PRZEPRASZAM! Naprawdę! Mocno, Mocno, bardzo mocno! Głupio mi, że tak długo mnie nie było. I też dlatego tak długo odkładam, dodanie czegokolwiek. I napisanie czegoś też. Bo nie umiałam się za to zabrać. Przyznam się bez bicia, że nie umiałam nic ciekawego wymyślić. I tak ten rozdział nie jest dobry, ale lepszy kit niż nic. Chociaż, dlatego, że tak długo czekaliście( o ile jeszcze ktoś pamięta) to powinno to być mega, bomba i w ogóle. Ale ja tak pisac nie potrafię. Także naprawdę przepraszam Was bardzo! Możecie mnie nawet za to skatować! Naprawdę mi głupio, ale też na początku(czy kiedyś tam) ostrzegałam, jakie są moje ambicje. WYBACZCIE, KOCHAM WAS =******
~*~
Szybkim tempem ruszyli w bliżej nie znanym mi kierunku. Podejrzewam, że na blok operacyjny.
Czas się strasznie dłużył. Miałam najgorsze myśli. Bałam się, że lekarze sobie nie poradzą... Nie chciałam jej stracić... Wciąż się modliłam aby żyła...
Moje powieki robiły się coraz cięższe. Nie chciałam zasypiać w takiej chwili, ale niestety przegrałam w walce ze snem...
-Co tak stoisz? Haha! Spróbuj mnie złapać! - pełna radości Michi biegała po zielonej trawie i nuciła coś pod nosem. W końcu zwolniła i się zatrzymała. Spojrzała na mnie - Coś nie tak? Czyżby ptak na mnie narobił?... No heloł? Poker fejsie!
Uniosła brew do góry. Ja wciąż stałam w bezruchu. Jej uśmiech zmalał. Zaczęła się do mnie zbliżać.
- Aya? - zapytała niepewnie, wciąż nie tracąc ze mną kontaktu wzrokowego.
Lekko podniosłam kącik ust. Widocznie to zauważyła, bo zaraz jej twarz się rozpromieniła. Przyśpieszyła kroku.
Coraz to bardziej zdawałam sobie sprawę, że Ona tu jest, i że za chwilę mnie przytuli. Znów. Że Ona żyje! Nie mogłam się już nie uśmiechać.
- Ahaha! Tak od razu lepiej! Znacznie ładniej Ci w uśmiechu! - znów się śmiała, już prawie do mnie biegła, kiedy nagle BONG! Upadła na ziemię! Totalnie zdezorientowanie... Dobiła do... Szyby? Zdaje mi się, że tak... Skąd nagle na polanie szyba?!
- JAŁĆ!!! - zawyła głośno, jednak uśmiech dalej jej nie opuścił. - Zaraz powiem menadżerowi tego placu, że to coś, ma być usunięte w trybie "now"! - Coraz słabiej słyszałam jej śmiech... Zawało mi się nawet, że się ode mnie oddala, jakby coś ją zabierało...
Gdy się zorientowała, szybko się poderwała i przykleiła swoje rączki do szyby.
- Aya! Proszę! Aya! Nie! NIEEEE! Wypuście mnie! - Tym razem mówiła przez łzy, jednak dalej po jej stronie panowała radość... - Aya! Nie spadaj! Skarbie nie odchodź! Nie zostawiaj mnie! - krzyczała do mnie, jednak ja ciągle stałam w tym samym miejscu. To Ona leciała wyżej.... i wyżej...
- Ayashi!!!! - wydała już prawie niesłyszalny dla mnie krzyk...
Znikła. Gdzieś w bardzo jasnych od słońca obłokach...
- Uhum.... Tak... Bez wątpienia...
Powoli otwarłam jedno oko... Szybkie obadanie sprawy. Aha. Spałam na ławce w szpitalu, kiedy Kayoko właśnie rozmawiała z kimś przez telefon, po drugiej stronie korytarza.
- Do widzenia. - schowała komórkę do kieszeni i podeszła do mnie. - Już wstałaś?
- Tak, i stwierdzam, iż szpitalna ławka, nie jest najlepsza w udawaniu łóżka. - zaśmiałyśmy się cicho.
Zapadła krótka cisza. Dziewczyna usiadła obok mnie.
- Która godzina? - zapytałam w końcu.
Spojrzała na zegarek.
- Już po 17.
- To ile ja spałam? - zmarszczyłam brwi.
- Jakieś nie całe 3 godzinki.
- Jejciu...
- Hah. Jesteś może głodna? - zapytała z troską.
- W sumie... To mój brzuch chyba chętnie by coś zjadł.
- To może nie będziemy tu ciągle czekać, tylko pójdziemy coś zjeść? - zapytała zachęcająco.
- A Ona?
- Jeszcze nic nie wiadomo.
- Nic.... - powtórzyłam bliska płaczu. - Oni tam już są trzy godziny... I nic...? Zu- zu -zupełnie ni-i-c?... - zapytałam lekko łkając.
- Spokojnie mała... - objęła mnie - Czasem to trwa dość długo. Ale wiesz choćby i 5 godzin, to niech się postarają, a niżeli szybko a byle jak. Nie martw się. To są specjaliści.
- Uhm... - pociągnęłam nosem. - No dobra... Chodźmy jeść...- dodałam po zastanowieniu.
Gdy wyszłyśmy z budynku, zaczęłyśmy szukać jakiejś restauracji. Chodziłyśmy po okolicy jakieś 15 minut, jednak postanowiłyśmy, że się kogoś spytamy. Mogłyśmy to zrobić od razu, ale chciałyśmy się zdać na nasz kobiecy instynkt.
Starsza pani pokierowała nas do jakiegoś lokalu. Był naprawdę miło urządzony, dość nowocześnie, ale w niektórych miejscach dało się dostrzec antyki.
Z pełnymi brzuchami wróciłyśmy do szpitala. Jednak nie na długo, gdyż była już 18:20.
Moja opiekunka, poszła zorientować się co i jak. Ja natomiast siedziałam na ławce, i z daleka przyglądałam się tabliczce o pierwszej pomocy. Gdy nie ma nic do robienia, to nawet to może okazać się interesującą lekturą.
Different stories...♥
poniedziałek, 23 lipca 2012
czwartek, 5 kwietnia 2012
Rozdział 10. " Będę twarda."
Ayashi
- NIEEE! - obudziłam się krzycząc. Byłam cała spocona i zapłakana, a serce mi waliło jak oszalałe. Prawie nie umiałam złapać tchu.
Śniła mi się Michi. Nie pamiętam całego snu. Tylko urywki. Wiem, że coś do mnie mówiła, obiecywałam sobie, że to zapamiętam, a teraz za żadne skarby nie umiem sobie tego przypomnieć! Przepadło... Cóż... Przecież to tylko sen....
Wstałam z łóżka i zerknęłam na zegarek. 11:27. Łał... "To pospałam i przy okazji spóźniłam się do szkoły.." - pomyślałam. Ale w końcu poszłam spać jakoś koło 2:30. Należało mi się. "Właśnie... Ciekawe gdzie Kayoko... Przecież spała ze mną..." zastanawiałam się. Postanowiłam się przebrać. Ubrałam zwykłe niebieskie jeansy, fioletową koszulkę z napisem "camp rock" i moje papcie. Takie po domu. Dostałam je kiedyś od Kinu w moje dziewiąte urodziny. Rozczesałam strasznie poszarpane włosy i wyszłam na korytarz. Nie było nikogo. Poszłam do kuchni. Michi mi mówiła, że jakby co to tam mogę iść. Tam kogoś zawsze znajdę... Ciekawe jak się ona teraz czuje?... Nie! Nie mogę o tym myśleć! Nie chce już wracać do tej sytuacji. Wiem, że nie zapomnę, ale męczy mnie to, że ciągle mnie to nachodzi. Nie daje mi to spokoju.
- Dzień dobry. - odezwałam się gdy weszłam do kuchni.
Cisza. Nikogo nie było, albo za cicho powiedziałam. No cóż. Skierowałam się do gabinetu Kinu.
Dziwnie było mi tak chodzić całkiem pustymi korytarzami. Czułam się nieswojo. Zapukałam do drzwi.
- Proszę. - zaprosiła mnie Kinu.
- Witaj. - powiedziałam nieśmiało.
- Dzień dobry. - starała się ukryć, że coś ją trapi.
- Bo ja zaspałam. - powiedziałam po krótkiej ciszy.
- No zauważyłam. Pewnie jesteś głodna? - już lepiej wyszło jej udawanie radosnej.
- No tak. Ale nie ma nikogo w kuchni.
- Chodź. Zaprowadzę Cię, i będziesz mogła sobie coś przyrządzić.
Gdy wychodziłyśmy z pomieszczenia, spotkałyśmy Kayoko. Zdziwiłam się. Myślałam, że będzie raczej w szkole.
- Dzień dobry. - przywitała nas ciepło.
- O. Miło, że jesteś. Zrób małej śniadanie. - przekazała mnie pod opiekę nastolatki i nie czekając na żadną odpowiedzieć, wróciła do swojego królestwa.
Po śniadaniu razem z Kay, poszłyśmy do mojego pokoju. Oznajmiła mi, że Kinu zgodziła się na wyjazd do szpitala. Dlatego też nie budziła mnie do szkoły.
- Autobus mamy o 12:54. - spojrzała na swój nadgarstek. - Pójdę się ubrać, i wrócę po Ciebie. Zostało nam jeszcze 20 minut. Bądź gotowa. O 12:45 wychodzimy. - posłała mi uśmiech i wyszła.
Nie musiałyśmy wychodzić tak wcześnie, przystanek był dwie minuty drogi od budynku. Ale lepiej się nie spóźnić. Nie wiadomo kiedy jedzie następny.
Zmieniałam koszulkę, wzięłam pierwszą lepszą. Byle byłaby czysta. Włosy spięłam w kucyk. Poszłam jeszcze tylko umyć zęby i byłam gotowa.
