PRZEPRASZAM! Naprawdę! Mocno, Mocno, bardzo mocno! Głupio mi, że tak długo mnie nie było. I też dlatego tak długo odkładam, dodanie czegokolwiek. I napisanie czegoś też. Bo nie umiałam się za to zabrać. Przyznam się bez bicia, że nie umiałam nic ciekawego wymyślić. I tak ten rozdział nie jest dobry, ale lepszy kit niż nic. Chociaż, dlatego, że tak długo czekaliście( o ile jeszcze ktoś pamięta) to powinno to być mega, bomba i w ogóle. Ale ja tak pisac nie potrafię. Także naprawdę przepraszam Was bardzo! Możecie mnie nawet za to skatować! Naprawdę mi głupio, ale też na początku(czy kiedyś tam) ostrzegałam, jakie są moje ambicje. WYBACZCIE, KOCHAM WAS =******
~*~
Szybkim tempem ruszyli w bliżej nie znanym mi kierunku. Podejrzewam, że na blok operacyjny.
Czas się strasznie dłużył. Miałam najgorsze myśli. Bałam się, że lekarze sobie nie poradzą... Nie chciałam jej stracić... Wciąż się modliłam aby żyła...
Moje powieki robiły się coraz cięższe. Nie chciałam zasypiać w takiej chwili, ale niestety przegrałam w walce ze snem...
-Co tak stoisz? Haha! Spróbuj mnie złapać! - pełna radości Michi biegała po zielonej trawie i nuciła coś pod nosem. W końcu zwolniła i się zatrzymała. Spojrzała na mnie - Coś nie tak? Czyżby ptak na mnie narobił?... No heloł? Poker fejsie!
Uniosła brew do góry. Ja wciąż stałam w bezruchu. Jej uśmiech zmalał. Zaczęła się do mnie zbliżać.
- Aya? - zapytała niepewnie, wciąż nie tracąc ze mną kontaktu wzrokowego.
Lekko podniosłam kącik ust. Widocznie to zauważyła, bo zaraz jej twarz się rozpromieniła. Przyśpieszyła kroku.
Coraz to bardziej zdawałam sobie sprawę, że Ona tu jest, i że za chwilę mnie przytuli. Znów. Że Ona żyje! Nie mogłam się już nie uśmiechać.
- Ahaha! Tak od razu lepiej! Znacznie ładniej Ci w uśmiechu! - znów się śmiała, już prawie do mnie biegła, kiedy nagle BONG! Upadła na ziemię! Totalnie zdezorientowanie... Dobiła do... Szyby? Zdaje mi się, że tak... Skąd nagle na polanie szyba?!
- JAŁĆ!!! - zawyła głośno, jednak uśmiech dalej jej nie opuścił. - Zaraz powiem menadżerowi tego placu, że to coś, ma być usunięte w trybie "now"! - Coraz słabiej słyszałam jej śmiech... Zawało mi się nawet, że się ode mnie oddala, jakby coś ją zabierało...
Gdy się zorientowała, szybko się poderwała i przykleiła swoje rączki do szyby.
- Aya! Proszę! Aya! Nie! NIEEEE! Wypuście mnie! - Tym razem mówiła przez łzy, jednak dalej po jej stronie panowała radość... - Aya! Nie spadaj! Skarbie nie odchodź! Nie zostawiaj mnie! - krzyczała do mnie, jednak ja ciągle stałam w tym samym miejscu. To Ona leciała wyżej.... i wyżej...
- Ayashi!!!! - wydała już prawie niesłyszalny dla mnie krzyk...
Znikła. Gdzieś w bardzo jasnych od słońca obłokach...
- Uhum.... Tak... Bez wątpienia...
Powoli otwarłam jedno oko... Szybkie obadanie sprawy. Aha. Spałam na ławce w szpitalu, kiedy Kayoko właśnie rozmawiała z kimś przez telefon, po drugiej stronie korytarza.
- Do widzenia. - schowała komórkę do kieszeni i podeszła do mnie. - Już wstałaś?
- Tak, i stwierdzam, iż szpitalna ławka, nie jest najlepsza w udawaniu łóżka. - zaśmiałyśmy się cicho.
Zapadła krótka cisza. Dziewczyna usiadła obok mnie.
- Która godzina? - zapytałam w końcu.
Spojrzała na zegarek.
- Już po 17.
- To ile ja spałam? - zmarszczyłam brwi.
- Jakieś nie całe 3 godzinki.
- Jejciu...
- Hah. Jesteś może głodna? - zapytała z troską.
- W sumie... To mój brzuch chyba chętnie by coś zjadł.
- To może nie będziemy tu ciągle czekać, tylko pójdziemy coś zjeść? - zapytała zachęcająco.
- A Ona?
- Jeszcze nic nie wiadomo.
- Nic.... - powtórzyłam bliska płaczu. - Oni tam już są trzy godziny... I nic...? Zu- zu -zupełnie ni-i-c?... - zapytałam lekko łkając.
- Spokojnie mała... - objęła mnie - Czasem to trwa dość długo. Ale wiesz choćby i 5 godzin, to niech się postarają, a niżeli szybko a byle jak. Nie martw się. To są specjaliści.
- Uhm... - pociągnęłam nosem. - No dobra... Chodźmy jeść...- dodałam po zastanowieniu.
Gdy wyszłyśmy z budynku, zaczęłyśmy szukać jakiejś restauracji. Chodziłyśmy po okolicy jakieś 15 minut, jednak postanowiłyśmy, że się kogoś spytamy. Mogłyśmy to zrobić od razu, ale chciałyśmy się zdać na nasz kobiecy instynkt.
Starsza pani pokierowała nas do jakiegoś lokalu. Był naprawdę miło urządzony, dość nowocześnie, ale w niektórych miejscach dało się dostrzec antyki.
Z pełnymi brzuchami wróciłyśmy do szpitala. Jednak nie na długo, gdyż była już 18:20.
Moja opiekunka, poszła zorientować się co i jak. Ja natomiast siedziałam na ławce, i z daleka przyglądałam się tabliczce o pierwszej pomocy. Gdy nie ma nic do robienia, to nawet to może okazać się interesującą lekturą.
poniedziałek, 23 lipca 2012
czwartek, 5 kwietnia 2012
Rozdział 10. " Będę twarda."
Ayashi
- NIEEE! - obudziłam się krzycząc. Byłam cała spocona i zapłakana, a serce mi waliło jak oszalałe. Prawie nie umiałam złapać tchu.
Śniła mi się Michi. Nie pamiętam całego snu. Tylko urywki. Wiem, że coś do mnie mówiła, obiecywałam sobie, że to zapamiętam, a teraz za żadne skarby nie umiem sobie tego przypomnieć! Przepadło... Cóż... Przecież to tylko sen....
Wstałam z łóżka i zerknęłam na zegarek. 11:27. Łał... "To pospałam i przy okazji spóźniłam się do szkoły.." - pomyślałam. Ale w końcu poszłam spać jakoś koło 2:30. Należało mi się. "Właśnie... Ciekawe gdzie Kayoko... Przecież spała ze mną..." zastanawiałam się. Postanowiłam się przebrać. Ubrałam zwykłe niebieskie jeansy, fioletową koszulkę z napisem "camp rock" i moje papcie. Takie po domu. Dostałam je kiedyś od Kinu w moje dziewiąte urodziny. Rozczesałam strasznie poszarpane włosy i wyszłam na korytarz. Nie było nikogo. Poszłam do kuchni. Michi mi mówiła, że jakby co to tam mogę iść. Tam kogoś zawsze znajdę... Ciekawe jak się ona teraz czuje?... Nie! Nie mogę o tym myśleć! Nie chce już wracać do tej sytuacji. Wiem, że nie zapomnę, ale męczy mnie to, że ciągle mnie to nachodzi. Nie daje mi to spokoju.
- Dzień dobry. - odezwałam się gdy weszłam do kuchni.
Cisza. Nikogo nie było, albo za cicho powiedziałam. No cóż. Skierowałam się do gabinetu Kinu.
Dziwnie było mi tak chodzić całkiem pustymi korytarzami. Czułam się nieswojo. Zapukałam do drzwi.
