wtorek, 3 kwietnia 2012

Rozdział 9. "Dlaczego?"

 Do lepszych efektów podczas czytania ^^ (może tekst aż tak nie pasuje, ale ta piosenka tworzy niezłą atmosferę).
Muse - Resistance


 Po dwudziestu minutach była już karetka. jak zobaczyłam bezwładne ciało, przenoszone na nosze przez lekarzy, czułam się okropnie, nie umiem nawet tego opisać. Łzy potokiem spływały po moich policzkach. Byłam sama. Sama wśród tłumu, który się obudził i przybiegł to wszystko oglądać. Opiekunki nie umiały zapanować nad dzieciakami.
Stałam tak i patrzyłam jak ją wynoszą. Jak krople deszczu obmywały jej ciało, robiąc przy tym czerwony ślad na asfalcie. Leżała taka bezbronna... Była jak... Jak pluszowa laleczka! Prawa ręka zwisała z noszy i kiwała się tak jak wiatr jej kazał.
Zaczęła znikać z mojego horyzontu, szybko się ocknęłam i przedarłam się przez zgromadzonych gapiów. Znów przez chwilę się rozjaśniło. Kolejna błyskawica i kolejny grzmot. Burza ciągle nie ustawała. Wiatr złowrogo gwizdał, a krople deszczu spadały na mnie, jakby chciały mnie zabić. Były jak pociski padające z nieba. Nagle w przebłysku światła ujrzałam twarz Michiko. Może zwariowałam, ale ona także spojrzała na mnie jak na mordercę... "Nie! To niemożliwe! Przecież, ona zemdlała! Jak mogła na mnie spojrzeć?! To nie możliwe... To była moja wina! Teraz dzięki mnie, jej życie stało na krawędzi. Każda sekunda się liczyła. Z każdą chwilą traciła coraz więcej krwi! Ten widok był straszny! Ale to przeze mnie! Gdyby nie mój pomysł, nie leżałaby tam teraz, z kawałkami szkła na prawie całym ciele! Nie jechała by do szpitala! Nie musiała by umierać! Dlaczego to ja nie mogłam iść za nią?! Dlaczego?!", obwiniałam się.
Drzwi samochodu zatrzasnęły się. Krzyczałam jeszcze, żeby mnie zabrali ale nie pozwolili mi! Pojechała tylko ciocia Kinu. "Nawet się nie pożegnałam! A kto wie czy... Czy ją jeszcze zobaczę?!", znów krzyczałam w myślach. Upadłam na kolana i usiadłam na moich stopach. Zaczęłam głośno szlochać. Nie wiedziałam już czy kałuża w której siedzę, jest z deszczu czy z moich łez. "Nie wyobrażam sobie życia bez niej! Ona musi żyć! Ja nie przetrwam, bez niej! Musi! Nie może mnie zostawić!"
- Aya! - z zamyślań wyrwał mnie oschły głos Rei.
Nie zwróciłam na nią uwagi. Nie miałam ochoty na kazanie. Ciągle trwałam w mojej pozycji płacząc.
- Młoda damo mówię do Ciebie. - "czy ona nie da mi spokoju? Właśnie najdroższa mi osoba, odjechała, bez pożegnania! A ona mówi takim spokojnym tonem! Jak ta laska mnie irytuje!" . Dla świętego spokoju podniosłam się ociężale i spojrzałam jej w twarz.
- Czy Ty jesteś poważna?! Nie będę za Ciebie odpowiadała! Już do domu! Jeszcze brakuje, żeby Ciebie wywieźli z jakimś zapaleniem nerek! Wystarczy , że z jednym bachorem mamy problem. - ostatnie zdanie wypowiedziała z wyrzutem.
- Ona nie jest bachorem! Spójrz na siebie! - wykrzyczałam jej prosto w twarz.
- Coś Ty powiedziała?! - Chwyciła mnie za ramię.
- Że nie jest bachorem! I puść, bo to boli! - wyszarpałam się z jej uścisku.
- Nie jestem Twoją rówieśniczką, żebyś mówiła do mnie na "ty". Idziemy! - Zarządziła, jednak ja stałam ciągle w tym samym miejscu.
- Nie prowokuj mnie! Już do domu! Nie dość, że jesteś w pidżamie to jeszcze boso! Nie mam zamiaru płacić kary za  Ciebie, bo sobie ubzdurałaś, wychodzenie gdzieś z tą gnidą w środku nocy i burzy! - wrzeszczała na mnie jednak, ja ani drgnęłam. Nie miałam siły się z nią kłócić, ale nie dam obrażać mojej Michi.
- Z gnidą? - powiedziałam spokojnie, a ona czekała co powiem. - Z gnidą, tak? - zrobiłam krótką pauzę, zacisnęłam brwi, żeby się znów nie rozpłakać. - JAK ŚMIESZ?! NIE MASZ UCZUĆ!!! Nie dziwię się, że każdy Cię zostawiał, i do tej pory jesteś starą panną! Na nikogo nie zasługujesz, bo nie masz serca! Masz KAMIEŃ!!! - oniemiała. Czasem dobrze jest podsłuchiwać i plotkować. Różne historyjki o niej krążyły, więc czemu miałam jej o nich nie powiedzieć? Nie bałam się jej, a po za tym, miałam teraz inny problem.
- Przesadziłaś. - powiedziała z nienawiścią i odeszła.