Czekałam na Kayoko, rozmyślając. Nie widziałam do końca czy jestem gotowa na spotkanie z moja przyjaciółką. Nie wiem, jak wygląda. Czy się obudziła. Ale z drugiej strony jeżeli to ma być ostatnie spotkanie - na sama myśl o tym, serce mi stawało - wolałam zaryzykować i tam pojechać, nie ważne co by się działo.
W drodze do szpitala, moja towarzyska uprzedziła mnie, że to co zobaczymy może być straszne i ciężkie co zniesienia. Ale ja dalej trwałam, że chcę tam być.
Weszłyśmy do budynku. Kayoko załatwiała coś w recepcji, a ja czekałam na nią na ławeczce po drugiej stronie korytarza. "Ile można rozmawiać z recepcjonistką?" spytałam sama siebie w myślach. Po pięciu minutach gestem ręki pokazała, że mam iść za nią. Szybko zerwałam się i już szłam krok w krok z szatynką.
Pojechałyśmy windą na drugie piętro. Przeszłyśmy przez szklane drzwi, i moim oczom ukazały się kolorowe ściany w kwiaty i motyle. Było bardzo przyjemnie. Nie wyobrażałam sobie tak tego miejsca.
- To tutaj. - oznajmiła gdy stanęłyśmy przy drzwiach jakiejś sali. - Jesteś pewna? - nasze spojrzenia się spotkały.
- Tak. - odpowiedziałam stanowczo.
Nie odzywając się otworzyła drzwi i puściła mnie przodem.
Na środkowym łóżku pod oknem leżała Ona. gdy zobaczyłam ją pierwszy raz, zatrzymałam się na chwilę. Zerknęłam kątem oka przez moje prawe ramię, żeby sprawdzić czy Kayoko jest ze mną. Chwyciła mnie za bark. "Będę silna. Nie będę tutaj płakała. To dla Ciebie Michi. Nie będę beczeć! Nie będę!" obiecywałam sobie w myślach.
Przyciągnęłam sobie krzesło bliżej łóżka i dokładnie przyglądałam się spoczywającej na nim osobie. Miała zabandażowaną głowę, rękę. Była przypięta do różnych urządzeń, a pod nosem miała rurkę ciągnącą się za uszy.
Była totalna cisza. Tylko mały komputerek wydawał rytmiczne pikanie.
- Kocham Cię - wyszeptałam, tak żeby nikt tego nie usłyszał.
- Zostawić was same? - jednak powiedziałam to za głośno.
- Po co? - odwróciłam wzrok w stronę stojącej nade mną dziewczyny.
- Pewnie nie wiesz, ale ona to słyszy. Może nie wszystko dokładnie i nie koniecznie będzie to pamiętać gdy się wybudzi, ale powinno się rozmawiać z osobami w śpiączce. To może je uratować.
- Naprawdę? - w moich oczach pojawiły się iskierki nadziei.
- Naprawdę. Porozmawiajcie sobie. Jak coś to będę przed salą. No albo w łazience. Ewentualnie. - dodała z uśmiechem.
- Zostałyśmy same. - zaczęłam szeptem. "O czym mam z nią rozmawiać? A raczej na jaki temat prowadzić monolog? Nigdy nie byłam w takiej sytuacji..." - Nic z tego... - wyrzuciłam z siebie po dłuższej chwili i wyszłam z sali zrezygnowana.
- Co jest? - zerwała się ze szpitalnej ławki moja towarzyszka.
- Bo ja nie wiem co mam mówić. - oznajmiłam prosto z mostu.
Zapadła krótka cisza. Kayoko pociągnęła mnie za rękę i posadziła obok niej na ławce.
- Nie wiem jak mam Ci to wytłumaczyć, ale wyobraź sobie, że z nią rozmawiasz. Tylko, że nie dostajesz odpowiedzi. Możesz jej się ze wszystkiego zwierzyć, wszystko jej powiedzieć. Taka jakby spowiedź. Możesz poopowiadać co u ciebie, co się dzieje w domu. Masz czas dla siebie. - zastanowiła się. - Wiem. Modlisz się prawda? - potwierdziłam kiwnięciem głowy. - Podczas modlitwy raczej prowadzisz monolog. Prosisz, dziękujesz, przepraszasz. Tak samo tutaj. No, możesz wykluczyć prośby, bo Ona nie jest Bogiem. - uśmiechnęła się ciepło.
- Dziękuję, chyba rozumiem. - Przytuliłam ją. - Spróbuję. - wyszeptałam jej do ucha, i weszłam z powrotem do sali.
- Witaj znów. - przywitałam się, siadając na krześle, przy łóżku. - Tęsknię za Tobą. Chciałabym znów zobaczyć Twój uśmiech... Taki prawdziwy. I te iskierki w oczach... Bardzo mi na Tobie zależy - chwyciłam jej dłoń. - Co byś chciała wiedzieć? - "głupie pytanie, i tak nie dostanę odpowiedzi." - Dzisiaj spała ze mną Kayoko. Czułam się jak jej córka, ciekawe jak by zareagowała, gdyby dowiedziała się, że uważałam ją za matkę. - westchnęłam cicho, a po chwili znów kontynuowałam. - Może, jak już Cię wypiszą to przejdziemy się na lody, co? Na Twoje ulubione, czekoladowe.... - mówiłam z nadzieją, że się obudzi. Tak się czułam jakby ona udawała, że śpi, a jak dostanie kuszącą propozycję, to przestanie się ze mną droczyć. - Szkoda, że Cię nie ma. Znaczy jesteś, ale nie z nami. Znaczy w takim sensie, że nie w domu. - zmieszałam się. - Ale za parę dni na pewno do nas wrócisz. Przecież wiem, że nie - Urwałam, nie byłam pewna czy mogę to powiedzieć.
Moje oczy błądziły po całej sali. Nie umiały się zatrzymać. W końcu trafiły na twarz Michi. Nie wytrzymałam. - Michi! Błagam! Obudź się, i powiedz coś w końcu, no! Skończ się wygłupiać, i otwórz Twoje piękne szare oczka! No już! Michi! - rozpłakałam się i położyłam głowę, na jej dłoni. Była taka bezwładna, jak nią poruszałam, tak została. Wtulałam się w jej kończynę.
Po dłuższej chwili lamentowania uspokoiłam się i przetarłam oczy, ciągle trzymając jedną ręką Michi. Wstałam z krzesła.
- Kocham Cię. Jesteś moim skarbem. Nie zostawiaj mnie, bo sobie nie poradzę, a nie chcesz tego prawda? Więc bądź tak miła i wróć. - Uśmiechnęłam się lekko. - Kocham Cię. - nachyliłam się nad nią i pocałowałam ją w czoło.
Opuściłam pomieszczenie. Od razu poczułam na sobie wzrok Kayoko. Odwróciłam się i ujrzałam jej uśmiech. Podeszła do mnie i mnie przytuliła.
- Powiedz, że ona się obudzi. Że jak teraz na nią spojrzę to będzie miała otwarte oczy. Powiedz tak. - mówiłam tuląc się w ramię dziewczyny.
- Wybacz. Ale to może potrwać. Musisz uzbroić się w cierpliwość. Bądźmy dobrej myśli.
- Dlaczego? - zapytałam z wyrzutem, pociągając nosem.
Chwyciła mnie za ramiona, i kucnęła przede mną.
- Posłuchaj. Nie bądź rozkapryszona i nie zachowuj się jak dziecko które nie dostało lizaka. - powiedziała ciepło. - Jesteś dużą dziewczynką. Pokaż to. Ona z tego wyjdzie, ale musi mieć, dla kogo. Dlatego się nie załamuj i daj jej motywację. Przekaż jej swoją moc! Okej? - gdy to mówiła na mojej twarzy pojawiał się lekki uśmiech. Zapadła cisza, a ona patrzyła na mnie wyczekująco.
- No okej! Okej! Damy radę!
- Zuch dziewczyna! - przytuliła mnie.
- Idziemy jeszcze do niej?
- Nie wiem, czy chcę znów to widzieć.
- Rozumiem. Pozwolisz, że pójdę sama, poczekasz na mnie pięć minut na ławce?
- Dobrze. - Uśmiechnęłam się.
Była już przy wejściu, gdy nagle potrącili ją ludzie w białych fartuchach, wbiegając do sali. Poderwałam się z ławki i przykleiłam nos do szyby, żeby zobaczyć co się dzieje.
- Kayoko o co chodzi?! - wykrzyczałam przez łzy. Bałam się.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia. - jej oczy zerkały to na mnie to na lekarzy, robiących coś przy Michi.
Podeszła do mnie i objęła mnie ramieniem.
- TRACIMY JĄ! - wydarł się jakiś młody mężczyzna, klikający coś w komputerku od którego zależało życie mojej przyjaciółki.
Szklanymi oczami spojrzałam pytająco na Kayoko. Mocniej mnie przytuliła, a ja wtuliłam się w nią. Nie chciałam tam być...
- Co jest? - zerwała się ze szpitalnej ławki moja towarzyszka.
- Bo ja nie wiem co mam mówić. - oznajmiłam prosto z mostu.
Zapadła krótka cisza. Kayoko pociągnęła mnie za rękę i posadziła obok niej na ławce.
- Nie wiem jak mam Ci to wytłumaczyć, ale wyobraź sobie, że z nią rozmawiasz. Tylko, że nie dostajesz odpowiedzi. Możesz jej się ze wszystkiego zwierzyć, wszystko jej powiedzieć. Taka jakby spowiedź. Możesz poopowiadać co u ciebie, co się dzieje w domu. Masz czas dla siebie. - zastanowiła się. - Wiem. Modlisz się prawda? - potwierdziłam kiwnięciem głowy. - Podczas modlitwy raczej prowadzisz monolog. Prosisz, dziękujesz, przepraszasz. Tak samo tutaj. No, możesz wykluczyć prośby, bo Ona nie jest Bogiem. - uśmiechnęła się ciepło.
- Dziękuję, chyba rozumiem. - Przytuliłam ją. - Spróbuję. - wyszeptałam jej do ucha, i weszłam z powrotem do sali.