- Proszę. - zaprosiła mnie Kinu.
- Witaj. - powiedziałam nieśmiało.
- Dzień dobry. - starała się ukryć, że coś ją trapi.
- Bo ja zaspałam. - powiedziałam po krótkiej ciszy.
- No zauważyłam. Pewnie jesteś głodna? - już lepiej wyszło jej udawanie radosnej.
- No tak. Ale nie ma nikogo w kuchni.
- Chodź. Zaprowadzę Cię, i będziesz mogła sobie coś przyrządzić.
Gdy wychodziłyśmy z pomieszczenia, spotkałyśmy Kayoko. Zdziwiłam się. Myślałam, że będzie raczej w szkole.
- Dzień dobry. - przywitała nas ciepło.
- O. Miło, że jesteś. Zrób małej śniadanie. - przekazała mnie pod opiekę nastolatki i nie czekając na żadną odpowiedzieć, wróciła do swojego królestwa.
Po śniadaniu razem z Kay, poszłyśmy do mojego pokoju. Oznajmiła mi, że Kinu zgodziła się na wyjazd do szpitala. Dlatego też nie budziła mnie do szkoły.
- Autobus mamy o 12:54. - spojrzała na swój nadgarstek. - Pójdę się ubrać, i wrócę po Ciebie. Zostało nam jeszcze 20 minut. Bądź gotowa. O 12:45 wychodzimy. - posłała mi uśmiech i wyszła.
Nie musiałyśmy wychodzić tak wcześnie, przystanek był dwie minuty drogi od budynku. Ale lepiej się nie spóźnić. Nie wiadomo kiedy jedzie następny.
Zmieniałam koszulkę, wzięłam pierwszą lepszą. Byle byłaby czysta. Włosy spięłam w kucyk. Poszłam jeszcze tylko umyć zęby i byłam gotowa.
Czekałam na Kayoko, rozmyślając. Nie widziałam do końca czy jestem gotowa na spotkanie z moja przyjaciółką. Nie wiem, jak wygląda. Czy się obudziła. Ale z drugiej strony jeżeli to ma być ostatnie spotkanie - na sama myśl o tym, serce mi stawało - wolałam zaryzykować i tam pojechać, nie ważne co by się działo.
W drodze do szpitala, moja towarzyska uprzedziła mnie, że to co zobaczymy może być straszne i ciężkie co zniesienia. Ale ja dalej trwałam, że chcę tam być.
Weszłyśmy do budynku. Kayoko załatwiała coś w recepcji, a ja czekałam na nią na ławeczce po drugiej stronie korytarza. "Ile można rozmawiać z recepcjonistką?" spytałam sama siebie w myślach. Po pięciu minutach gestem ręki pokazała, że mam iść za nią. Szybko zerwałam się i już szłam krok w krok z szatynką.
Pojechałyśmy windą na drugie piętro. Przeszłyśmy przez szklane drzwi, i moim oczom ukazały się kolorowe ściany w kwiaty i motyle. Było bardzo przyjemnie. Nie wyobrażałam sobie tak tego miejsca.
- To tutaj. - oznajmiła gdy stanęłyśmy przy drzwiach jakiejś sali. - Jesteś pewna? - nasze spojrzenia się spotkały.
- Tak. - odpowiedziałam stanowczo.
Nie odzywając się otworzyła drzwi i puściła mnie przodem.
Na środkowym łóżku pod oknem leżała Ona. gdy zobaczyłam ją pierwszy raz, zatrzymałam się na chwilę. Zerknęłam kątem oka przez moje prawe ramię, żeby sprawdzić czy Kayoko jest ze mną. Chwyciła mnie za bark. "Będę silna. Nie będę tutaj płakała. To dla Ciebie Michi. Nie będę beczeć! Nie będę!" obiecywałam sobie w myślach.
Przyciągnęłam sobie krzesło bliżej łóżka i dokładnie przyglądałam się spoczywającej na nim osobie. Miała zabandażowaną głowę, rękę. Była przypięta do różnych urządzeń, a pod nosem miała rurkę ciągnącą się za uszy.
Była totalna cisza. Tylko mały komputerek wydawał rytmiczne pikanie.
- Kocham Cię - wyszeptałam, tak żeby nikt tego nie usłyszał.
- Zostawić was same? - jednak powiedziałam to za głośno.
- Po co? - odwróciłam wzrok w stronę stojącej nade mną dziewczyny.
- Pewnie nie wiesz, ale ona to słyszy. Może nie wszystko dokładnie i nie koniecznie będzie to pamiętać gdy się wybudzi, ale powinno się rozmawiać z osobami w śpiączce. To może je uratować.
- Naprawdę? - w moich oczach pojawiły się iskierki nadziei.
- Naprawdę. Porozmawiajcie sobie. Jak coś to będę przed salą. No albo w łazience. Ewentualnie. - dodała z uśmiechem.
- Zostałyśmy same. - zaczęłam szeptem. "O czym mam z nią rozmawiać? A raczej na jaki temat prowadzić monolog? Nigdy nie byłam w takiej sytuacji..." - Nic z tego... - wyrzuciłam z siebie po dłuższej chwili i wyszłam z sali zrezygnowana.
- Co jest? - zerwała się ze szpitalnej ławki moja towarzyszka.
- Bo ja nie wiem co mam mówić. - oznajmiłam prosto z mostu.
Zapadła krótka cisza. Kayoko pociągnęła mnie za rękę i posadziła obok niej na ławce.
- Nie wiem jak mam Ci to wytłumaczyć, ale wyobraź sobie, że z nią rozmawiasz. Tylko, że nie dostajesz odpowiedzi. Możesz jej się ze wszystkiego zwierzyć, wszystko jej powiedzieć. Taka jakby spowiedź. Możesz poopowiadać co u ciebie, co się dzieje w domu. Masz czas dla siebie. - zastanowiła się. - Wiem. Modlisz się prawda? - potwierdziłam kiwnięciem głowy. - Podczas modlitwy raczej prowadzisz monolog. Prosisz, dziękujesz, przepraszasz. Tak samo tutaj. No, możesz wykluczyć prośby, bo Ona nie jest Bogiem. - uśmiechnęła się ciepło.
- Dziękuję, chyba rozumiem. - Przytuliłam ją. - Spróbuję. - wyszeptałam jej do ucha, i weszłam z powrotem do sali.
- Witaj znów. - przywitałam się, siadając na krześle, przy łóżku. - Tęsknię za Tobą. Chciałabym znów zobaczyć Twój uśmiech... Taki prawdziwy. I te iskierki w oczach... Bardzo mi na Tobie zależy - chwyciłam jej dłoń. - Co byś chciała wiedzieć? - "głupie pytanie, i tak nie dostanę odpowiedzi." - Dzisiaj spała ze mną Kayoko. Czułam się jak jej córka, ciekawe jak by zareagowała, gdyby dowiedziała się, że uważałam ją za matkę. - westchnęłam cicho, a po chwili znów kontynuowałam. - Może, jak już Cię wypiszą to przejdziemy się na lody, co? Na Twoje ulubione, czekoladowe.... - mówiłam z nadzieją, że się obudzi. Tak się czułam jakby ona udawała, że śpi, a jak dostanie kuszącą propozycję, to przestanie się ze mną droczyć. - Szkoda, że Cię nie ma. Znaczy jesteś, ale nie z nami. Znaczy w takim sensie, że nie w domu. - zmieszałam się. - Ale za parę dni na pewno do nas wrócisz. Przecież wiem, że nie - Urwałam, nie byłam pewna czy mogę to powiedzieć.
Moje oczy błądziły po całej sali. Nie umiały się zatrzymać. W końcu trafiły na twarz Michi. Nie wytrzymałam. - Michi! Błagam! Obudź się, i powiedz coś w końcu, no! Skończ się wygłupiać, i otwórz Twoje piękne szare oczka! No już! Michi! - rozpłakałam się i położyłam głowę, na jej dłoni. Była taka bezwładna, jak nią poruszałam, tak została. Wtulałam się w jej kończynę.
Po dłuższej chwili lamentowania uspokoiłam się i przetarłam oczy, ciągle trzymając jedną ręką Michi. Wstałam z krzesła.