Stałam tak na opustoszałym, ciemnym parkingu. Przez chwilę byłam z siebie dumna, że wygrałam i mnie zostawiła w spokoju, ale szybko znikło to uczucie. Znów przed oczami miałam Michiko na którą leciały ułamki szyby, która bezwładnie spadła na podłogę. Którą wynosili niczym kukiełkę... Nie umiałam pohamować tych obrazów i wszystkich tych myśli. Dziwiłam się, że mam jeszcze czym płakać.
- Dlaczego?! Dlaczego Ona?! Dlaczego nie ja?! Powiedz dlaczego?! - wydzierałam się patrząc w niebo pełne błyskawic. - Kur*a. - syknęłam, spuszczając głowę. Pozwoliłam sobie przekląć. Wyjątkowa sytuacja. Może nigdy tego nie robiłam, ale teraz to pomogło. W minimalnym stopniu ale pomogło. Skuliłam się na ziemi i znów płakałam.
Po paru minutach usłyszałam czyjeś kroki zbliżające się do mnie, dość szybko. Miałam już tego dość! Czy oni wszyscy nie rozumieją, że chcę spokoju?!
Gdy osoba była już bliżej, zwolniła. A później całkowicie się zatrzymała.
- Ayashi.... - powiedziała ciepłym tonem Kayoko.
Miała charakterystyczny głos. Lekko chropowaty, ale delikatny i słodki.
- Jak Ty się trzęsiesz... - zauważyła, i otuliła mnie kocem. Pewnie usłyszała jak krzyczałam, i przybiegła żeby mi pomóc. Tylko czy ja chcę tej pomocy?
Przykucnęła przy mnie i zaczęła mnie gładzić po plecach. Po dłuższej chwili podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam jej w oczy. Były pełne troski i... Smutku? Jeśli ona jest smutna, to naprawdę musi być źle.
- Chodź do mnie skarbie. - przyciągnęła mnie delikatnie do siebie.
Uległam. Usiadłam na jej kolanach i wtuliłam się w jej ramię. Mocno mnie objęła.
- Ćśśś... - Głaska mnie po głowie i co jakiś czas całowała w czoło. - Chodźmy do domu. Strasznie zmarzłaś. - Kiwnęłam tylko głową i ujęłam jej dłoń.
Zaprowadziła mnie do mojego pokoju. Byłam cała roztrzęsiona i zmarznięta. Trochę mało mnie to interesowało, ale Kayoko to już coś innego. Bardzo się o mnie troszczyła. Kazała mi się przebrać w suche ubrania. Byłam jej wdzięczna, że nie zostawiła mnie i okazała wsparcie.
- Widzę, że kakao pomogło? - lekko się uśmiechnęła i poczochrała mi włosy.
- Dziękuję. Jest mi znacznie cieplej. - wymusiłam uśmiech.
- Misiaku... - usiadła obok mnie i objęła ramieniem. - Nie zadręczaj się tym aż tak. Co się stało to się nie odstanie. Nic na to nie poradzisz...
- Ale to nie jest takie łatwe. Gdybym zmusiła ją do wyłączenia tego komputera, do niczego by nie doszło! To ja jej nie dopilnowałam. - pociągnęłam nosem. - Zawsze byłam tą rozsądniejszą...  Mogłam ją przekonać, mogłam. Ale nie zrobiłam tego! Przez to burza się przybliżyła, nasz sierociniec stał się centrum i - załamał mi się głos.
- Aya, skarbie. - mocniej mnie przytuliła.
Rozryczałam się jak małe dziecko. Nie umiałam się opanować. - To nie Twoja wina. Burza i tak by przyszła. Zapowiadali straszne wichury. Nie zrzucaj na siebie całej winy. I tak to nie pomoże. - powiedziała, kiedy się trochę uspokoiłam. - Może jutro pojedziemy do szpitala. Porozmawiam z Kinu. - posłała mi ciepły uśmiech. - To jak? Postarasz się dla mnie? Nie płacz już. - powiedziała delikatnym, pełnym troski tonem i ucałowała mnie w czubek głowy.
- Masz rację, nie mogę się tak mazać. Łatwo się mówi, ale się postaram. Dziękuję. - wtuliłam się w nią z całej siły, uprzednio odkładając pusty już kubek.
Trwałyśmy tak w ciszy dłuższą chwilę. Odsunęła mnie od siebie i spojrzała w moje na pół otwarte oczy.
- Widzę, że oczka Ci się kleją. - powiedziała z uśmiechem.
- O tak. Bardzoooooo. -  ziewnęłam.
- Chcesz spać u mnie? - spytała delikatnie.
- O nie! Nie! - zaczęłam lekko histeryzować. - Nie chcę przechodzić obok tamtego miejsca! Nie! Proszę! Nie! - znów się rozryczałam, bo wróciłam pamięcią do tamtej chwili.
- Dobrze, dobrze. - uspokajała mnie. - Zostanę u Ciebie. Już dobrze. Spokojnie. Jestem tutaj. - mówiła to, przytulając mnie do siebie.
- P-przepraszam - wydukałam chlipiąc. - Zostaniesz? - zapytałam z nadzieją.
- Jasne, że tak. No już nie płacz.
Położyłyśmy się na moim łóżku. Leżała za mną, jedną ręką mnie obejmując, a drugą głaszcząc po włosach. Czułam się bezpiecznie. Trochę jak jej córeczka... Zasnęłam.