- Witaj znów. - przywitałam się, siadając na krześle, przy łóżku. - Tęsknię za Tobą. Chciałabym znów zobaczyć Twój uśmiech... Taki prawdziwy. I te iskierki w oczach... Bardzo mi na Tobie zależy - chwyciłam jej dłoń. - Co byś chciała wiedzieć? - "głupie pytanie, i tak nie dostanę odpowiedzi." - Dzisiaj spała ze mną Kayoko. Czułam się jak jej córka, ciekawe jak by zareagowała, gdyby dowiedziała się, że uważałam ją za matkę. - westchnęłam cicho, a po chwili znów kontynuowałam. - Może, jak już Cię wypiszą to przejdziemy się na lody, co? Na Twoje ulubione, czekoladowe.... - mówiłam z nadzieją, że się obudzi. Tak się czułam jakby ona udawała, że śpi, a jak dostanie kuszącą propozycję, to przestanie się ze mną droczyć. - Szkoda, że Cię nie ma. Znaczy jesteś, ale nie z nami. Znaczy w takim sensie, że nie w domu. - zmieszałam się. - Ale za parę dni na pewno do nas wrócisz. Przecież wiem, że nie - Urwałam, nie byłam pewna czy mogę to powiedzieć.
Moje oczy błądziły po całej sali. Nie umiały się zatrzymać. W końcu trafiły na twarz Michi. Nie wytrzymałam. - Michi! Błagam! Obudź się, i powiedz coś w końcu, no! Skończ się wygłupiać, i otwórz Twoje piękne szare oczka! No już! Michi! - rozpłakałam się i położyłam głowę, na jej dłoni. Była taka bezwładna, jak nią poruszałam, tak została. Wtulałam się w jej kończynę.
Po dłuższej chwili lamentowania uspokoiłam się i przetarłam oczy, ciągle trzymając jedną ręką Michi. Wstałam z krzesła.
- Kocham Cię. Jesteś moim skarbem. Nie zostawiaj mnie, bo sobie nie poradzę, a nie chcesz tego prawda? Więc bądź tak miła i wróć. - Uśmiechnęłam się lekko. - Kocham Cię. - nachyliłam się nad nią i pocałowałam ją w czoło.
Opuściłam pomieszczenie. Od razu poczułam na sobie wzrok Kayoko. Odwróciłam się i ujrzałam jej uśmiech. Podeszła do mnie i mnie przytuliła.
- Powiedz, że ona się obudzi. Że jak teraz na nią spojrzę to będzie miała otwarte oczy. Powiedz tak. - mówiłam tuląc się w ramię dziewczyny.
- Wybacz. Ale to może potrwać. Musisz uzbroić się w cierpliwość. Bądźmy dobrej myśli.
- Dlaczego? - zapytałam z wyrzutem, pociągając nosem.
Chwyciła mnie za ramiona, i kucnęła przede mną.
- Posłuchaj. Nie bądź rozkapryszona i nie zachowuj się jak dziecko które nie dostało lizaka. - powiedziała ciepło. - Jesteś dużą dziewczynką. Pokaż to. Ona z tego wyjdzie, ale musi mieć, dla kogo. Dlatego się nie załamuj i daj jej motywację. Przekaż jej swoją moc! Okej? - gdy to mówiła na mojej twarzy pojawiał się lekki uśmiech. Zapadła cisza, a ona patrzyła na mnie wyczekująco.
- No okej! Okej! Damy radę!
- Zuch dziewczyna! - przytuliła mnie.
- Idziemy jeszcze do niej?
- Nie wiem, czy chcę znów to widzieć.
- Rozumiem. Pozwolisz, że pójdę sama, poczekasz na mnie pięć minut na ławce?
- Dobrze. - Uśmiechnęłam się.
Była już przy wejściu, gdy nagle potrącili ją ludzie w białych fartuchach, wbiegając do sali. Poderwałam się z ławki i przykleiłam nos do szyby, żeby zobaczyć co się dzieje.
- Kayoko o co chodzi?! - wykrzyczałam przez łzy. Bałam się.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia. - jej oczy zerkały to na mnie to na lekarzy, robiących coś przy Michi.
Podeszła do mnie i objęła mnie ramieniem.
- TRACIMY JĄ! - wydarł się jakiś młody mężczyzna, klikający coś w komputerku od którego zależało życie mojej przyjaciółki.
Szklanymi oczami spojrzałam pytająco na Kayoko. Mocniej mnie przytuliła, a ja wtuliłam się w nią. Nie chciałam tam być...
/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\
Tak wiem, jestem okropna, bo znów kończę w takim momencie, ale w ten sposób jest większe napięcie, co nie?
Dziękuję, wam za ponad 500 wejść i za komentarze. Jesteście kochane! Mam nadzieję, że wytrwacie do końca ^.^
Przepraszam za wszystkie błędy, jeśli coś zauważycie, to bijcie do mnie, trzeba to poprawić ;D
Postaram się dodać następny dość szybko, ale nie wiem jak wyjdzie. Z tym miałam takie same plany, a jak jest to same widzicie.
Dobranoc, pozdrawiam
Ćyśka ^.^wtorek, 3 kwietnia 2012
Rozdział 9. "Dlaczego?"
Do lepszych efektów podczas czytania ^^ (może tekst aż tak nie pasuje, ale ta piosenka tworzy niezłą atmosferę).
Muse - Resistance
Po dwudziestu minutach była już karetka. jak zobaczyłam bezwładne ciało, przenoszone na nosze przez lekarzy, czułam się okropnie, nie umiem nawet tego opisać. Łzy potokiem spływały po moich policzkach. Byłam sama. Sama wśród tłumu, który się obudził i przybiegł to wszystko oglądać. Opiekunki nie umiały zapanować nad dzieciakami.
Stałam tak i patrzyłam jak ją wynoszą. Jak krople deszczu obmywały jej ciało, robiąc przy tym czerwony ślad na asfalcie. Leżała taka bezbronna... Była jak... Jak pluszowa laleczka! Prawa ręka zwisała z noszy i kiwała się tak jak wiatr jej kazał.
Zaczęła znikać z mojego horyzontu, szybko się ocknęłam i przedarłam się przez zgromadzonych gapiów. Znów przez chwilę się rozjaśniło. Kolejna błyskawica i kolejny grzmot. Burza ciągle nie ustawała. Wiatr złowrogo gwizdał, a krople deszczu spadały na mnie, jakby chciały mnie zabić. Były jak pociski padające z nieba. Nagle w przebłysku światła ujrzałam twarz Michiko. Może zwariowałam, ale ona także spojrzała na mnie jak na mordercę... "Nie! To niemożliwe! Przecież, ona zemdlała! Jak mogła na mnie spojrzeć?! To nie możliwe... To była moja wina! Teraz dzięki mnie, jej życie stało na krawędzi. Każda sekunda się liczyła. Z każdą chwilą traciła coraz więcej krwi! Ten widok był straszny! Ale to przeze mnie! Gdyby nie mój pomysł, nie leżałaby tam teraz, z kawałkami szkła na prawie całym ciele! Nie jechała by do szpitala! Nie musiała by umierać! Dlaczego to ja nie mogłam iść za nią?! Dlaczego?!", obwiniałam się.
Drzwi samochodu zatrzasnęły się. Krzyczałam jeszcze, żeby mnie zabrali ale nie pozwolili mi! Pojechała tylko ciocia Kinu. "Nawet się nie pożegnałam! A kto wie czy... Czy ją jeszcze zobaczę?!", znów krzyczałam w myślach. Upadłam na kolana i usiadłam na moich stopach. Zaczęłam głośno szlochać. Nie wiedziałam już czy kałuża w której siedzę, jest z deszczu czy z moich łez. "Nie wyobrażam sobie życia bez niej! Ona musi żyć! Ja nie przetrwam, bez niej! Musi! Nie może mnie zostawić!"
- Aya! - z zamyślań wyrwał mnie oschły głos Rei.
Nie zwróciłam na nią uwagi. Nie miałam ochoty na kazanie. Ciągle trwałam w mojej pozycji płacząc.
- Młoda damo mówię do Ciebie. - "czy ona nie da mi spokoju? Właśnie najdroższa mi osoba, odjechała, bez pożegnania! A ona mówi takim spokojnym tonem! Jak ta laska mnie irytuje!" . Dla świętego spokoju podniosłam się ociężale i spojrzałam jej w twarz.
- Czy Ty jesteś poważna?! Nie będę za Ciebie odpowiadała! Już do domu! Jeszcze brakuje, żeby Ciebie wywieźli z jakimś zapaleniem nerek! Wystarczy , że z jednym bachorem mamy problem. - ostatnie zdanie wypowiedziała z wyrzutem.
- Ona nie jest bachorem! Spójrz na siebie! - wykrzyczałam jej prosto w twarz.
- Coś Ty powiedziała?! - Chwyciła mnie za ramię.
- Że nie jest bachorem! I puść, bo to boli! - wyszarpałam się z jej uścisku.
- Nie jestem Twoją rówieśniczką, żebyś mówiła do mnie na "ty". Idziemy! - Zarządziła, jednak ja stałam ciągle w tym samym miejscu.
- Nie prowokuj mnie! Już do domu! Nie dość, że jesteś w pidżamie to jeszcze boso! Nie mam zamiaru płacić kary za Ciebie, bo sobie ubzdurałaś, wychodzenie gdzieś z tą gnidą w środku nocy i burzy! - wrzeszczała na mnie jednak, ja ani drgnęłam. Nie miałam siły się z nią kłócić, ale nie dam obrażać mojej Michi.
- Z gnidą? - powiedziałam spokojnie, a ona czekała co powiem. - Z gnidą, tak? - zrobiłam krótką pauzę, zacisnęłam brwi, żeby się znów nie rozpłakać. - JAK ŚMIESZ?! NIE MASZ UCZUĆ!!! Nie dziwię się, że każdy Cię zostawiał, i do tej pory jesteś starą panną! Na nikogo nie zasługujesz, bo nie masz serca! Masz KAMIEŃ!!! - oniemiała. Czasem dobrze jest podsłuchiwać i plotkować. Różne historyjki o niej krążyły, więc czemu miałam jej o nich nie powiedzieć? Nie bałam się jej, a po za tym, miałam teraz inny problem.