- Kocham Cię. Jesteś moim skarbem. Nie zostawiaj mnie, bo sobie nie poradzę, a nie chcesz tego prawda? Więc bądź tak miła i wróć. - Uśmiechnęłam się lekko. - Kocham Cię. - nachyliłam się nad nią i pocałowałam ją w czoło.
Opuściłam pomieszczenie. Od razu poczułam na sobie wzrok Kayoko. Odwróciłam się i ujrzałam jej uśmiech. Podeszła do mnie i mnie przytuliła.
- Powiedz, że ona się obudzi. Że jak teraz na nią spojrzę to będzie miała otwarte oczy. Powiedz tak. - mówiłam tuląc się w ramię dziewczyny.
- Wybacz. Ale to może potrwać. Musisz uzbroić się w cierpliwość. Bądźmy dobrej myśli.
- Dlaczego? - zapytałam z wyrzutem, pociągając nosem.
Chwyciła mnie za ramiona, i kucnęła przede mną.
- Posłuchaj. Nie bądź rozkapryszona i nie zachowuj się jak dziecko które nie dostało lizaka. - powiedziała ciepło. - Jesteś dużą dziewczynką. Pokaż to. Ona z tego wyjdzie, ale musi mieć, dla kogo. Dlatego się nie załamuj i daj jej motywację. Przekaż jej swoją moc! Okej? - gdy to mówiła na mojej twarzy pojawiał się lekki uśmiech. Zapadła cisza, a ona patrzyła na mnie wyczekująco.
- No okej! Okej! Damy radę!
- Zuch dziewczyna! - przytuliła mnie.
- Idziemy jeszcze do niej?
- Nie wiem, czy chcę znów to widzieć.
- Rozumiem. Pozwolisz, że pójdę sama, poczekasz na mnie pięć minut na ławce?
- Dobrze. - Uśmiechnęłam się.
Była już przy wejściu, gdy nagle potrącili ją ludzie w białych fartuchach, wbiegając do sali. Poderwałam się z ławki i przykleiłam nos do szyby, żeby zobaczyć co się dzieje.
- Kayoko o co chodzi?! - wykrzyczałam przez łzy. Bałam się.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia. - jej oczy zerkały to na mnie to na lekarzy, robiących coś przy Michi.
Podeszła do mnie i objęła mnie ramieniem.
- TRACIMY JĄ! - wydarł się jakiś młody mężczyzna, klikający coś w komputerku od którego zależało życie mojej przyjaciółki.
Szklanymi oczami spojrzałam pytająco na Kayoko. Mocniej mnie przytuliła, a ja wtuliłam się w nią. Nie chciałam tam być...
- Co jest? - zerwała się ze szpitalnej ławki moja towarzyszka.
- Bo ja nie wiem co mam mówić. - oznajmiłam prosto z mostu.
Zapadła krótka cisza. Kayoko pociągnęła mnie za rękę i posadziła obok niej na ławce.
- Nie wiem jak mam Ci to wytłumaczyć, ale wyobraź sobie, że z nią rozmawiasz. Tylko, że nie dostajesz odpowiedzi. Możesz jej się ze wszystkiego zwierzyć, wszystko jej powiedzieć. Taka jakby spowiedź. Możesz poopowiadać co u ciebie, co się dzieje w domu. Masz czas dla siebie. - zastanowiła się. - Wiem. Modlisz się prawda? - potwierdziłam kiwnięciem głowy. - Podczas modlitwy raczej prowadzisz monolog. Prosisz, dziękujesz, przepraszasz. Tak samo tutaj. No, możesz wykluczyć prośby, bo Ona nie jest Bogiem. - uśmiechnęła się ciepło.
- Dziękuję, chyba rozumiem. - Przytuliłam ją. - Spróbuję. - wyszeptałam jej do ucha, i weszłam z powrotem do sali.
- Witaj znów. - przywitałam się, siadając na krześle, przy łóżku. - Tęsknię za Tobą. Chciałabym znów zobaczyć Twój uśmiech... Taki prawdziwy. I te iskierki w oczach... Bardzo mi na Tobie zależy - chwyciłam jej dłoń. - Co byś chciała wiedzieć? - "głupie pytanie, i tak nie dostanę odpowiedzi." - Dzisiaj spała ze mną Kayoko. Czułam się jak jej córka, ciekawe jak by zareagowała, gdyby dowiedziała się, że uważałam ją za matkę. - westchnęłam cicho, a po chwili znów kontynuowałam. - Może, jak już Cię wypiszą to przejdziemy się na lody, co? Na Twoje ulubione, czekoladowe.... - mówiłam z nadzieją, że się obudzi. Tak się czułam jakby ona udawała, że śpi, a jak dostanie kuszącą propozycję, to przestanie się ze mną droczyć. - Szkoda, że Cię nie ma. Znaczy jesteś, ale nie z nami. Znaczy w takim sensie, że nie w domu. - zmieszałam się. - Ale za parę dni na pewno do nas wrócisz. Przecież wiem, że nie - Urwałam, nie byłam pewna czy mogę to powiedzieć.
Moje oczy błądziły po całej sali. Nie umiały się zatrzymać. W końcu trafiły na twarz Michi. Nie wytrzymałam. - Michi! Błagam! Obudź się, i powiedz coś w końcu, no! Skończ się wygłupiać, i otwórz Twoje piękne szare oczka! No już! Michi! - rozpłakałam się i położyłam głowę, na jej dłoni. Była taka bezwładna, jak nią poruszałam, tak została. Wtulałam się w jej kończynę.
Po dłuższej chwili lamentowania uspokoiłam się i przetarłam oczy, ciągle trzymając jedną ręką Michi. Wstałam z krzesła.
- Kocham Cię. Jesteś moim skarbem. Nie zostawiaj mnie, bo sobie nie poradzę, a nie chcesz tego prawda? Więc bądź tak miła i wróć. - Uśmiechnęłam się lekko. - Kocham Cię. - nachyliłam się nad nią i pocałowałam ją w czoło.
Opuściłam pomieszczenie. Od razu poczułam na sobie wzrok Kayoko. Odwróciłam się i ujrzałam jej uśmiech. Podeszła do mnie i mnie przytuliła.
- Powiedz, że ona się obudzi. Że jak teraz na nią spojrzę to będzie miała otwarte oczy. Powiedz tak. - mówiłam tuląc się w ramię dziewczyny.
- Wybacz. Ale to może potrwać. Musisz uzbroić się w cierpliwość. Bądźmy dobrej myśli.
- Dlaczego? - zapytałam z wyrzutem, pociągając nosem.
Chwyciła mnie za ramiona, i kucnęła przede mną.
- Posłuchaj. Nie bądź rozkapryszona i nie zachowuj się jak dziecko które nie dostało lizaka. - powiedziała ciepło. - Jesteś dużą dziewczynką. Pokaż to. Ona z tego wyjdzie, ale musi mieć, dla kogo. Dlatego się nie załamuj i daj jej motywację. Przekaż jej swoją moc! Okej? - gdy to mówiła na mojej twarzy pojawiał się lekki uśmiech. Zapadła cisza, a ona patrzyła na mnie wyczekująco.
- No okej! Okej! Damy radę!
- Zuch dziewczyna! - przytuliła mnie.
- Idziemy jeszcze do niej?
- Nie wiem, czy chcę znów to widzieć.
- Rozumiem. Pozwolisz, że pójdę sama, poczekasz na mnie pięć minut na ławce?
- Dobrze. - Uśmiechnęłam się.
Była już przy wejściu, gdy nagle potrącili ją ludzie w białych fartuchach, wbiegając do sali. Poderwałam się z ławki i przykleiłam nos do szyby, żeby zobaczyć co się dzieje.
- Kayoko o co chodzi?! - wykrzyczałam przez łzy. Bałam się.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia. - jej oczy zerkały to na mnie to na lekarzy, robiących coś przy Michi.
Podeszła do mnie i objęła mnie ramieniem.
- TRACIMY JĄ! - wydarł się jakiś młody mężczyzna, klikający coś w komputerku od którego zależało życie mojej przyjaciółki.
Szklanymi oczami spojrzałam pytająco na Kayoko. Mocniej mnie przytuliła, a ja wtuliłam się w nią. Nie chciałam tam być...