/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\

Oto i kolejny rozdział. Chyba nie płakałyście? ;p 
Mam nadzieję, że się spodoba i liczę na wasze komentarze. Dziękuję za te wszystkie wejścia, jesteście kochane ;*
A właśnie ankieta. Dzięki za oddane głosy ;]. Miłego dnia, i nie siedźcie prze kompem, tylko na dwór bo ładna pogoda xD
Dzięki, pozdrawiam
Cyśka ^.^

4 komentarze:

  1. Boże,prawie się popłakałam. Udało mi się powstrzymać łzy,bo uświadomiłam sobie,że raczej nic jej nie będzie. No mam taką nadzieję ;P A rozdział jak zwykle super :D Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. ojej <3 super rozdział :D
    czekam na nextai zapraszam do siebie ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj Cyśka my sobie jutro porozmawiamy!!! Się przez ciebie popłakałam... I jeszcze mi wmawiać będziesz że talentu nie masz! A co do opowiadania to chyba nie uśmiercisz głównej bohaterki? Czekam z niecierpliwością na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego chcesz ją ukatrupić?! Popłakałam się też :( Ojej naprawdę narobiłaś mi strachu... Czekam na następne!!! Michiko nie może umrzeć bo nie będzie o czym pisać ;/ A koniec jeszcze nie może być więc podsumowując to Michiko raczej nie umrze... Bo nie może być koniec... ;p
    Pozdrowionka ;)

    OdpowiedzUsuń