- Przesadziłaś. - powiedziała z nienawiścią i odeszła.
Stałam tak na opustoszałym, ciemnym parkingu. Przez chwilę byłam z siebie dumna, że wygrałam i mnie zostawiła w spokoju, ale szybko znikło to uczucie. Znów przed oczami miałam Michiko na którą leciały ułamki szyby, która bezwładnie spadła na podłogę. Którą wynosili niczym kukiełkę... Nie umiałam pohamować tych obrazów i wszystkich tych myśli. Dziwiłam się, że mam jeszcze czym płakać.
- Dlaczego?! Dlaczego Ona?! Dlaczego nie ja?! Powiedz dlaczego?! - wydzierałam się patrząc w niebo pełne błyskawic. - Kur*a. - syknęłam, spuszczając głowę. Pozwoliłam sobie przekląć. Wyjątkowa sytuacja. Może nigdy tego nie robiłam, ale teraz to pomogło. W minimalnym stopniu ale pomogło. Skuliłam się na ziemi i znów płakałam.
Po paru minutach usłyszałam czyjeś kroki zbliżające się do mnie, dość szybko. Miałam już tego dość! Czy oni wszyscy nie rozumieją, że chcę spokoju?!
Gdy osoba była już bliżej, zwolniła. A później całkowicie się zatrzymała.
- Ayashi.... - powiedziała ciepłym tonem Kayoko.
Miała charakterystyczny głos. Lekko chropowaty, ale delikatny i słodki.
- Jak Ty się trzęsiesz... - zauważyła, i otuliła mnie kocem. Pewnie usłyszała jak krzyczałam, i przybiegła żeby mi pomóc. Tylko czy ja chcę tej pomocy?
Przykucnęła przy mnie i zaczęła mnie gładzić po plecach. Po dłuższej chwili podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam jej w oczy. Były pełne troski i... Smutku? Jeśli ona jest smutna, to naprawdę musi być źle.
- Chodź do mnie skarbie. - przyciągnęła mnie delikatnie do siebie.
Uległam. Usiadłam na jej kolanach i wtuliłam się w jej ramię. Mocno mnie objęła.
- Ćśśś... - Głaska mnie po głowie i co jakiś czas całowała w czoło. - Chodźmy do domu. Strasznie zmarzłaś. - Kiwnęłam tylko głową i ujęłam jej dłoń.
Zaprowadziła mnie do mojego pokoju. Byłam cała roztrzęsiona i zmarznięta. Trochę mało mnie to interesowało, ale Kayoko to już coś innego. Bardzo się o mnie troszczyła. Kazała mi się przebrać w suche ubrania. Byłam jej wdzięczna, że nie zostawiła mnie i okazała wsparcie.
- Widzę, że kakao pomogło? - lekko się uśmiechnęła i poczochrała mi włosy.
- Dziękuję. Jest mi znacznie cieplej. - wymusiłam uśmiech.
- Misiaku... - usiadła obok mnie i objęła ramieniem. - Nie zadręczaj się tym aż tak. Co się stało to się nie odstanie. Nic na to nie poradzisz...
- Ale to nie jest takie łatwe. Gdybym zmusiła ją do wyłączenia tego komputera, do niczego by nie doszło! To ja jej nie dopilnowałam. - pociągnęłam nosem. - Zawsze byłam tą rozsądniejszą... Mogłam ją przekonać, mogłam. Ale nie zrobiłam tego! Przez to burza się przybliżyła, nasz sierociniec stał się centrum i - załamał mi się głos.
- Aya, skarbie. - mocniej mnie przytuliła.
Rozryczałam się jak małe dziecko. Nie umiałam się opanować. - To nie Twoja wina. Burza i tak by przyszła. Zapowiadali straszne wichury. Nie zrzucaj na siebie całej winy. I tak to nie pomoże. - powiedziała, kiedy się trochę uspokoiłam. - Może jutro pojedziemy do szpitala. Porozmawiam z Kinu. - posłała mi ciepły uśmiech. - To jak? Postarasz się dla mnie? Nie płacz już. - powiedziała delikatnym, pełnym troski tonem i ucałowała mnie w czubek głowy.
- Masz rację, nie mogę się tak mazać. Łatwo się mówi, ale się postaram. Dziękuję. - wtuliłam się w nią z całej siły, uprzednio odkładając pusty już kubek.
Trwałyśmy tak w ciszy dłuższą chwilę. Odsunęła mnie od siebie i spojrzała w moje na pół otwarte oczy.
- Widzę, że oczka Ci się kleją. - powiedziała z uśmiechem.
- O tak. Bardzoooooo. - ziewnęłam.
- Chcesz spać u mnie? - spytała delikatnie.
- O nie! Nie! - zaczęłam lekko histeryzować. - Nie chcę przechodzić obok tamtego miejsca! Nie! Proszę! Nie! - znów się rozryczałam, bo wróciłam pamięcią do tamtej chwili.
- Dobrze, dobrze. - uspokajała mnie. - Zostanę u Ciebie. Już dobrze. Spokojnie. Jestem tutaj. - mówiła to, przytulając mnie do siebie.
- P-przepraszam - wydukałam chlipiąc. - Zostaniesz? - zapytałam z nadzieją.
- Jasne, że tak. No już nie płacz.
Położyłyśmy się na moim łóżku. Leżała za mną, jedną ręką mnie obejmując, a drugą głaszcząc po włosach. Czułam się bezpiecznie. Trochę jak jej córeczka... Zasnęłam.
Muse - Resistance
Po dwudziestu minutach była już karetka. jak zobaczyłam bezwładne ciało, przenoszone na nosze przez lekarzy, czułam się okropnie, nie umiem nawet tego opisać. Łzy potokiem spływały po moich policzkach. Byłam sama. Sama wśród tłumu, który się obudził i przybiegł to wszystko oglądać. Opiekunki nie umiały zapanować nad dzieciakami.
Stałam tak i patrzyłam jak ją wynoszą. Jak krople deszczu obmywały jej ciało, robiąc przy tym czerwony ślad na asfalcie. Leżała taka bezbronna... Była jak... Jak pluszowa laleczka! Prawa ręka zwisała z noszy i kiwała się tak jak wiatr jej kazał.
Zaczęła znikać z mojego horyzontu, szybko się ocknęłam i przedarłam się przez zgromadzonych gapiów. Znów przez chwilę się rozjaśniło. Kolejna błyskawica i kolejny grzmot. Burza ciągle nie ustawała. Wiatr złowrogo gwizdał, a krople deszczu spadały na mnie, jakby chciały mnie zabić. Były jak pociski padające z nieba. Nagle w przebłysku światła ujrzałam twarz Michiko. Może zwariowałam, ale ona także spojrzała na mnie jak na mordercę... "Nie! To niemożliwe! Przecież, ona zemdlała! Jak mogła na mnie spojrzeć?! To nie możliwe... To była moja wina! Teraz dzięki mnie, jej życie stało na krawędzi. Każda sekunda się liczyła. Z każdą chwilą traciła coraz więcej krwi! Ten widok był straszny! Ale to przeze mnie! Gdyby nie mój pomysł, nie leżałaby tam teraz, z kawałkami szkła na prawie całym ciele! Nie jechała by do szpitala! Nie musiała by umierać! Dlaczego to ja nie mogłam iść za nią?! Dlaczego?!", obwiniałam się.
Drzwi samochodu zatrzasnęły się. Krzyczałam jeszcze, żeby mnie zabrali ale nie pozwolili mi! Pojechała tylko ciocia Kinu. "Nawet się nie pożegnałam! A kto wie czy... Czy ją jeszcze zobaczę?!", znów krzyczałam w myślach. Upadłam na kolana i usiadłam na moich stopach. Zaczęłam głośno szlochać. Nie wiedziałam już czy kałuża w której siedzę, jest z deszczu czy z moich łez. "Nie wyobrażam sobie życia bez niej! Ona musi żyć! Ja nie przetrwam, bez niej! Musi! Nie może mnie zostawić!"
- Aya! - z zamyślań wyrwał mnie oschły głos Rei.
Nie zwróciłam na nią uwagi. Nie miałam ochoty na kazanie. Ciągle trwałam w mojej pozycji płacząc.
- Młoda damo mówię do Ciebie. - "czy ona nie da mi spokoju? Właśnie najdroższa mi osoba, odjechała, bez pożegnania! A ona mówi takim spokojnym tonem! Jak ta laska mnie irytuje!" . Dla świętego spokoju podniosłam się ociężale i spojrzałam jej w twarz.
- Czy Ty jesteś poważna?! Nie będę za Ciebie odpowiadała! Już do domu! Jeszcze brakuje, żeby Ciebie wywieźli z jakimś zapaleniem nerek! Wystarczy , że z jednym bachorem mamy problem. - ostatnie zdanie wypowiedziała z wyrzutem.
- Ona nie jest bachorem! Spójrz na siebie! - wykrzyczałam jej prosto w twarz.
- Coś Ty powiedziała?! - Chwyciła mnie za ramię.
- Że nie jest bachorem! I puść, bo to boli! - wyszarpałam się z jej uścisku.
- Nie jestem Twoją rówieśniczką, żebyś mówiła do mnie na "ty". Idziemy! - Zarządziła, jednak ja stałam ciągle w tym samym miejscu.
- Nie prowokuj mnie! Już do domu! Nie dość, że jesteś w pidżamie to jeszcze boso! Nie mam zamiaru płacić kary za Ciebie, bo sobie ubzdurałaś, wychodzenie gdzieś z tą gnidą w środku nocy i burzy! - wrzeszczała na mnie jednak, ja ani drgnęłam. Nie miałam siły się z nią kłócić, ale nie dam obrażać mojej Michi.