/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\
Tak wiem, jestem okropna, bo znów kończę w takim momencie, ale w ten sposób jest większe napięcie, co nie?
Dziękuję, wam za ponad 500 wejść i za komentarze. Jesteście kochane! Mam nadzieję, że wytrwacie do końca ^.^
Przepraszam za wszystkie błędy, jeśli coś zauważycie, to bijcie do mnie, trzeba to poprawić ;D
Postaram się dodać następny dość szybko, ale nie wiem jak wyjdzie. Z tym miałam takie same plany, a jak jest to same widzicie.
Dobranoc, pozdrawiam
Ćyśka ^.^wtorek, 3 kwietnia 2012
Rozdział 9. "Dlaczego?"
Do lepszych efektów podczas czytania ^^ (może tekst aż tak nie pasuje, ale ta piosenka tworzy niezłą atmosferę).
Muse - Resistance
Po dwudziestu minutach była już karetka. jak zobaczyłam bezwładne ciało, przenoszone na nosze przez lekarzy, czułam się okropnie, nie umiem nawet tego opisać. Łzy potokiem spływały po moich policzkach. Byłam sama. Sama wśród tłumu, który się obudził i przybiegł to wszystko oglądać. Opiekunki nie umiały zapanować nad dzieciakami.
Stałam tak i patrzyłam jak ją wynoszą. Jak krople deszczu obmywały jej ciało, robiąc przy tym czerwony ślad na asfalcie. Leżała taka bezbronna... Była jak... Jak pluszowa laleczka! Prawa ręka zwisała z noszy i kiwała się tak jak wiatr jej kazał.
Zaczęła znikać z mojego horyzontu, szybko się ocknęłam i przedarłam się przez zgromadzonych gapiów. Znów przez chwilę się rozjaśniło. Kolejna błyskawica i kolejny grzmot. Burza ciągle nie ustawała. Wiatr złowrogo gwizdał, a krople deszczu spadały na mnie, jakby chciały mnie zabić. Były jak pociski padające z nieba. Nagle w przebłysku światła ujrzałam twarz Michiko. Może zwariowałam, ale ona także spojrzała na mnie jak na mordercę... "Nie! To niemożliwe! Przecież, ona zemdlała! Jak mogła na mnie spojrzeć?! To nie możliwe... To była moja wina! Teraz dzięki mnie, jej życie stało na krawędzi. Każda sekunda się liczyła. Z każdą chwilą traciła coraz więcej krwi! Ten widok był straszny! Ale to przeze mnie! Gdyby nie mój pomysł, nie leżałaby tam teraz, z kawałkami szkła na prawie całym ciele! Nie jechała by do szpitala! Nie musiała by umierać! Dlaczego to ja nie mogłam iść za nią?! Dlaczego?!", obwiniałam się.
Drzwi samochodu zatrzasnęły się. Krzyczałam jeszcze, żeby mnie zabrali ale nie pozwolili mi! Pojechała tylko ciocia Kinu. "Nawet się nie pożegnałam! A kto wie czy... Czy ją jeszcze zobaczę?!", znów krzyczałam w myślach. Upadłam na kolana i usiadłam na moich stopach. Zaczęłam głośno szlochać. Nie wiedziałam już czy kałuża w której siedzę, jest z deszczu czy z moich łez. "Nie wyobrażam sobie życia bez niej! Ona musi żyć! Ja nie przetrwam, bez niej! Musi! Nie może mnie zostawić!"
- Aya! - z zamyślań wyrwał mnie oschły głos Rei.
Nie zwróciłam na nią uwagi. Nie miałam ochoty na kazanie. Ciągle trwałam w mojej pozycji płacząc.
- Młoda damo mówię do Ciebie. - "czy ona nie da mi spokoju? Właśnie najdroższa mi osoba, odjechała, bez pożegnania! A ona mówi takim spokojnym tonem! Jak ta laska mnie irytuje!" . Dla świętego spokoju podniosłam się ociężale i spojrzałam jej w twarz.
- Czy Ty jesteś poważna?! Nie będę za Ciebie odpowiadała! Już do domu! Jeszcze brakuje, żeby Ciebie wywieźli z jakimś zapaleniem nerek! Wystarczy , że z jednym bachorem mamy problem. - ostatnie zdanie wypowiedziała z wyrzutem.
- Ona nie jest bachorem! Spójrz na siebie! - wykrzyczałam jej prosto w twarz.
- Coś Ty powiedziała?! - Chwyciła mnie za ramię.
- Że nie jest bachorem! I puść, bo to boli! - wyszarpałam się z jej uścisku.
- Nie jestem Twoją rówieśniczką, żebyś mówiła do mnie na "ty". Idziemy! - Zarządziła, jednak ja stałam ciągle w tym samym miejscu.
- Nie prowokuj mnie! Już do domu! Nie dość, że jesteś w pidżamie to jeszcze boso! Nie mam zamiaru płacić kary za Ciebie, bo sobie ubzdurałaś, wychodzenie gdzieś z tą gnidą w środku nocy i burzy! - wrzeszczała na mnie jednak, ja ani drgnęłam. Nie miałam siły się z nią kłócić, ale nie dam obrażać mojej Michi.
- Z gnidą? - powiedziałam spokojnie, a ona czekała co powiem. - Z gnidą, tak? - zrobiłam krótką pauzę, zacisnęłam brwi, żeby się znów nie rozpłakać. - JAK ŚMIESZ?! NIE MASZ UCZUĆ!!! Nie dziwię się, że każdy Cię zostawiał, i do tej pory jesteś starą panną! Na nikogo nie zasługujesz, bo nie masz serca! Masz KAMIEŃ!!! - oniemiała. Czasem dobrze jest podsłuchiwać i plotkować. Różne historyjki o niej krążyły, więc czemu miałam jej o nich nie powiedzieć? Nie bałam się jej, a po za tym, miałam teraz inny problem.
- Przesadziłaś. - powiedziała z nienawiścią i odeszła.
Stałam tak na opustoszałym, ciemnym parkingu. Przez chwilę byłam z siebie dumna, że wygrałam i mnie zostawiła w spokoju, ale szybko znikło to uczucie. Znów przed oczami miałam Michiko na którą leciały ułamki szyby, która bezwładnie spadła na podłogę. Którą wynosili niczym kukiełkę... Nie umiałam pohamować tych obrazów i wszystkich tych myśli. Dziwiłam się, że mam jeszcze czym płakać.
- Dlaczego?! Dlaczego Ona?! Dlaczego nie ja?! Powiedz dlaczego?! - wydzierałam się patrząc w niebo pełne błyskawic. - Kur*a. - syknęłam, spuszczając głowę. Pozwoliłam sobie przekląć. Wyjątkowa sytuacja. Może nigdy tego nie robiłam, ale teraz to pomogło. W minimalnym stopniu ale pomogło. Skuliłam się na ziemi i znów płakałam.
Po paru minutach usłyszałam czyjeś kroki zbliżające się do mnie, dość szybko. Miałam już tego dość! Czy oni wszyscy nie rozumieją, że chcę spokoju?!
Gdy osoba była już bliżej, zwolniła. A później całkowicie się zatrzymała.
- Ayashi.... - powiedziała ciepłym tonem Kayoko.
Miała charakterystyczny głos. Lekko chropowaty, ale delikatny i słodki.
- Jak Ty się trzęsiesz... - zauważyła, i otuliła mnie kocem. Pewnie usłyszała jak krzyczałam, i przybiegła żeby mi pomóc. Tylko czy ja chcę tej pomocy?
Przykucnęła przy mnie i zaczęła mnie gładzić po plecach. Po dłuższej chwili podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam jej w oczy. Były pełne troski i... Smutku? Jeśli ona jest smutna, to naprawdę musi być źle.
- Chodź do mnie skarbie. - przyciągnęła mnie delikatnie do siebie.
Uległam. Usiadłam na jej kolanach i wtuliłam się w jej ramię. Mocno mnie objęła.
- Ćśśś... - Głaska mnie po głowie i co jakiś czas całowała w czoło. - Chodźmy do domu. Strasznie zmarzłaś. - Kiwnęłam tylko głową i ujęłam jej dłoń.
