niedziela, 1 kwietnia 2012

Rozdział 8. "Burza".

- KOCHAM CIĘ - wrzasnęła, i mnie mocno przytuliła. - Kocham Cię rozumiesz? I zawsze tak będzie. Tylko nie potrzebnie sie tak męczyłyśmy... Mogłam nie słuchać Naomi. - na to imię się wzdrygnęłam.
- Na-o-mi?! - wydukałam. I odsunęłam się od Ayashi.
- Tak... - syknęła ze złością - Małpa! Najpierw Ciebie, teraz mnie zmanipulowała. Kazała mi czekać aż mnie przeprosisz. Miałam pokazać, jak mnie zraniłaś. Że to nie było byle co!
- Jak mogła?! Ja jej ufałam, i ją lubiłam... - spojrzałam na podłogę.
- Nie Ty jedna...
- A tak w zasadzie, to czemu nie poszłaś do Kinu?
- Przecież mnie znasz. - posłała mi uśmiech - W uczuciowych sprawach, nie łatwo ufam ludziom. A tym bardziej nie dorosłym... Jakoś mi tak trudno.
- No tak. Ale ta małpa, to ma dar manipulacji. Niech idzie do reklamy! Tam się im przyda!
- Dokładnie. Dajemy jej tą rolę, prawda Menadżerze? - Wybuchłyśmy głośnym śmiechem.
Razem spędziłyśmy weekend, byłyśmy na spacerze. Razem z Kayoko poszłyśmy w sobotnie popołudnie do galerii handlowej. Co prawda ja i Muli nic nie kupiłyśmy, ale nasza tym czasowa opiekunka, to zaszalała! A właśnie, Kayoko. To miła nastolatka, z naszego sierocińca. Biedactwo, czeka na swoje osiemnaste urodziny. Chciałaby już sama na siebie zarabiać, zdobyć mieszkanie. Do końca nie wiem, dlaczego jest w domu dziecka. Nie gadałyśmy o tym. Ona cieszyła się chwilą. Nie miała zwyczaju wracać do przeszłości. Liczyło sie TERAZ. To w niej kochałam. A po za tym optymistka, jakich mało!
Po niedzielnym obiedzie, poszłam się położyć razem z Ayą. Za dużo wepchnęłyśmy w siebie. Stanowczo za dużo! Obie leżałyśmy na jej łóżku. Zaczęła mnie gilgotać! Małpica! Myślałam że wypluje na nią resztki rolady! w pewnym momencie zrobiłam unik w lewą stronę i ujrzałam łapkę miśka. zwisała sobie z mojego łóżka. W sumie to nie powiedziałam, jej jeszcze o liście. Przestałam się śmiać.
- Co jest? - zdziwiła się Muli.
Bez słowa sięgnęłam po mojego pluszaka. Wyciągnęłam z niego list. Aya nie ogarniała... Gdy zobaczyła napisy, wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Ej! Nie śmiej się!
- Ale proszę Cię, co to za pismo! Przecież... Przecież.. Tak tylko kura potrafi! Hahaha! - co prawda, mówiła o pismie mojej mamy, ale i tak mnie rozbawiła. Jej śmiech powalał.
- Aya! Spokój! Wiem, że to nie jest cudo, ale proszę Cię... - znów uśmiech znikł z mojej twarzy. Zauważyła to.
- Przepraszam. Ale... to jest śmieszne... - zrobiła minę zbitego psa.
- No w takim świetle jak Ty to widzisz, to na pewno. Ale posłuchaj. To jest... To jest list od mojej mamy. - oznajmiłam. Jej zrobiło się głupio.
- Nie wiedziałam... - spuściła wzrok.
- Nic nie szkodzi. - Uśmiechnęłam się. - Po prostu chcę Ci go przeczytać. Chcę się z Tobą tym podzielić.
- Ale...
- Tak wiem, tego nie umiem przeczytać, ale zrobiłam sobie kopie. - poruszyłam brwiami, i sięgnęłam do mojej szafki.
- A no to się rozumie. - rozpromieniła się.