- Z gnidą? - powiedziałam spokojnie, a ona czekała co powiem. - Z gnidą, tak? - zrobiłam krótką pauzę, zacisnęłam brwi, żeby się znów nie rozpłakać. - JAK ŚMIESZ?! NIE MASZ UCZUĆ!!! Nie dziwię się, że każdy Cię zostawiał, i do tej pory jesteś starą panną! Na nikogo nie zasługujesz, bo nie masz serca! Masz KAMIEŃ!!! - oniemiała. Czasem dobrze jest podsłuchiwać i plotkować. Różne historyjki o niej krążyły, więc czemu miałam jej o nich nie powiedzieć? Nie bałam się jej, a po za tym, miałam teraz inny problem.
- Przesadziłaś. - powiedziała z nienawiścią i odeszła.
Stałam tak na opustoszałym, ciemnym parkingu. Przez chwilę byłam z siebie dumna, że wygrałam i mnie zostawiła w spokoju, ale szybko znikło to uczucie. Znów przed oczami miałam Michiko na którą leciały ułamki szyby, która bezwładnie spadła na podłogę. Którą wynosili niczym kukiełkę... Nie umiałam pohamować tych obrazów i wszystkich tych myśli. Dziwiłam się, że mam jeszcze czym płakać.
- Dlaczego?! Dlaczego Ona?! Dlaczego nie ja?! Powiedz dlaczego?! - wydzierałam się patrząc w niebo pełne błyskawic. - Kur*a. - syknęłam, spuszczając głowę. Pozwoliłam sobie przekląć. Wyjątkowa sytuacja. Może nigdy tego nie robiłam, ale teraz to pomogło. W minimalnym stopniu ale pomogło. Skuliłam się na ziemi i znów płakałam.
Po paru minutach usłyszałam czyjeś kroki zbliżające się do mnie, dość szybko. Miałam już tego dość! Czy oni wszyscy nie rozumieją, że chcę spokoju?!
Gdy osoba była już bliżej, zwolniła. A później całkowicie się zatrzymała.
- Ayashi.... - powiedziała ciepłym tonem Kayoko.
Miała charakterystyczny głos. Lekko chropowaty, ale delikatny i słodki.
- Jak Ty się trzęsiesz... - zauważyła, i otuliła mnie kocem. Pewnie usłyszała jak krzyczałam, i przybiegła żeby mi pomóc. Tylko czy ja chcę tej pomocy?
Przykucnęła przy mnie i zaczęła mnie gładzić po plecach. Po dłuższej chwili podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam jej w oczy. Były pełne troski i... Smutku? Jeśli ona jest smutna, to naprawdę musi być źle.
- Chodź do mnie skarbie. - przyciągnęła mnie delikatnie do siebie.
Uległam. Usiadłam na jej kolanach i wtuliłam się w jej ramię. Mocno mnie objęła.
- Ćśśś... - Głaska mnie po głowie i co jakiś czas całowała w czoło. - Chodźmy do domu. Strasznie zmarzłaś. - Kiwnęłam tylko głową i ujęłam jej dłoń.
Zaprowadziła mnie do mojego pokoju. Byłam cała roztrzęsiona i zmarznięta. Trochę mało mnie to interesowało, ale Kayoko to już coś innego. Bardzo się o mnie troszczyła. Kazała mi się przebrać w suche ubrania. Byłam jej wdzięczna, że nie zostawiła mnie i okazała wsparcie.
- Widzę, że kakao pomogło? - lekko się uśmiechnęła i poczochrała mi włosy.
- Dziękuję. Jest mi znacznie cieplej. - wymusiłam uśmiech.
- Misiaku... - usiadła obok mnie i objęła ramieniem. - Nie zadręczaj się tym aż tak. Co się stało to się nie odstanie. Nic na to nie poradzisz...
- Ale to nie jest takie łatwe. Gdybym zmusiła ją do wyłączenia tego komputera, do niczego by nie doszło! To ja jej nie dopilnowałam. - pociągnęłam nosem. - Zawsze byłam tą rozsądniejszą... Mogłam ją przekonać, mogłam. Ale nie zrobiłam tego! Przez to burza się przybliżyła, nasz sierociniec stał się centrum i - załamał mi się głos.
- Aya, skarbie. - mocniej mnie przytuliła.
Rozryczałam się jak małe dziecko. Nie umiałam się opanować. - To nie Twoja wina. Burza i tak by przyszła. Zapowiadali straszne wichury. Nie zrzucaj na siebie całej winy. I tak to nie pomoże. - powiedziała, kiedy się trochę uspokoiłam. - Może jutro pojedziemy do szpitala. Porozmawiam z Kinu. - posłała mi ciepły uśmiech. - To jak? Postarasz się dla mnie? Nie płacz już. - powiedziała delikatnym, pełnym troski tonem i ucałowała mnie w czubek głowy.
- Masz rację, nie mogę się tak mazać. Łatwo się mówi, ale się postaram. Dziękuję. - wtuliłam się w nią z całej siły, uprzednio odkładając pusty już kubek.
Trwałyśmy tak w ciszy dłuższą chwilę. Odsunęła mnie od siebie i spojrzała w moje na pół otwarte oczy.
- Widzę, że oczka Ci się kleją. - powiedziała z uśmiechem.
- O tak. Bardzoooooo. - ziewnęłam.
- Chcesz spać u mnie? - spytała delikatnie.
- O nie! Nie! - zaczęłam lekko histeryzować. - Nie chcę przechodzić obok tamtego miejsca! Nie! Proszę! Nie! - znów się rozryczałam, bo wróciłam pamięcią do tamtej chwili.
- Dobrze, dobrze. - uspokajała mnie. - Zostanę u Ciebie. Już dobrze. Spokojnie. Jestem tutaj. - mówiła to, przytulając mnie do siebie.
- P-przepraszam - wydukałam chlipiąc. - Zostaniesz? - zapytałam z nadzieją.
- Jasne, że tak. No już nie płacz.
Położyłyśmy się na moim łóżku. Leżała za mną, jedną ręką mnie obejmując, a drugą głaszcząc po włosach. Czułam się bezpiecznie. Trochę jak jej córeczka... Zasnęłam.
/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\
Oto i kolejny rozdział. Chyba nie płakałyście? ;p
Mam nadzieję, że się spodoba i liczę na wasze komentarze. Dziękuję za te wszystkie wejścia, jesteście kochane ;*
A właśnie ankieta. Dzięki za oddane głosy ;]. Miłego dnia, i nie siedźcie prze kompem, tylko na dwór bo ładna pogoda xD
Dzięki, pozdrawiam
Cyśka ^.^
niedziela, 1 kwietnia 2012
Ważne info ;]
!WAŻNE!
Jest sprawa z bohaterami. Nie pasował mi wiek Michi, i reszty, więc (wybaczcie za zamieszanie) zmieniam go. Teraz Michi i Ayashi mają 10 lat, a Naomi ma 12. Od początku opowiadania tak było ( tak załóżmy) ;D. Chyba tyle tego było. ^.^
Rozdział 8. "Burza".
- KOCHAM CIĘ - wrzasnęła, i mnie mocno przytuliła. - Kocham Cię
rozumiesz? I zawsze tak będzie. Tylko nie potrzebnie sie tak
męczyłyśmy... Mogłam nie słuchać Naomi. - na to imię się wzdrygnęłam.
- Na-o-mi?! - wydukałam. I odsunęłam się od Ayashi.
- Tak... - syknęła ze złością - Małpa! Najpierw Ciebie, teraz mnie zmanipulowała. Kazała mi czekać aż mnie przeprosisz. Miałam pokazać, jak mnie zraniłaś. Że to nie było byle co!
- Jak mogła?! Ja jej ufałam, i ją lubiłam... - spojrzałam na podłogę.
- Nie Ty jedna...
- A tak w zasadzie, to czemu nie poszłaś do Kinu?
- Przecież mnie znasz. - posłała mi uśmiech - W uczuciowych sprawach, nie łatwo ufam ludziom. A tym bardziej nie dorosłym... Jakoś mi tak trudno.
- No tak. Ale ta małpa, to ma dar manipulacji. Niech idzie do reklamy! Tam się im przyda!
- Dokładnie. Dajemy jej tą rolę, prawda Menadżerze? - Wybuchłyśmy głośnym śmiechem.
Razem spędziłyśmy weekend, byłyśmy na spacerze. Razem z Kayoko poszłyśmy w sobotnie popołudnie do galerii handlowej. Co prawda ja i Muli nic nie kupiłyśmy, ale nasza tym czasowa opiekunka, to zaszalała! A właśnie, Kayoko. To miła nastolatka, z naszego sierocińca. Biedactwo, czeka na swoje osiemnaste urodziny. Chciałaby już sama na siebie zarabiać, zdobyć mieszkanie. Do końca nie wiem, dlaczego jest w domu dziecka. Nie gadałyśmy o tym. Ona cieszyła się chwilą. Nie miała zwyczaju wracać do przeszłości. Liczyło sie TERAZ. To w niej kochałam. A po za tym optymistka, jakich mało!
Po niedzielnym obiedzie, poszłam się położyć razem z Ayą. Za dużo wepchnęłyśmy w siebie. Stanowczo za dużo! Obie leżałyśmy na jej łóżku. Zaczęła mnie gilgotać! Małpica! Myślałam że wypluje na nią resztki rolady! w pewnym momencie zrobiłam unik w lewą stronę i ujrzałam łapkę miśka. zwisała sobie z mojego łóżka. W sumie to nie powiedziałam, jej jeszcze o liście. Przestałam się śmiać.
- Co jest? - zdziwiła się Muli.
Bez słowa sięgnęłam po mojego pluszaka. Wyciągnęłam z niego list. Aya nie ogarniała... Gdy zobaczyła napisy, wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Ej! Nie śmiej się!
- Ale proszę Cię, co to za pismo! Przecież... Przecież.. Tak tylko kura potrafi! Hahaha! - co prawda, mówiła o pismie mojej mamy, ale i tak mnie rozbawiła. Jej śmiech powalał.
- Aya! Spokój! Wiem, że to nie jest cudo, ale proszę Cię... - znów uśmiech znikł z mojej twarzy. Zauważyła to.