Zaprowadziła mnie do mojego pokoju. Byłam cała roztrzęsiona i zmarznięta. Trochę mało mnie to interesowało, ale Kayoko to już coś innego. Bardzo się o mnie troszczyła. Kazała mi się przebrać w suche ubrania. Byłam jej wdzięczna, że nie zostawiła mnie i okazała wsparcie.
- Widzę, że kakao pomogło? - lekko się uśmiechnęła i poczochrała mi włosy.
- Dziękuję. Jest mi znacznie cieplej. - wymusiłam uśmiech.
- Misiaku... - usiadła obok mnie i objęła ramieniem. - Nie zadręczaj się tym aż tak. Co się stało to się nie odstanie. Nic na to nie poradzisz...
- Ale to nie jest takie łatwe. Gdybym zmusiła ją do wyłączenia tego komputera, do niczego by nie doszło! To ja jej nie dopilnowałam. - pociągnęłam nosem. - Zawsze byłam tą rozsądniejszą... Mogłam ją przekonać, mogłam. Ale nie zrobiłam tego! Przez to burza się przybliżyła, nasz sierociniec stał się centrum i - załamał mi się głos.
- Aya, skarbie. - mocniej mnie przytuliła.
Rozryczałam się jak małe dziecko. Nie umiałam się opanować. - To nie Twoja wina. Burza i tak by przyszła. Zapowiadali straszne wichury. Nie zrzucaj na siebie całej winy. I tak to nie pomoże. - powiedziała, kiedy się trochę uspokoiłam. - Może jutro pojedziemy do szpitala. Porozmawiam z Kinu. - posłała mi ciepły uśmiech. - To jak? Postarasz się dla mnie? Nie płacz już. - powiedziała delikatnym, pełnym troski tonem i ucałowała mnie w czubek głowy.
- Masz rację, nie mogę się tak mazać. Łatwo się mówi, ale się postaram. Dziękuję. - wtuliłam się w nią z całej siły, uprzednio odkładając pusty już kubek.
Trwałyśmy tak w ciszy dłuższą chwilę. Odsunęła mnie od siebie i spojrzała w moje na pół otwarte oczy.
- Widzę, że oczka Ci się kleją. - powiedziała z uśmiechem.
- O tak. Bardzoooooo. - ziewnęłam.
- Chcesz spać u mnie? - spytała delikatnie.
- O nie! Nie! - zaczęłam lekko histeryzować. - Nie chcę przechodzić obok tamtego miejsca! Nie! Proszę! Nie! - znów się rozryczałam, bo wróciłam pamięcią do tamtej chwili.
- Dobrze, dobrze. - uspokajała mnie. - Zostanę u Ciebie. Już dobrze. Spokojnie. Jestem tutaj. - mówiła to, przytulając mnie do siebie.
- P-przepraszam - wydukałam chlipiąc. - Zostaniesz? - zapytałam z nadzieją.
- Jasne, że tak. No już nie płacz.
Położyłyśmy się na moim łóżku. Leżała za mną, jedną ręką mnie obejmując, a drugą głaszcząc po włosach. Czułam się bezpiecznie. Trochę jak jej córeczka... Zasnęłam.
Muse - Resistance
Po dwudziestu minutach była już karetka. jak zobaczyłam bezwładne ciało, przenoszone na nosze przez lekarzy, czułam się okropnie, nie umiem nawet tego opisać. Łzy potokiem spływały po moich policzkach. Byłam sama. Sama wśród tłumu, który się obudził i przybiegł to wszystko oglądać. Opiekunki nie umiały zapanować nad dzieciakami.
Stałam tak i patrzyłam jak ją wynoszą. Jak krople deszczu obmywały jej ciało, robiąc przy tym czerwony ślad na asfalcie. Leżała taka bezbronna... Była jak... Jak pluszowa laleczka! Prawa ręka zwisała z noszy i kiwała się tak jak wiatr jej kazał.
Zaczęła znikać z mojego horyzontu, szybko się ocknęłam i przedarłam się przez zgromadzonych gapiów. Znów przez chwilę się rozjaśniło. Kolejna błyskawica i kolejny grzmot. Burza ciągle nie ustawała. Wiatr złowrogo gwizdał, a krople deszczu spadały na mnie, jakby chciały mnie zabić. Były jak pociski padające z nieba. Nagle w przebłysku światła ujrzałam twarz Michiko. Może zwariowałam, ale ona także spojrzała na mnie jak na mordercę... "Nie! To niemożliwe! Przecież, ona zemdlała! Jak mogła na mnie spojrzeć?! To nie możliwe... To była moja wina! Teraz dzięki mnie, jej życie stało na krawędzi. Każda sekunda się liczyła. Z każdą chwilą traciła coraz więcej krwi! Ten widok był straszny! Ale to przeze mnie! Gdyby nie mój pomysł, nie leżałaby tam teraz, z kawałkami szkła na prawie całym ciele! Nie jechała by do szpitala! Nie musiała by umierać! Dlaczego to ja nie mogłam iść za nią?! Dlaczego?!", obwiniałam się.
Drzwi samochodu zatrzasnęły się. Krzyczałam jeszcze, żeby mnie zabrali ale nie pozwolili mi! Pojechała tylko ciocia Kinu. "Nawet się nie pożegnałam! A kto wie czy... Czy ją jeszcze zobaczę?!", znów krzyczałam w myślach. Upadłam na kolana i usiadłam na moich stopach. Zaczęłam głośno szlochać. Nie wiedziałam już czy kałuża w której siedzę, jest z deszczu czy z moich łez. "Nie wyobrażam sobie życia bez niej! Ona musi żyć! Ja nie przetrwam, bez niej! Musi! Nie może mnie zostawić!"
- Aya! - z zamyślań wyrwał mnie oschły głos Rei.
Nie zwróciłam na nią uwagi. Nie miałam ochoty na kazanie. Ciągle trwałam w mojej pozycji płacząc.
- Młoda damo mówię do Ciebie. - "czy ona nie da mi spokoju? Właśnie najdroższa mi osoba, odjechała, bez pożegnania! A ona mówi takim spokojnym tonem! Jak ta laska mnie irytuje!" . Dla świętego spokoju podniosłam się ociężale i spojrzałam jej w twarz.
- Czy Ty jesteś poważna?! Nie będę za Ciebie odpowiadała! Już do domu! Jeszcze brakuje, żeby Ciebie wywieźli z jakimś zapaleniem nerek! Wystarczy , że z jednym bachorem mamy problem. - ostatnie zdanie wypowiedziała z wyrzutem.
- Ona nie jest bachorem! Spójrz na siebie! - wykrzyczałam jej prosto w twarz.
- Coś Ty powiedziała?! - Chwyciła mnie za ramię.
- Że nie jest bachorem! I puść, bo to boli! - wyszarpałam się z jej uścisku.
- Nie jestem Twoją rówieśniczką, żebyś mówiła do mnie na "ty". Idziemy! - Zarządziła, jednak ja stałam ciągle w tym samym miejscu.
- Nie prowokuj mnie! Już do domu! Nie dość, że jesteś w pidżamie to jeszcze boso! Nie mam zamiaru płacić kary za Ciebie, bo sobie ubzdurałaś, wychodzenie gdzieś z tą gnidą w środku nocy i burzy! - wrzeszczała na mnie jednak, ja ani drgnęłam. Nie miałam siły się z nią kłócić, ale nie dam obrażać mojej Michi.
- Z gnidą? - powiedziałam spokojnie, a ona czekała co powiem. - Z gnidą, tak? - zrobiłam krótką pauzę, zacisnęłam brwi, żeby się znów nie rozpłakać. - JAK ŚMIESZ?! NIE MASZ UCZUĆ!!! Nie dziwię się, że każdy Cię zostawiał, i do tej pory jesteś starą panną! Na nikogo nie zasługujesz, bo nie masz serca! Masz KAMIEŃ!!! - oniemiała. Czasem dobrze jest podsłuchiwać i plotkować. Różne historyjki o niej krążyły, więc czemu miałam jej o nich nie powiedzieć? Nie bałam się jej, a po za tym, miałam teraz inny problem.
