. Nie miałyśmy już gdzie mieszkać. Zaczęły się problemy z Tobą. Chcieli mi Ciebie zabrać, jedyne co mi pozostało. Byłaś, jesteś jedynym co mam. Zaczęłam się chować, uciekać, jak najdalej. Nie długo. Znowu nas znaleźli. Tym razem na dobre. Wzięli nas siłą, do jakiegoś przytułku. Po czym odbyła się rozprawa sądowa i zostałam pozbawiona praw rodzicielskich. Zabrali mi Ciebie na zawsze. Nawet nie wiem gdzie. Nie mogli mi powiedzieć. Nie wiedziałam gdzie mam Cię szukać, mimo to się nie poddawałam i szukałam. Teraz mam tylko nadzieję, że odczytałaś list. Pamiętaj Kocham Cię. Mamusia Tamaki. ;* - podała mi kartkę. Gdy zobaczyłam miejsca ze łzami, przyłożyłam ją do piersi skuliłam się w kłębek i zaczęłam szlochać. Kinuyo otuliła mnie, zaczęła pocieszać i całować w czoło. Po chwili zasnęłam...

________________________________________________________________________________

Mam nadzieję, że nie przegięłam, i nie zanudziłam. Proszę o komentarze ;)
Pozdrawiam.
Cyśka ^^

czwartek, 8 marca 2012

Michiko, któż to? Rodział 1 ;D

Była piękna wiosna. Pamiętam ten dzień tak dokładnie... Do domu dziecka tamtego sobotniego popołudnia, przyszło pewne młode małżeństwo. Mogli mieć z pięć lat stażu. Ona- szczupła, dość wysoka brązowo oka, brunetka. Loki elegancko spięte w kok, i okularki na nosie. Na sobie miała proste czarne spodnie, strojną bluzkę oraz marynarkę. On- równie szykownie ubrany, z delikatnym "jeżykiem" na włosach. Zapadły mi w pamięci jego świecące brązowe buty, które tak obrzydliwie nie pasowały do całości, że miałam ochotę podejść do niego i dać mu lekcje stylu... Dorosły, a nie potrafi się ubrać... Ech...
Nie było nam wolno wchodzić do biura, podczas wizyt, ale ja zawsze byłam ciekawską osóbką. Przez dziurkę od klucza obserwowałam co się dzieje, o czym pani Kinuyo rozmawia z przybyszami, jakie gesty wykonują rozmawiający. Zdarzyło się, że zostałam przyłapana, czasem pani Kinuyo, symulowała przejście do drugiego gabinetu, i z wielką perfekcją niczym polująca lwica, podchodziła do drzwi i jednym pociągnięciem zostawałam nakryta. Lądowałam na podłodze jak długa! Ale przynajmniej dostarczałam humoru. Do tego zawsze widniał na moim ryjku wielki "cheese".
- Ojej nic Ci nie jest? Zapewne właśnie przechodziłaś obok potknęłaś się i wpadłaś? Czyż nie? - Pytała, Kinu z uśmiechem na swych malinowych pomarszczonych ustach.
W ten sposób poznawałam wiele ludzi. Mogłam widzieć smutne, zapłakane, i weselsze twarze szarych postaci z zewnątrz. Zdarzało się, że mogłam zostać w gabinecie i posłuchać konwersacji. Ale było też nieprzyjemnie. Za karę nie mogłam oglądać dobranocki, albo musiałam siedzieć w kącie. Nie ważne. Dawałam sobie radę SAMA! Bawiłam się moim pluszowym misiem. Był bardzo stary, miałam go podobno od urodzenia. Kinu opowiadała mi, że jak byłam niemowlakiem, i jakieś inne dziecko chciało się pobawić moim Ishi, to syczałam i zaczynałam drapać. Byłam jak drapieżca, pilnujący zdobyczy. Podobno nigdy go nie puszczałam. Nawet uszyłam dla niego nosidełko, żebym mogła wykonywać codzienne czynności dwoma rękami. Czułam, że wiąże mnie z nim bardzo silna więź. Kiedyś przy śniadaniu zauważyłam, że rozpruły mu się plecki. Ujrzałam kawałek kremowej, pomiętej, zaplamionej - chyba moimi łzami - karteczki. Udając, że nic się nie stało, podziękowałam i odeszłam od stołu. Weszłam na moje łóżko, i wyciągnęłam papier. Okazało się, że jest to koperta. Malutka, z napisem "Michiko" i serduszkiem obok. Należała do mnie. Delikatnie otworzyłam ją i wyciągnęłam zawartość. Miałam w rączkach kartkę, z jakimiś szlaczkami... Nie umiałam tego odczytać! Owszem dziesięciolatki umieją czytać, ale nie hieroglify! Miałam dwa wyjścia... Pójść do malinowo ustnej opiekunki, albo zaczekać, aż będę umiała sama się z tym uporać...