- Przepraszam. Ale... to jest śmieszne... - zrobiła minę zbitego psa.
- No w takim świetle jak Ty to widzisz, to na pewno. Ale posłuchaj. To jest... To jest list od mojej mamy. - oznajmiłam. Jej zrobiło się głupio.
- Nie wiedziałam... - spuściła wzrok.
- Nic nie szkodzi. - Uśmiechnęłam się. - Po prostu chcę Ci go przeczytać. Chcę się z Tobą tym podzielić.
- Ale...
- Tak wiem, tego nie umiem przeczytać, ale zrobiłam sobie kopie. - poruszyłam brwiami, i sięgnęłam do mojej szafki.
- A no to się rozumie. - rozpromieniła się.
Przeczytałam jej słowa mojej mamy. Rozpłakała się, i mnie przytuliła. Siedziałyśmy tak dość długo. Aż w końcu powiedziała, że jej przykro, i zapytała co teraz zamierzam.
- W sumie to nie wiem. Czasami śni mi się po nocach. Chociaż nie wiem jak wygląda na prawdę. Sni mi się, że ją znalazłam. Prawie co noc. Takie wielkie spotkanie. Z rozbiegu wskakuje jej w ramiona.... - rozmarzałam, a po policzku pociekła mi pojedyncza łza. -
- Nie płacz. Tylko proszę Cię nie płacz... - starła ją, moja przyjaciółka.
- Sorki. To nie ja to oczy! - wykrzyknęłam z żartem. I znów się śmiałyśmy.
Nadszedł wieczór. Leżałyśmy już w naszych łóżeczkach próbując zasnąć.
- Michi... - usłyszałam szept z dołu.
- hmn,...? - zamruczałam na pół śpiąco.
- Myślę ciągle nad... - wiedziałam co chce powiedzieć. Otworzyłam oczy. Dookoła była ciemność. Tylko pojedyncze przebłyski światła wpadały przez okno gdy przejechał jakiś samochód.
- Nad listem? - dokończyłam.
- No tak... - usłyszałam jak wstaje z łóżka.
- Co robisz? - zmarszczyłam czoło.
- Idę do Ciebie, a co myślałaś? Że zostałam oczarowana przez blask pełni księżyca, i stałam się Zombie?
- Ach... No nie... - odsunęłam się, robiąc jej miejsce.
- Więc, ciągle rozmyślam na tym listem... I tak postawiłam siebie w tej sytuacji...
- I co? - spytałam zaciekawiona.
- I tak myślę, że ja chyba.... - zrobiła krótka pauzę, a ja słuchałam ją uważnie. - Chyba chciałabym, znaleźć moją mamę... - spojrzała na mnie, a ja położyłam sie na plecach i westchnęłam.
- Też bym chciała.... Ale nie wiem jak...
- Michi... - przytuliła mnie. - Wiem!
- Ał! moje ucho.... Nie musisz aż tak okazywać swojej euforii... Tym bardziej, że opiekunki jeszcze nie śpią.
- Ach.. no tak. Sorki - zmieszała się lekko.
- Więc jaki ten Twój pomysł?
- Wiesz... Pewnie Kayoko jeszcze nie śpi... - ujrzałam w przebłysku światła jej chytry wzrok.
- No pewnie nie... Ale co w związku z tym?
- Nie wiesz?
- No skoro pytam to chyba nie wiem, nie?
- Ach Ty... Twoje szare komórki śpią.. - zaśmiała się cicho, a ja razem z nią.
- Zapewne.
- Więc ,ona ma laptopa... Mogłybyśmy pożyczyć i spróbować wyszukać twoją mamę na necie. Nie mam racji?
- W sumie tak...
- To chodźmy. - po cichu zeszła z łóżka, jednak ja dalej leżałam - Co jest?
- Przecież ciołku, nie możemy iść teraz, do niej.
- Uhm? - nie rozumiała.
- Widzę, że Twoje szare komórki, robią to samo co moje.
- No pewnie, żartuj sobie ze mnie. - udała oburzoną. - Ja Ci pomagam, a Ty sobie ze mnie kpisz. Tak to się odpłaca..?
- Oj Aya. Jak ja Cię kocham - zeszłam i przytuliłam się do niej. - Przecież, o tej porze śpią tylko takie dzieciaki jak my. A reszta domu, ma wolne.
- Achaaa.... A co jeśli Kayoko pójdzie spać?
- A komórki nie istnieją?
- Ty to jednak cwana jesteś - poklepała mnie po ramieniu.
- No ba! Ale nie bez Ciebie. Dobra. Przejdźmy do rzeczy. Mam jeszcze trochę kasy. Może wystarczy na sms'a.
- Mam nadzieję. A masz jej numer?
- Mam, dała mi w sobotę, tak na wszelki wypadek, jakbyśmy sie zgubiły.
- No to pisz! - wydała mi rozkaz niczym jakiś szeryf. Pff.
- Nie krzycz. - upomniałam ją miło.
- Sorki.
Napisałam sms:
Po krótkiej chwili dostałam odpowiedź:
Spoko. Nie będę spała. Ale co o tak późnej porze będziecie robić?;) Ze względu na opiekunki, przyjdźcie później. Jak Maia pójdzie po kawę dam wam znać.
Świetnie. Załatwiłyśmy sobie ponad dwie godziny czekania. Trzeba było coś porobić, żeby nie zasnąć.
- Aya... Co robimy? - powiedziałam znudzona.
- Uhm... A ile mamy czasu? - skrzywiła usta i podniosła jedną brew do góry. Wyglądała komicznie, do tego niepoukładanie włosy, po naszym łaskotaniu.
- Ponad dwie godziny. - powiedziałam szczerząc się. Cudem zatrzymywałam śmiech, bo ona dalej miała tą samą minę!
- To takie ekscytujące? - powiedziała z ironią. - Nieważne. Jest parę propozycji.
- Mam nadzieję, że nie są nudne...
- Nie wierzysz we mnie?! - zabijała mnie wzrokiem.
- Nie patrz tak! Wierzę! Wierzę! - krzyknęłam, i zaraz potem moje ręce chwyciły moje niewyparzone usta. Zapadła krótka cisza, po czym usłyszałyśmy jak ktoś chodzi po korytarzu. Nie minęła sekunda i już leżałyśmy pod kołdrą. Posikane ze strachu i adrenaliny, która momentalnie nam podskoczyła. Później znów przytłumiony śmiech. Gdy emocje opadły, wyszłyśmy z "bunkra" i usiadłyśmy na łóżku. Rozglądnęłyśmy się po pokoju i instynktownie spojrzałyśmy się na siebie. Znów dorwał nas "złoczyńca Śmiech". Szybko wskoczyłyśmy pod kołdrę, zatykając równocześnie nos, buzię, i wstrzymując powietrze. Wszystko byle byłoby cicho. Powstrzymywałyśmy się tak non stop, przez dobre pół godziny. Później Aya rzuciła pomysłem, żeby pograć w butelkę. Może we dwie osoby to nie tak fajnie, ale nam to musiało wystarczyć. Żeby się nie zabić przy wykonywaniu zadań, zapaliłyśmy lampkę nocną. Krótko przed dwudziestą trzecią gra nam się znudziła. zrobiło się strasznie duszno, więc otworzyłyśmy okno. Chłodny wiatr połaskotał nasze stopy. Przez chwilę stałyśmy zapatrzone w krajobraz. W oddali się błyskało. To był cudowny widok.
Nie wracałyśmy już od poprzedniej zabawy. Teraz w nasze ręce wpadły karty. To było bardziej spokojne zajęcie i bezpieczniejsze na tą porę. Było mniejsze prawdopodobieństwo wybuchu śmiechu. Co prawda długo nie pograłyśmy, bo mój telefon zabrzęczał. Dostałam sms'a od Kayoko. "Ruszajcie. Macie wolne ;p ". Spojrzałam porozumiewawczo na Ayashi. Nie chowając kart, pomału wyszłyśmy na korytarz.
Dobrze, że była pełnia. Blask księżyca sprawiał, że widziałyśmy gdzie iść. Po jakiś pięciu minutach skradania się jak myszy, stanęłyśmy pod drzwiami 'zbawienia'. Cicho zapukałyśmy i weszłyśmy do środka.
- Hej. Nikt was nie zauważył? - zapytała na przywitanie nastolatka.
- Nikt. Byłyśmy ostrożne.- odpowiedziała jej z uśmiechem Muli.
- Więc? Co się stało?
Wszystko jej wyjaśniłyśmy. Bez problemu się zgodziła. Na szczęście na noc nie wyłączali internetu.
- Sorki. Ale oczy mi się kleją. - oznajmiła ziewając. - Jak skończycie to mnie obudźcie. - dodała, i się położyła.
- Dobranoc. - powiedziałyśmy równocześnie z moją przyjaciółką, po czym zgasiłam światło.
Zaczęłyśmy szukać. Najpierw wpisałyśmy w wyszukiwarkę "Tomaki Kamea".
- Eeee... - szczęka mi opadła. Było około 500 wyników... "Jasne bo akurat ją rozpoznam, już to widzę!" pomyślałam. - Masz jakiś pomysł? - zapytałam po krótkiej pauzie, ze smutkiem.
Aya nie odpowiedziała. Jaka ja jestem naiwna. Myślałam, że to będzie proste. Klik, i jest moja mama. Zrobiłam sobie nadzieję.
- Szkoda, że masz jej zdjęcia.
- Ech... Trudno. Nic nie zrobisz. - wzruszyłam ramionami. Ale w środku ryczałam ze smutku.
- Damy radę. Wymyślimy coś. Zobaczysz. - przytuliła mnie mocno Aya.
- Kocham Cię. - tylko tyle zdołałam wydusić z siebie.
Nagle przestała się do mnie tulić i chwyciła mnie za ramiona, tym samym odwracając mnie w jej stronę.
- Wiem. Może ma jakiś portal społecznościowy?
- Myślisz? - nie byłam przekonana.
- Warto spróbować, nie? - posłała mi ciepły uśmiech i szturchnęła mnie.