Przeczytałam jej słowa mojej mamy. Rozpłakała się, i mnie przytuliła. Siedziałyśmy tak dość długo. Aż w końcu powiedziała, że jej przykro, i zapytała co teraz zamierzam.
- W sumie to nie wiem. Czasami śni mi się po nocach. Chociaż nie wiem jak wygląda na prawdę. Sni mi się, że ją znalazłam. Prawie co noc. Takie wielkie spotkanie. Z rozbiegu wskakuje jej w ramiona.... - rozmarzałam, a po policzku pociekła mi pojedyncza łza. -
- Nie płacz. Tylko proszę Cię nie płacz... - starła ją, moja przyjaciółka.
- Sorki. To nie ja to oczy! - wykrzyknęłam z żartem. I znów się śmiałyśmy.
Nadszedł wieczór. Leżałyśmy już w naszych łóżeczkach próbując zasnąć.
- Michi... - usłyszałam szept z dołu.
- hmn,...? - zamruczałam na pół śpiąco.
- Myślę ciągle nad... - wiedziałam co chce powiedzieć. Otworzyłam oczy. Dookoła była ciemność. Tylko pojedyncze przebłyski światła wpadały przez okno gdy przejechał jakiś samochód.
- Nad listem? - dokończyłam.
- No tak... - usłyszałam jak wstaje z łóżka.
- Co robisz? - zmarszczyłam czoło.
- Idę do Ciebie, a co myślałaś? Że zostałam oczarowana przez blask pełni księżyca, i stałam się Zombie?
- Ach... No nie... - odsunęłam się, robiąc jej miejsce.
- Więc, ciągle rozmyślam na tym listem... I tak postawiłam siebie w tej sytuacji...
- I co? - spytałam zaciekawiona.
- I tak myślę, że ja chyba.... - zrobiła krótka pauzę, a ja słuchałam ją uważnie. - Chyba chciałabym, znaleźć moją mamę... - spojrzała na mnie, a ja położyłam sie na plecach i westchnęłam.
- Też bym chciała.... Ale nie wiem jak...
- Michi... - przytuliła mnie. - Wiem!
- Ał! moje ucho.... Nie musisz aż tak okazywać swojej euforii... Tym bardziej, że opiekunki jeszcze nie śpią.
- Ach.. no tak. Sorki - zmieszała się lekko.
- Więc jaki ten Twój pomysł?
- Wiesz... Pewnie Kayoko jeszcze nie śpi... - ujrzałam w przebłysku światła jej chytry wzrok.
- No pewnie nie... Ale co w związku z tym?
- Nie wiesz?
- No skoro pytam to chyba nie wiem, nie?
- Ach Ty... Twoje szare komórki śpią.. - zaśmiała się cicho, a ja razem z nią.
- Zapewne.
- Więc ,ona ma laptopa... Mogłybyśmy pożyczyć i spróbować wyszukać twoją mamę na necie. Nie mam racji?
- W sumie tak...
- To chodźmy. - po cichu zeszła z łóżka, jednak ja dalej leżałam - Co jest?
- Przecież ciołku, nie możemy iść teraz, do niej.
- Uhm? - nie rozumiała.
- Widzę, że Twoje szare komórki, robią to samo co moje.
- No pewnie, żartuj sobie ze mnie. - udała oburzoną. - Ja Ci pomagam, a Ty sobie ze mnie kpisz. Tak to się odpłaca..?
- Oj Aya. Jak ja Cię kocham - zeszłam i przytuliłam się do niej. - Przecież, o tej porze śpią tylko takie dzieciaki jak my. A reszta domu, ma wolne.
- Achaaa.... A co jeśli Kayoko pójdzie spać?
- A komórki nie istnieją?
- Ty to jednak cwana jesteś -  poklepała mnie po ramieniu.
- No ba! Ale nie bez Ciebie. Dobra. Przejdźmy do rzeczy. Mam jeszcze trochę kasy. Może wystarczy na sms'a.
- Mam nadzieję. A masz jej numer?
- Mam, dała mi w sobotę, tak na wszelki wypadek, jakbyśmy sie zgubiły.
- No to pisz! - wydała mi rozkaz niczym jakiś szeryf. Pff.
- Nie krzycz. - upomniałam ją miło.
- Sorki.
Napisałam sms:

Hej, to ja Michi. Jest sprawa. Ważna. Mam nadzieję, że nie będziesz spała około 23? Przyjdziemy do Ciebie. ^^

Po krótkiej chwili dostałam  odpowiedź:

Spoko. Nie będę spała. Ale co o tak późnej porze będziecie robić?;) Ze względu na opiekunki, przyjdźcie później. Jak Maia pójdzie po kawę dam wam znać. 

Świetnie. Załatwiłyśmy sobie ponad dwie godziny czekania. Trzeba było coś porobić, żeby nie zasnąć.
- Aya... Co robimy? - powiedziałam znudzona.
- Uhm... A ile mamy czasu? - skrzywiła usta i podniosła jedną brew do góry. Wyglądała komicznie, do tego niepoukładanie włosy, po naszym łaskotaniu.
- Ponad dwie godziny. - powiedziałam szczerząc się. Cudem zatrzymywałam śmiech, bo ona dalej miała tą samą minę!
- To takie ekscytujące? - powiedziała z ironią. - Nieważne. Jest parę propozycji.
- Mam nadzieję, że nie są nudne...
- Nie wierzysz we mnie?! - zabijała mnie wzrokiem.
- Nie patrz tak! Wierzę! Wierzę! - krzyknęłam, i zaraz potem moje ręce chwyciły moje niewyparzone usta.  Zapadła krótka cisza, po czym usłyszałyśmy jak ktoś chodzi po korytarzu. Nie minęła sekunda i już leżałyśmy pod kołdrą. Posikane ze strachu i adrenaliny, która momentalnie nam podskoczyła. Później znów przytłumiony śmiech. Gdy emocje opadły, wyszłyśmy z "bunkra" i usiadłyśmy na łóżku. Rozglądnęłyśmy się po pokoju i instynktownie spojrzałyśmy się na siebie. Znów dorwał nas "złoczyńca Śmiech". Szybko wskoczyłyśmy pod kołdrę, zatykając równocześnie nos, buzię, i wstrzymując powietrze. Wszystko byle byłoby cicho. Powstrzymywałyśmy się tak non stop, przez dobre pół godziny. Później Aya rzuciła pomysłem, żeby pograć w butelkę. Może we dwie osoby to nie tak fajnie, ale nam to musiało wystarczyć. Żeby się nie zabić przy wykonywaniu zadań, zapaliłyśmy lampkę nocną. Krótko przed dwudziestą trzecią gra nam się znudziła. zrobiło się strasznie duszno, więc otworzyłyśmy okno. Chłodny wiatr połaskotał nasze stopy. Przez chwilę stałyśmy zapatrzone w krajobraz. W oddali się błyskało. To był cudowny widok.
Nie wracałyśmy już od poprzedniej zabawy. Teraz w nasze ręce wpadły karty. To było bardziej spokojne zajęcie i bezpieczniejsze na tą porę. Było mniejsze prawdopodobieństwo wybuchu śmiechu. Co prawda długo nie pograłyśmy, bo mój telefon zabrzęczał. Dostałam sms'a od Kayoko. "Ruszajcie. Macie wolne ;p ". Spojrzałam porozumiewawczo na Ayashi. Nie chowając kart, pomału wyszłyśmy na korytarz.
Dobrze, że była pełnia. Blask księżyca sprawiał, że widziałyśmy gdzie iść. Po jakiś pięciu minutach skradania się jak myszy, stanęłyśmy  pod drzwiami 'zbawienia'. Cicho zapukałyśmy i weszłyśmy do środka.
- Hej. Nikt was nie zauważył? - zapytała na przywitanie nastolatka.
- Nikt. Byłyśmy ostrożne.- odpowiedziała jej z uśmiechem Muli.
- Więc? Co się stało?
Wszystko jej wyjaśniłyśmy. Bez problemu się zgodziła. Na szczęście na noc nie wyłączali internetu.
- Sorki. Ale oczy mi się kleją. - oznajmiła ziewając. - Jak skończycie to mnie obudźcie. - dodała, i się położyła.
- Dobranoc. - powiedziałyśmy równocześnie z moją przyjaciółką, po czym zgasiłam światło.
Zaczęłyśmy szukać. Najpierw wpisałyśmy w wyszukiwarkę "Tomaki Kamea".
- Eeee... - szczęka mi opadła. Było około 500 wyników... "Jasne bo akurat ją rozpoznam, już to widzę!" pomyślałam. - Masz jakiś pomysł? - zapytałam po krótkiej pauzie, ze smutkiem.
Aya nie odpowiedziała. Jaka ja jestem naiwna. Myślałam, że to będzie proste. Klik, i jest moja mama. Zrobiłam sobie nadzieję.
- Szkoda, że masz jej zdjęcia.
- Ech... Trudno. Nic nie zrobisz. - wzruszyłam ramionami. Ale w środku ryczałam ze smutku.
- Damy radę. Wymyślimy coś. Zobaczysz. - przytuliła mnie mocno Aya.