- Przesadziłaś. - powiedziała z nienawiścią i odeszła.
Stałam tak na opustoszałym, ciemnym parkingu. Przez chwilę byłam z siebie dumna, że wygrałam i mnie zostawiła w spokoju, ale szybko znikło to uczucie. Znów przed oczami miałam Michiko na którą leciały ułamki szyby, która bezwładnie spadła na podłogę. Którą wynosili niczym kukiełkę... Nie umiałam pohamować tych obrazów i wszystkich tych myśli. Dziwiłam się, że mam jeszcze czym płakać.
- Dlaczego?! Dlaczego Ona?! Dlaczego nie ja?! Powiedz dlaczego?! - wydzierałam się patrząc w niebo pełne błyskawic. - Kur*a. - syknęłam, spuszczając głowę. Pozwoliłam sobie przekląć. Wyjątkowa sytuacja. Może nigdy tego nie robiłam, ale teraz to pomogło. W minimalnym stopniu ale pomogło. Skuliłam się na ziemi i znów płakałam.
Po paru minutach usłyszałam czyjeś kroki zbliżające się do mnie, dość szybko. Miałam już tego dość! Czy oni wszyscy nie rozumieją, że chcę spokoju?!
Gdy osoba była już bliżej, zwolniła. A później całkowicie się zatrzymała.
- Ayashi.... - powiedziała ciepłym tonem Kayoko.
Miała charakterystyczny głos. Lekko chropowaty, ale delikatny i słodki.
- Jak Ty się trzęsiesz... - zauważyła, i otuliła mnie kocem. Pewnie usłyszała jak krzyczałam, i przybiegła żeby mi pomóc. Tylko czy ja chcę tej pomocy?
Przykucnęła przy mnie i zaczęła mnie gładzić po plecach. Po dłuższej chwili podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam jej w oczy. Były pełne troski i... Smutku? Jeśli ona jest smutna, to naprawdę musi być źle.
- Chodź do mnie skarbie. - przyciągnęła mnie delikatnie do siebie.
Uległam. Usiadłam na jej kolanach i wtuliłam się w jej ramię. Mocno mnie objęła.
- Ćśśś... - Głaska mnie po głowie i co jakiś czas całowała w czoło. - Chodźmy do domu. Strasznie zmarzłaś. - Kiwnęłam tylko głową i ujęłam jej dłoń.
Zaprowadziła mnie do mojego pokoju. Byłam cała roztrzęsiona i zmarznięta. Trochę mało mnie to interesowało, ale Kayoko to już coś innego. Bardzo się o mnie troszczyła. Kazała mi się przebrać w suche ubrania. Byłam jej wdzięczna, że nie zostawiła mnie i okazała wsparcie.
- Widzę, że kakao pomogło? - lekko się uśmiechnęła i poczochrała mi włosy.
- Dziękuję. Jest mi znacznie cieplej. - wymusiłam uśmiech.
- Misiaku... - usiadła obok mnie i objęła ramieniem. - Nie zadręczaj się tym aż tak. Co się stało to się nie odstanie. Nic na to nie poradzisz...
- Ale to nie jest takie łatwe. Gdybym zmusiła ją do wyłączenia tego komputera, do niczego by nie doszło! To ja jej nie dopilnowałam. - pociągnęłam nosem. - Zawsze byłam tą rozsądniejszą... Mogłam ją przekonać, mogłam. Ale nie zrobiłam tego! Przez to burza się przybliżyła, nasz sierociniec stał się centrum i - załamał mi się głos.
- Aya, skarbie. - mocniej mnie przytuliła.
Rozryczałam się jak małe dziecko. Nie umiałam się opanować. - To nie Twoja wina. Burza i tak by przyszła. Zapowiadali straszne wichury. Nie zrzucaj na siebie całej winy. I tak to nie pomoże. - powiedziała, kiedy się trochę uspokoiłam. - Może jutro pojedziemy do szpitala. Porozmawiam z Kinu. - posłała mi ciepły uśmiech. - To jak? Postarasz się dla mnie? Nie płacz już. - powiedziała delikatnym, pełnym troski tonem i ucałowała mnie w czubek głowy.
- Masz rację, nie mogę się tak mazać. Łatwo się mówi, ale się postaram. Dziękuję. - wtuliłam się w nią z całej siły, uprzednio odkładając pusty już kubek.
Trwałyśmy tak w ciszy dłuższą chwilę. Odsunęła mnie od siebie i spojrzała w moje na pół otwarte oczy.
- Widzę, że oczka Ci się kleją. - powiedziała z uśmiechem.
- O tak. Bardzoooooo. - ziewnęłam.
- Chcesz spać u mnie? - spytała delikatnie.
- O nie! Nie! - zaczęłam lekko histeryzować. - Nie chcę przechodzić obok tamtego miejsca! Nie! Proszę! Nie! - znów się rozryczałam, bo wróciłam pamięcią do tamtej chwili.
- Dobrze, dobrze. - uspokajała mnie. - Zostanę u Ciebie. Już dobrze. Spokojnie. Jestem tutaj. - mówiła to, przytulając mnie do siebie.
- P-przepraszam - wydukałam chlipiąc. - Zostaniesz? - zapytałam z nadzieją.
- Jasne, że tak. No już nie płacz.
Położyłyśmy się na moim łóżku. Leżała za mną, jedną ręką mnie obejmując, a drugą głaszcząc po włosach. Czułam się bezpiecznie. Trochę jak jej córeczka... Zasnęłam.
/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\
Oto i kolejny rozdział. Chyba nie płakałyście? ;p
Mam nadzieję, że się spodoba i liczę na wasze komentarze. Dziękuję za te wszystkie wejścia, jesteście kochane ;*
A właśnie ankieta. Dzięki za oddane głosy ;]. Miłego dnia, i nie siedźcie prze kompem, tylko na dwór bo ładna pogoda xD
Dzięki, pozdrawiam
Cyśka ^.^
niedziela, 1 kwietnia 2012
Ważne info ;]
!WAŻNE!
Jest sprawa z bohaterami. Nie pasował mi wiek Michi, i reszty, więc (wybaczcie za zamieszanie) zmieniam go. Teraz Michi i Ayashi mają 10 lat, a Naomi ma 12. Od początku opowiadania tak było ( tak załóżmy) ;D. Chyba tyle tego było. ^.^
Rozdział 8. "Burza".
- KOCHAM CIĘ - wrzasnęła, i mnie mocno przytuliła. - Kocham Cię
rozumiesz? I zawsze tak będzie. Tylko nie potrzebnie sie tak
męczyłyśmy... Mogłam nie słuchać Naomi. - na to imię się wzdrygnęłam.
- Na-o-mi?! - wydukałam. I odsunęłam się od Ayashi.
- Tak... - syknęła ze złością - Małpa! Najpierw Ciebie, teraz mnie zmanipulowała. Kazała mi czekać aż mnie przeprosisz. Miałam pokazać, jak mnie zraniłaś. Że to nie było byle co!
- Jak mogła?! Ja jej ufałam, i ją lubiłam... - spojrzałam na podłogę.
- Nie Ty jedna...
- A tak w zasadzie, to czemu nie poszłaś do Kinu?
- Przecież mnie znasz. - posłała mi uśmiech - W uczuciowych sprawach, nie łatwo ufam ludziom. A tym bardziej nie dorosłym... Jakoś mi tak trudno.
- No tak. Ale ta małpa, to ma dar manipulacji. Niech idzie do reklamy! Tam się im przyda!
- Dokładnie. Dajemy jej tą rolę, prawda Menadżerze? - Wybuchłyśmy głośnym śmiechem.
Razem spędziłyśmy weekend, byłyśmy na spacerze. Razem z Kayoko poszłyśmy w sobotnie popołudnie do galerii handlowej. Co prawda ja i Muli nic nie kupiłyśmy, ale nasza tym czasowa opiekunka, to zaszalała! A właśnie, Kayoko. To miła nastolatka, z naszego sierocińca. Biedactwo, czeka na swoje osiemnaste urodziny. Chciałaby już sama na siebie zarabiać, zdobyć mieszkanie. Do końca nie wiem, dlaczego jest w domu dziecka. Nie gadałyśmy o tym. Ona cieszyła się chwilą. Nie miała zwyczaju wracać do przeszłości. Liczyło sie TERAZ. To w niej kochałam. A po za tym optymistka, jakich mało!