Miała rację. I tak nie mam nic do stracenia. Zarejestrowałam się i znów zaczęłyśmy szukać. Było tego trochę dużo... Aya wymyśliła - ona zawsze jest genialna - że skoro nie mogę jej rozpoznać, to zawsze mogę napisać wiadomość.
- Co to było?! - zerwała się nagle z łóżka Kayoko.
- Kurcze!!! Błagam, ostrzegaj następnym razem, że chcesz krzyknąć! - skarciłam ją, ciężko dysząc.
- Prawie dostałyśmy zawału. - dodała Aya.
-Wybaczcie... - udała, że jej głupio. A po chwili zapytała - Więc co to było?
- Taki huk? Grzmot. Za oknem jest istne piekło.
- Aha... Ale wiecie, że jak jest burza to nie powinno się mieć załączonego kompa? T...
- To przyciąga. Wiemy - przerwała jej Aya z uśmiechem na twarzy.
- Wiec, może go zamkniecie? - uniosła brwi do góry.
- Sorki, nie zwróciłyśmy na to wcześniej uwagi. Już kończymy. - Posłałam jej ciepły uśmiech.
- No, wiesz, mów za siebie. - wtrąciła moja przyjaciółka.
- Ćśśś! - szturchnęłam ją przyjaźnie i zatkałam usta palcem.
Zaczęłyśmy się cicho chichotać. W końcu było już po północy, i nie mogłyśmy być głośno. Gdyby nas przyłapano, że nie śpimy grzecznie w swoich łózkach, miałybyśmy ekstra przypał!
- Dzięki. Co prawda nic konkretnego nie znalazłam, ale dzięki. - Wyłączyłam laptopa i posłałam ciepły uśmiech jego właścicielce.
- Spoko. Dobranoc, i nie dajcie się złapać. - puściła nam oczko.
Wyszłyśmy na korytarz i na palcach udałyśmy się w stronę pokoju. Ayashi, szła przede mną. Nagle rozległ się głośny trzask. Zatrzymałam się i spojrzałam w okno. Jaskrawe światło mignęło mi przed oczami. W blasku innych błyskawic, zobaczyłam postać, zmierzającą w moją stronę! Jak później się okazało było to drzewo. Stary, potężny dąb, przewalając się, wybił okno swoimi mocnymi ramionami. Teraz kawałki szyby gnały na mnie z wielką prędkością. Nie mogłam się ruszyć. Wydawało mi się, że cały świat się zatrzymał, a fragmenty szkła zawisły w przestrzeni czasowej i powietrznej. Tylko ja byłam tutaj żywa.
Wróciła rzeczywistość. Wiatr zaczął niewyobrażalnie huczeć, tworząc mrożącą krew w żyłach melodię, do której pasował krzyk Ayashi. Głowa mimowolnie opadła mi na prawe ramię. Kątem oka spostrzegłam przerażoną Muli. Jej ręka była skierowana w moim kierunku. Na jej twarzy malowała się troska, strach, bezradność. Nagle moje ciało oblała fala gorąca, zaraz potem zastąpiona zimnem. Zakręciło mi się w głowie. Upadłam na brzuch. Moje ciało było bezwładne. Byłam jak kukiełka. Moja dłoń leżała w jakiejś czerwonej plamie, obok mojej głowy. To była krew... Moja krew, której ciągle przybywało.
- Na-o-mi?! - wydukałam. I odsunęłam się od Ayashi.
- Tak... - syknęła ze złością - Małpa! Najpierw Ciebie, teraz mnie zmanipulowała. Kazała mi czekać aż mnie przeprosisz. Miałam pokazać, jak mnie zraniłaś. Że to nie było byle co!
- Jak mogła?! Ja jej ufałam, i ją lubiłam... - spojrzałam na podłogę.
- Nie Ty jedna...
- A tak w zasadzie, to czemu nie poszłaś do Kinu?
- Przecież mnie znasz. - posłała mi uśmiech - W uczuciowych sprawach, nie łatwo ufam ludziom. A tym bardziej nie dorosłym... Jakoś mi tak trudno.
- No tak. Ale ta małpa, to ma dar manipulacji. Niech idzie do reklamy! Tam się im przyda!
- Dokładnie. Dajemy jej tą rolę, prawda Menadżerze? - Wybuchłyśmy głośnym śmiechem.
Razem spędziłyśmy weekend, byłyśmy na spacerze. Razem z Kayoko poszłyśmy w sobotnie popołudnie do galerii handlowej. Co prawda ja i Muli nic nie kupiłyśmy, ale nasza tym czasowa opiekunka, to zaszalała! A właśnie, Kayoko. To miła nastolatka, z naszego sierocińca. Biedactwo, czeka na swoje osiemnaste urodziny. Chciałaby już sama na siebie zarabiać, zdobyć mieszkanie. Do końca nie wiem, dlaczego jest w domu dziecka. Nie gadałyśmy o tym. Ona cieszyła się chwilą. Nie miała zwyczaju wracać do przeszłości. Liczyło sie TERAZ. To w niej kochałam. A po za tym optymistka, jakich mało!
Po niedzielnym obiedzie, poszłam się położyć razem z Ayą. Za dużo wepchnęłyśmy w siebie. Stanowczo za dużo! Obie leżałyśmy na jej łóżku. Zaczęła mnie gilgotać! Małpica! Myślałam że wypluje na nią resztki rolady! w pewnym momencie zrobiłam unik w lewą stronę i ujrzałam łapkę miśka. zwisała sobie z mojego łóżka. W sumie to nie powiedziałam, jej jeszcze o liście. Przestałam się śmiać.
- Co jest? - zdziwiła się Muli.
Bez słowa sięgnęłam po mojego pluszaka. Wyciągnęłam z niego list. Aya nie ogarniała... Gdy zobaczyła napisy, wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Ej! Nie śmiej się!
- Ale proszę Cię, co to za pismo! Przecież... Przecież.. Tak tylko kura potrafi! Hahaha! - co prawda, mówiła o pismie mojej mamy, ale i tak mnie rozbawiła. Jej śmiech powalał.
- Aya! Spokój! Wiem, że to nie jest cudo, ale proszę Cię... - znów uśmiech znikł z mojej twarzy. Zauważyła to.
- Przepraszam. Ale... to jest śmieszne... - zrobiła minę zbitego psa.
- No w takim świetle jak Ty to widzisz, to na pewno. Ale posłuchaj. To jest... To jest list od mojej mamy. - oznajmiłam. Jej zrobiło się głupio.
- Nie wiedziałam... - spuściła wzrok.
- Nic nie szkodzi. - Uśmiechnęłam się. - Po prostu chcę Ci go przeczytać. Chcę się z Tobą tym podzielić.
- Ale...
- Tak wiem, tego nie umiem przeczytać, ale zrobiłam sobie kopie. - poruszyłam brwiami, i sięgnęłam do mojej szafki.
- A no to się rozumie. - rozpromieniła się.
Przeczytałam jej słowa mojej mamy. Rozpłakała się, i mnie przytuliła. Siedziałyśmy tak dość długo. Aż w końcu powiedziała, że jej przykro, i zapytała co teraz zamierzam.
- W sumie to nie wiem. Czasami śni mi się po nocach. Chociaż nie wiem jak wygląda na prawdę. Sni mi się, że ją znalazłam. Prawie co noc. Takie wielkie spotkanie. Z rozbiegu wskakuje jej w ramiona.... - rozmarzałam, a po policzku pociekła mi pojedyncza łza. -
- Nie płacz. Tylko proszę Cię nie płacz... - starła ją, moja przyjaciółka.
- Sorki. To nie ja to oczy! - wykrzyknęłam z żartem. I znów się śmiałyśmy.
Nadszedł wieczór. Leżałyśmy już w naszych łóżeczkach próbując zasnąć.
- Michi... - usłyszałam szept z dołu.
- hmn,...? - zamruczałam na pół śpiąco.
- Myślę ciągle nad... - wiedziałam co chce powiedzieć. Otworzyłam oczy. Dookoła była ciemność. Tylko pojedyncze przebłyski światła wpadały przez okno gdy przejechał jakiś samochód.
- Nad listem? - dokończyłam.
- No tak... - usłyszałam jak wstaje z łóżka.
- Co robisz? - zmarszczyłam czoło.
- Idę do Ciebie, a co myślałaś? Że zostałam oczarowana przez blask pełni księżyca, i stałam się Zombie?
- Ach... No nie... - odsunęłam się, robiąc jej miejsce.
- Więc, ciągle rozmyślam na tym listem... I tak postawiłam siebie w tej sytuacji...
- I co? - spytałam zaciekawiona.
- I tak myślę, że ja chyba.... - zrobiła krótka pauzę, a ja słuchałam ją uważnie. - Chyba chciałabym, znaleźć moją mamę... - spojrzała na mnie, a ja położyłam sie na plecach i westchnęłam.
- Też bym chciała.... Ale nie wiem jak...
- Michi... - przytuliła mnie. - Wiem!
- Ał! moje ucho.... Nie musisz aż tak okazywać swojej euforii... Tym bardziej, że opiekunki jeszcze nie śpią.
- Ach.. no tak. Sorki - zmieszała się lekko.
- Więc jaki ten Twój pomysł?
- Wiesz... Pewnie Kayoko jeszcze nie śpi... - ujrzałam w przebłysku światła jej chytry wzrok.
- No pewnie nie... Ale co w związku z tym?
- Nie wiesz?
- No skoro pytam to chyba nie wiem, nie?
- Ach Ty... Twoje szare komórki śpią.. - zaśmiała się cicho, a ja razem z nią.
- Zapewne.
- Więc ,ona ma laptopa... Mogłybyśmy pożyczyć i spróbować wyszukać twoją mamę na necie. Nie mam racji?
- W sumie tak...
- To chodźmy. - po cichu zeszła z łóżka, jednak ja dalej leżałam - Co jest?
- Przecież ciołku, nie możemy iść teraz, do niej.
- Uhm? - nie rozumiała.
- Widzę, że Twoje szare komórki, robią to samo co moje.