- Kocham Cię. - tylko tyle zdołałam wydusić z siebie.
Nagle przestała się do mnie tulić i chwyciła mnie za ramiona, tym samym odwracając mnie w jej stronę.
- Wiem. Może ma jakiś portal społecznościowy?
- Myślisz? -  nie byłam przekonana.
- Warto spróbować, nie? - posłała mi ciepły uśmiech i szturchnęła mnie.
Miała rację. I tak nie mam nic do stracenia. Zarejestrowałam się i znów zaczęłyśmy szukać. Było tego trochę dużo... Aya wymyśliła - ona zawsze jest genialna - że skoro nie mogę jej rozpoznać, to zawsze mogę napisać wiadomość.
- Co to było?! - zerwała się nagle z łóżka Kayoko.
- Kurcze!!! Błagam, ostrzegaj następnym razem, że chcesz krzyknąć! - skarciłam ją, ciężko dysząc.
- Prawie dostałyśmy zawału. - dodała Aya.
-Wybaczcie... - udała, że jej głupio. A po chwili zapytała - Więc co to było?
- Taki huk? Grzmot. Za oknem jest istne piekło.
- Aha... Ale wiecie, że jak jest burza to nie powinno się mieć załączonego kompa? T...
- To przyciąga. Wiemy - przerwała jej Aya z uśmiechem na twarzy.
- Wiec, może go zamkniecie? - uniosła brwi do góry.
- Sorki, nie zwróciłyśmy na to wcześniej uwagi. Już kończymy. - Posłałam jej ciepły uśmiech.
- No, wiesz, mów za siebie. - wtrąciła moja przyjaciółka.
- Ćśśś! - szturchnęłam ją przyjaźnie i zatkałam usta palcem.
Zaczęłyśmy się cicho chichotać. W końcu było już po północy, i nie mogłyśmy być głośno. Gdyby nas przyłapano, że nie śpimy grzecznie w swoich łózkach, miałybyśmy ekstra przypał!
- Dzięki. Co prawda nic konkretnego nie znalazłam, ale dzięki. - Wyłączyłam laptopa i posłałam ciepły uśmiech jego właścicielce.
- Spoko. Dobranoc, i nie dajcie się złapać. - puściła nam oczko.
Wyszłyśmy na korytarz i na palcach udałyśmy się w stronę pokoju. Ayashi, szła przede mną. Nagle rozległ się głośny trzask. Zatrzymałam się i spojrzałam w okno. Jaskrawe światło mignęło mi przed oczami. W blasku innych błyskawic, zobaczyłam postać, zmierzającą w moją stronę! Jak później się okazało było to drzewo. Stary, potężny dąb, przewalając się, wybił okno swoimi mocnymi ramionami. Teraz kawałki szyby gnały na mnie z wielką prędkością. Nie mogłam się ruszyć. Wydawało mi się, że cały świat się zatrzymał, a fragmenty szkła zawisły w przestrzeni czasowej i powietrznej. Tylko ja byłam tutaj żywa.
Wróciła rzeczywistość. Wiatr zaczął niewyobrażalnie huczeć, tworząc mrożącą krew w żyłach melodię, do której pasował krzyk Ayashi. Głowa mimowolnie opadła mi na prawe ramię. Kątem oka spostrzegłam przerażoną Muli. Jej ręka była skierowana w moim kierunku. Na jej twarzy malowała się troska, strach, bezradność. Nagle moje ciało oblała fala gorąca, zaraz potem zastąpiona zimnem. Zakręciło mi się w głowie. Upadłam na brzuch. Moje ciało było bezwładne. Byłam jak kukiełka. Moja dłoń leżała w jakiejś czerwonej plamie, obok mojej głowy. To była krew... Moja krew, której ciągle przybywało.

/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\

No to dla zrekompensowania, macie długi rozdział ;D, który dedykuję Animowej, i zapraszam na jej blog ^.^ http://animowa.blogspot.com/  . Mam nadzieję, że nie ma za dużo błędów i da się lubić xD. 
Ha! Teraz sobie czekajcie na kolejny! Traralalalalalal! ;p
I dziękuję, za komentarze i wejścia. Miło mi, że przy mnie trwacie ;D

3 komentarze:

  1. Aaaa!!! To jest boskie! Od razu pytam kiedy będzie następny??:>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, właśnie o to chodzi, że będę z nim zwlekała dośc długo, żeby was pomęczyć xD
      Joke, już go zaczęłam pisać, i postram sie szybko dodoać xD Dzięki ;)

      Usuń
  2. Super!! Super!! Adrenalina!! Zaraz czytam dziewiąty rozdział!! ;)

    OdpowiedzUsuń