Po niedzielnym obiedzie, poszłam się położyć razem z Ayą. Za dużo wepchnęłyśmy w siebie. Stanowczo za dużo! Obie leżałyśmy na jej łóżku. Zaczęła mnie gilgotać! Małpica! Myślałam że wypluje na nią resztki rolady! w pewnym momencie zrobiłam unik w lewą stronę i ujrzałam łapkę miśka. zwisała sobie z mojego łóżka. W sumie to nie powiedziałam, jej jeszcze o liście. Przestałam się śmiać.
- Co jest? - zdziwiła się Muli.
Bez słowa sięgnęłam po mojego pluszaka. Wyciągnęłam z niego list. Aya nie ogarniała... Gdy zobaczyła napisy, wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Ej! Nie śmiej się!
- Ale proszę Cię, co to za pismo! Przecież... Przecież.. Tak tylko kura potrafi! Hahaha! - co prawda, mówiła o pismie mojej mamy, ale i tak mnie rozbawiła. Jej śmiech powalał.
- Aya! Spokój! Wiem, że to nie jest cudo, ale proszę Cię... - znów uśmiech znikł z mojej twarzy. Zauważyła to.
- Przepraszam. Ale... to jest śmieszne... - zrobiła minę zbitego psa.
- No w takim świetle jak Ty to widzisz, to na pewno. Ale posłuchaj. To jest... To jest list od mojej mamy. - oznajmiłam. Jej zrobiło się głupio.
- Nie wiedziałam... - spuściła wzrok.
- Nic nie szkodzi. - Uśmiechnęłam się. - Po prostu chcę Ci go przeczytać. Chcę się z Tobą tym podzielić.
- Ale...
- Tak wiem, tego nie umiem przeczytać, ale zrobiłam sobie kopie. - poruszyłam brwiami, i sięgnęłam do mojej szafki.
- A no to się rozumie. - rozpromieniła się.
Przeczytałam jej słowa mojej mamy. Rozpłakała się, i mnie przytuliła. Siedziałyśmy tak dość długo. Aż w końcu powiedziała, że jej przykro, i zapytała co teraz zamierzam.
- W sumie to nie wiem. Czasami śni mi się po nocach. Chociaż nie wiem jak wygląda na prawdę. Sni mi się, że ją znalazłam. Prawie co noc. Takie wielkie spotkanie. Z rozbiegu wskakuje jej w ramiona.... - rozmarzałam, a po policzku pociekła mi pojedyncza łza. -
- Nie płacz. Tylko proszę Cię nie płacz... - starła ją, moja przyjaciółka.
- Sorki. To nie ja to oczy! - wykrzyknęłam z żartem. I znów się śmiałyśmy.
Nadszedł wieczór. Leżałyśmy już w naszych łóżeczkach próbując zasnąć.
- Michi... - usłyszałam szept z dołu.
- hmn,...? - zamruczałam na pół śpiąco.
- Myślę ciągle nad... - wiedziałam co chce powiedzieć. Otworzyłam oczy. Dookoła była ciemność. Tylko pojedyncze przebłyski światła wpadały przez okno gdy przejechał jakiś samochód.
- Nad listem? - dokończyłam.
- No tak... - usłyszałam jak wstaje z łóżka.
- Co robisz? - zmarszczyłam czoło.
- Idę do Ciebie, a co myślałaś? Że zostałam oczarowana przez blask pełni księżyca, i stałam się Zombie?
- Ach... No nie... - odsunęłam się, robiąc jej miejsce.
- Więc, ciągle rozmyślam na tym listem... I tak postawiłam siebie w tej sytuacji...
- I co? - spytałam zaciekawiona.
- I tak myślę, że ja chyba.... - zrobiła krótka pauzę, a ja słuchałam ją uważnie. - Chyba chciałabym, znaleźć moją mamę... - spojrzała na mnie, a ja położyłam sie na plecach i westchnęłam.
- Też bym chciała.... Ale nie wiem jak...
- Michi... - przytuliła mnie. - Wiem!
- Ał! moje ucho.... Nie musisz aż tak okazywać swojej euforii... Tym bardziej, że opiekunki jeszcze nie śpią.
- Ach.. no tak. Sorki - zmieszała się lekko.
- Więc jaki ten Twój pomysł?
- Wiesz... Pewnie Kayoko jeszcze nie śpi... - ujrzałam w przebłysku światła jej chytry wzrok.
- No pewnie nie... Ale co w związku z tym?
- Nie wiesz?
- No skoro pytam to chyba nie wiem, nie?
- Ach Ty... Twoje szare komórki śpią.. - zaśmiała się cicho, a ja razem z nią.
- Zapewne.
- Więc ,ona ma laptopa... Mogłybyśmy pożyczyć i spróbować wyszukać twoją mamę na necie. Nie mam racji?
- W sumie tak...
- To chodźmy. - po cichu zeszła z łóżka, jednak ja dalej leżałam - Co jest?
- Przecież ciołku, nie możemy iść teraz, do niej.
- Uhm? - nie rozumiała.
- Widzę, że Twoje szare komórki, robią to samo co moje.
- No pewnie, żartuj sobie ze mnie. - udała oburzoną. - Ja Ci pomagam, a Ty sobie ze mnie kpisz. Tak to się odpłaca..?
- Oj Aya. Jak ja Cię kocham - zeszłam i przytuliłam się do niej. - Przecież, o tej porze śpią tylko takie dzieciaki jak my. A reszta domu, ma wolne.
- Achaaa.... A co jeśli Kayoko pójdzie spać?
- A komórki nie istnieją?
- Ty to jednak cwana jesteś - poklepała mnie po ramieniu.
- No ba! Ale nie bez Ciebie. Dobra. Przejdźmy do rzeczy. Mam jeszcze trochę kasy. Może wystarczy na sms'a.
- Mam nadzieję. A masz jej numer?
- Mam, dała mi w sobotę, tak na wszelki wypadek, jakbyśmy sie zgubiły.
- No to pisz! - wydała mi rozkaz niczym jakiś szeryf. Pff.
- Nie krzycz. - upomniałam ją miło.
- Sorki.
Napisałam sms:
Po krótkiej chwili dostałam odpowiedź:
Spoko. Nie będę spała. Ale co o tak późnej porze będziecie robić?;) Ze względu na opiekunki, przyjdźcie później. Jak Maia pójdzie po kawę dam wam znać.
Świetnie. Załatwiłyśmy sobie ponad dwie godziny czekania. Trzeba było coś porobić, żeby nie zasnąć.
- Aya... Co robimy? - powiedziałam znudzona.
- Uhm... A ile mamy czasu? - skrzywiła usta i podniosła jedną brew do góry. Wyglądała komicznie, do tego niepoukładanie włosy, po naszym łaskotaniu.
- Ponad dwie godziny. - powiedziałam szczerząc się. Cudem zatrzymywałam śmiech, bo ona dalej miała tą samą minę!
- To takie ekscytujące? - powiedziała z ironią. - Nieważne. Jest parę propozycji.
- Mam nadzieję, że nie są nudne...
- Nie wierzysz we mnie?! - zabijała mnie wzrokiem.
- Nie patrz tak! Wierzę! Wierzę! - krzyknęłam, i zaraz potem moje ręce chwyciły moje niewyparzone usta. Zapadła krótka cisza, po czym usłyszałyśmy jak ktoś chodzi po korytarzu. Nie minęła sekunda i już leżałyśmy pod kołdrą. Posikane ze strachu i adrenaliny, która momentalnie nam podskoczyła. Później znów przytłumiony śmiech. Gdy emocje opadły, wyszłyśmy z "bunkra" i usiadłyśmy na łóżku. Rozglądnęłyśmy się po pokoju i instynktownie spojrzałyśmy się na siebie. Znów dorwał nas "złoczyńca Śmiech". Szybko wskoczyłyśmy pod kołdrę, zatykając równocześnie nos, buzię, i wstrzymując powietrze. Wszystko byle byłoby cicho. Powstrzymywałyśmy się tak non stop, przez dobre pół godziny. Później Aya rzuciła pomysłem, żeby pograć w butelkę. Może we dwie osoby to nie tak fajnie, ale nam to musiało wystarczyć. Żeby się nie zabić przy wykonywaniu zadań, zapaliłyśmy lampkę nocną. Krótko przed dwudziestą trzecią gra nam się znudziła. zrobiło się strasznie duszno, więc otworzyłyśmy okno. Chłodny wiatr połaskotał nasze stopy. Przez chwilę stałyśmy zapatrzone w krajobraz. W oddali się błyskało. To był cudowny widok.