- No pewnie, żartuj sobie ze mnie. - udała oburzoną. - Ja Ci pomagam, a Ty sobie ze mnie kpisz. Tak to się odpłaca..?
- Oj Aya. Jak ja Cię kocham - zeszłam i przytuliłam się do niej. - Przecież, o tej porze śpią tylko takie dzieciaki jak my. A reszta domu, ma wolne.
- Achaaa.... A co jeśli Kayoko pójdzie spać?
- A komórki nie istnieją?
- Ty to jednak cwana jesteś - poklepała mnie po ramieniu.
- No ba! Ale nie bez Ciebie. Dobra. Przejdźmy do rzeczy. Mam jeszcze trochę kasy. Może wystarczy na sms'a.
- Mam nadzieję. A masz jej numer?
- Mam, dała mi w sobotę, tak na wszelki wypadek, jakbyśmy sie zgubiły.
- No to pisz! - wydała mi rozkaz niczym jakiś szeryf. Pff.
- Nie krzycz. - upomniałam ją miło.
- Sorki.
Napisałam sms:
Hej, to ja Michi. Jest sprawa. Ważna. Mam nadzieję, że nie będziesz spała około 23? Przyjdziemy do Ciebie. ^^
Po krótkiej chwili dostałam odpowiedź:
Spoko. Nie będę spała. Ale co o tak późnej porze będziecie robić?;) Ze względu na opiekunki, przyjdźcie później. Jak Maia pójdzie po kawę dam wam znać.
Świetnie. Załatwiłyśmy sobie ponad dwie godziny czekania. Trzeba było coś porobić, żeby nie zasnąć.
- Aya... Co robimy? - powiedziałam znudzona.
- Uhm... A ile mamy czasu? - skrzywiła usta i podniosła jedną brew do góry. Wyglądała komicznie, do tego niepoukładanie włosy, po naszym łaskotaniu.
- Ponad dwie godziny. - powiedziałam szczerząc się. Cudem zatrzymywałam śmiech, bo ona dalej miała tą samą minę!
- To takie ekscytujące? - powiedziała z ironią. - Nieważne. Jest parę propozycji.
- Mam nadzieję, że nie są nudne...
- Nie wierzysz we mnie?! - zabijała mnie wzrokiem.
- Nie patrz tak! Wierzę! Wierzę! - krzyknęłam, i zaraz potem moje ręce chwyciły moje niewyparzone usta. Zapadła krótka cisza, po czym usłyszałyśmy jak ktoś chodzi po korytarzu. Nie minęła sekunda i już leżałyśmy pod kołdrą. Posikane ze strachu i adrenaliny, która momentalnie nam podskoczyła. Później znów przytłumiony śmiech. Gdy emocje opadły, wyszłyśmy z "bunkra" i usiadłyśmy na łóżku. Rozglądnęłyśmy się po pokoju i instynktownie spojrzałyśmy się na siebie. Znów dorwał nas "złoczyńca Śmiech". Szybko wskoczyłyśmy pod kołdrę, zatykając równocześnie nos, buzię, i wstrzymując powietrze. Wszystko byle byłoby cicho. Powstrzymywałyśmy się tak non stop, przez dobre pół godziny. Później Aya rzuciła pomysłem, żeby pograć w butelkę. Może we dwie osoby to nie tak fajnie, ale nam to musiało wystarczyć. Żeby się nie zabić przy wykonywaniu zadań, zapaliłyśmy lampkę nocną. Krótko przed dwudziestą trzecią gra nam się znudziła. zrobiło się strasznie duszno, więc otworzyłyśmy okno. Chłodny wiatr połaskotał nasze stopy. Przez chwilę stałyśmy zapatrzone w krajobraz. W oddali się błyskało. To był cudowny widok.
Nie wracałyśmy już od poprzedniej zabawy. Teraz w nasze ręce wpadły karty. To było bardziej spokojne zajęcie i bezpieczniejsze na tą porę. Było mniejsze prawdopodobieństwo wybuchu śmiechu. Co prawda długo nie pograłyśmy, bo mój telefon zabrzęczał. Dostałam sms'a od Kayoko. "Ruszajcie. Macie wolne ;p ". Spojrzałam porozumiewawczo na Ayashi. Nie chowając kart, pomału wyszłyśmy na korytarz.
Dobrze, że była pełnia. Blask księżyca sprawiał, że widziałyśmy gdzie iść. Po jakiś pięciu minutach skradania się jak myszy, stanęłyśmy pod drzwiami 'zbawienia'. Cicho zapukałyśmy i weszłyśmy do środka.
- Hej. Nikt was nie zauważył? - zapytała na przywitanie nastolatka.
- Nikt. Byłyśmy ostrożne.- odpowiedziała jej z uśmiechem Muli.
- Więc? Co się stało?
Wszystko jej wyjaśniłyśmy. Bez problemu się zgodziła. Na szczęście na noc nie wyłączali internetu.
- Sorki. Ale oczy mi się kleją. - oznajmiła ziewając. - Jak skończycie to mnie obudźcie. - dodała, i się położyła.
- Dobranoc. - powiedziałyśmy równocześnie z moją przyjaciółką, po czym zgasiłam światło.
Zaczęłyśmy szukać. Najpierw wpisałyśmy w wyszukiwarkę "Tomaki Kamea".
- Eeee... - szczęka mi opadła. Było około 500 wyników... "Jasne bo akurat ją rozpoznam, już to widzę!" pomyślałam. - Masz jakiś pomysł? - zapytałam po krótkiej pauzie, ze smutkiem.
Aya nie odpowiedziała. Jaka ja jestem naiwna. Myślałam, że to będzie proste. Klik, i jest moja mama. Zrobiłam sobie nadzieję.
- Szkoda, że masz jej zdjęcia.
- Ech... Trudno. Nic nie zrobisz. - wzruszyłam ramionami. Ale w środku ryczałam ze smutku.
- Damy radę. Wymyślimy coś. Zobaczysz. - przytuliła mnie mocno Aya.
- Kocham Cię. - tylko tyle zdołałam wydusić z siebie.
Nagle przestała się do mnie tulić i chwyciła mnie za ramiona, tym samym odwracając mnie w jej stronę.
- Wiem. Może ma jakiś portal społecznościowy?
- Myślisz? - nie byłam przekonana.
- Warto spróbować, nie? - posłała mi ciepły uśmiech i szturchnęła mnie.
Miała rację. I tak nie mam nic do stracenia. Zarejestrowałam się i znów zaczęłyśmy szukać. Było tego trochę dużo... Aya wymyśliła - ona zawsze jest genialna - że skoro nie mogę jej rozpoznać, to zawsze mogę napisać wiadomość.
- Co to było?! - zerwała się nagle z łóżka Kayoko.
- Kurcze!!! Błagam, ostrzegaj następnym razem, że chcesz krzyknąć! - skarciłam ją, ciężko dysząc.
- Prawie dostałyśmy zawału. - dodała Aya.
-Wybaczcie... - udała, że jej głupio. A po chwili zapytała - Więc co to było?
- Taki huk? Grzmot. Za oknem jest istne piekło.
- Aha... Ale wiecie, że jak jest burza to nie powinno się mieć załączonego kompa? T...
- To przyciąga. Wiemy - przerwała jej Aya z uśmiechem na twarzy.
- Wiec, może go zamkniecie? - uniosła brwi do góry.
- Sorki, nie zwróciłyśmy na to wcześniej uwagi. Już kończymy. - Posłałam jej ciepły uśmiech.
- No, wiesz, mów za siebie. - wtrąciła moja przyjaciółka.
- Ćśśś! - szturchnęłam ją przyjaźnie i zatkałam usta palcem.
Zaczęłyśmy się cicho chichotać. W końcu było już po północy, i nie mogłyśmy być głośno. Gdyby nas przyłapano, że nie śpimy grzecznie w swoich łózkach, miałybyśmy ekstra przypał!
- Dzięki. Co prawda nic konkretnego nie znalazłam, ale dzięki. - Wyłączyłam laptopa i posłałam ciepły uśmiech jego właścicielce.
- Spoko. Dobranoc, i nie dajcie się złapać. - puściła nam oczko.
Wyszłyśmy na korytarz i na palcach udałyśmy się w stronę pokoju. Ayashi, szła przede mną. Nagle rozległ się głośny trzask. Zatrzymałam się i spojrzałam w okno. Jaskrawe światło mignęło mi przed oczami. W blasku innych błyskawic, zobaczyłam postać, zmierzającą w moją stronę! Jak później się okazało było to drzewo. Stary, potężny dąb, przewalając się, wybił okno swoimi mocnymi ramionami. Teraz kawałki szyby gnały na mnie z wielką prędkością. Nie mogłam się ruszyć. Wydawało mi się, że cały świat się zatrzymał, a fragmenty szkła zawisły w przestrzeni czasowej i powietrznej. Tylko ja byłam tutaj żywa.
Wróciła rzeczywistość. Wiatr zaczął niewyobrażalnie huczeć, tworząc mrożącą krew w żyłach melodię, do której pasował krzyk Ayashi. Głowa mimowolnie opadła mi na prawe ramię. Kątem oka spostrzegłam przerażoną Muli. Jej ręka była skierowana w moim kierunku. Na jej twarzy malowała się troska, strach, bezradność. Nagle moje ciało oblała fala gorąca, zaraz potem zastąpiona zimnem. Zakręciło mi się w głowie. Upadłam na brzuch. Moje ciało było bezwładne. Byłam jak kukiełka. Moja dłoń leżała w jakiejś czerwonej plamie, obok mojej głowy. To była krew... Moja krew, której ciągle przybywało.
/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\
No to dla zrekompensowania, macie długi rozdział ;D, który dedykuję Animowej, i zapraszam na jej blog ^.^ http://animowa.blogspot.com/ . Mam nadzieję, że nie ma za dużo błędów i da się lubić xD.
Ha! Teraz sobie czekajcie na kolejny! Traralalalalalal! ;p
I dziękuję, za komentarze i wejścia. Miło mi, że przy mnie trwacie ;D
Subskrybuj:
Posty (Atom)