Nie wracałyśmy już od poprzedniej zabawy. Teraz w nasze ręce wpadły karty. To było bardziej spokojne zajęcie i bezpieczniejsze na tą porę. Było mniejsze prawdopodobieństwo wybuchu śmiechu. Co prawda długo nie pograłyśmy, bo mój telefon zabrzęczał. Dostałam sms'a od Kayoko. "Ruszajcie. Macie wolne ;p ". Spojrzałam porozumiewawczo na Ayashi. Nie chowając kart, pomału wyszłyśmy na korytarz.
Dobrze, że była pełnia. Blask księżyca sprawiał, że widziałyśmy gdzie iść. Po jakiś pięciu minutach skradania się jak myszy, stanęłyśmy pod drzwiami 'zbawienia'. Cicho zapukałyśmy i weszłyśmy do środka.
- Hej. Nikt was nie zauważył? - zapytała na przywitanie nastolatka.
- Nikt. Byłyśmy ostrożne.- odpowiedziała jej z uśmiechem Muli.
- Więc? Co się stało?
Wszystko jej wyjaśniłyśmy. Bez problemu się zgodziła. Na szczęście na noc nie wyłączali internetu.
- Sorki. Ale oczy mi się kleją. - oznajmiła ziewając. - Jak skończycie to mnie obudźcie. - dodała, i się położyła.
- Dobranoc. - powiedziałyśmy równocześnie z moją przyjaciółką, po czym zgasiłam światło.
Zaczęłyśmy szukać. Najpierw wpisałyśmy w wyszukiwarkę "Tomaki Kamea".
- Eeee... - szczęka mi opadła. Było około 500 wyników... "Jasne bo akurat ją rozpoznam, już to widzę!" pomyślałam. - Masz jakiś pomysł? - zapytałam po krótkiej pauzie, ze smutkiem.
Aya nie odpowiedziała. Jaka ja jestem naiwna. Myślałam, że to będzie proste. Klik, i jest moja mama. Zrobiłam sobie nadzieję.
- Szkoda, że masz jej zdjęcia.
- Ech... Trudno. Nic nie zrobisz. - wzruszyłam ramionami. Ale w środku ryczałam ze smutku.
- Damy radę. Wymyślimy coś. Zobaczysz. - przytuliła mnie mocno Aya.
- Kocham Cię. - tylko tyle zdołałam wydusić z siebie.
Nagle przestała się do mnie tulić i chwyciła mnie za ramiona, tym samym odwracając mnie w jej stronę.
- Wiem. Może ma jakiś portal społecznościowy?
- Myślisz? - nie byłam przekonana.
- Warto spróbować, nie? - posłała mi ciepły uśmiech i szturchnęła mnie.
Miała rację. I tak nie mam nic do stracenia. Zarejestrowałam się i znów zaczęłyśmy szukać. Było tego trochę dużo... Aya wymyśliła - ona zawsze jest genialna - że skoro nie mogę jej rozpoznać, to zawsze mogę napisać wiadomość.
- Co to było?! - zerwała się nagle z łóżka Kayoko.
- Kurcze!!! Błagam, ostrzegaj następnym razem, że chcesz krzyknąć! - skarciłam ją, ciężko dysząc.
- Prawie dostałyśmy zawału. - dodała Aya.
-Wybaczcie... - udała, że jej głupio. A po chwili zapytała - Więc co to było?
- Taki huk? Grzmot. Za oknem jest istne piekło.
- Aha... Ale wiecie, że jak jest burza to nie powinno się mieć załączonego kompa? T...
- To przyciąga. Wiemy - przerwała jej Aya z uśmiechem na twarzy.
- Wiec, może go zamkniecie? - uniosła brwi do góry.
- Sorki, nie zwróciłyśmy na to wcześniej uwagi. Już kończymy. - Posłałam jej ciepły uśmiech.
- No, wiesz, mów za siebie. - wtrąciła moja przyjaciółka.
- Ćśśś! - szturchnęłam ją przyjaźnie i zatkałam usta palcem.
Zaczęłyśmy się cicho chichotać. W końcu było już po północy, i nie mogłyśmy być głośno. Gdyby nas przyłapano, że nie śpimy grzecznie w swoich łózkach, miałybyśmy ekstra przypał!
- Dzięki. Co prawda nic konkretnego nie znalazłam, ale dzięki. - Wyłączyłam laptopa i posłałam ciepły uśmiech jego właścicielce.
- Spoko. Dobranoc, i nie dajcie się złapać. - puściła nam oczko.
Wyszłyśmy na korytarz i na palcach udałyśmy się w stronę pokoju. Ayashi, szła przede mną. Nagle rozległ się głośny trzask. Zatrzymałam się i spojrzałam w okno. Jaskrawe światło mignęło mi przed oczami. W blasku innych błyskawic, zobaczyłam postać, zmierzającą w moją stronę! Jak później się okazało było to drzewo. Stary, potężny dąb, przewalając się, wybił okno swoimi mocnymi ramionami. Teraz kawałki szyby gnały na mnie z wielką prędkością. Nie mogłam się ruszyć. Wydawało mi się, że cały świat się zatrzymał, a fragmenty szkła zawisły w przestrzeni czasowej i powietrznej. Tylko ja byłam tutaj żywa.
Wróciła rzeczywistość. Wiatr zaczął niewyobrażalnie huczeć, tworząc mrożącą krew w żyłach melodię, do której pasował krzyk Ayashi. Głowa mimowolnie opadła mi na prawe ramię. Kątem oka spostrzegłam przerażoną Muli. Jej ręka była skierowana w moim kierunku. Na jej twarzy malowała się troska, strach, bezradność. Nagle moje ciało oblała fala gorąca, zaraz potem zastąpiona zimnem. Zakręciło mi się w głowie. Upadłam na brzuch. Moje ciało było bezwładne. Byłam jak kukiełka. Moja dłoń leżała w jakiejś czerwonej plamie, obok mojej głowy. To była krew... Moja krew, której ciągle przybywało.
- Na-o-mi?! - wydukałam. I odsunęłam się od Ayashi.
- Tak... - syknęła ze złością - Małpa! Najpierw Ciebie, teraz mnie zmanipulowała. Kazała mi czekać aż mnie przeprosisz. Miałam pokazać, jak mnie zraniłaś. Że to nie było byle co!
- Jak mogła?! Ja jej ufałam, i ją lubiłam... - spojrzałam na podłogę.
- Nie Ty jedna...
- A tak w zasadzie, to czemu nie poszłaś do Kinu?
- Przecież mnie znasz. - posłała mi uśmiech - W uczuciowych sprawach, nie łatwo ufam ludziom. A tym bardziej nie dorosłym... Jakoś mi tak trudno.
- No tak. Ale ta małpa, to ma dar manipulacji. Niech idzie do reklamy! Tam się im przyda!
- Dokładnie. Dajemy jej tą rolę, prawda Menadżerze? - Wybuchłyśmy głośnym śmiechem.
Razem spędziłyśmy weekend, byłyśmy na spacerze. Razem z Kayoko poszłyśmy w sobotnie popołudnie do galerii handlowej. Co prawda ja i Muli nic nie kupiłyśmy, ale nasza tym czasowa opiekunka, to zaszalała! A właśnie, Kayoko. To miła nastolatka, z naszego sierocińca. Biedactwo, czeka na swoje osiemnaste urodziny. Chciałaby już sama na siebie zarabiać, zdobyć mieszkanie. Do końca nie wiem, dlaczego jest w domu dziecka. Nie gadałyśmy o tym. Ona cieszyła się chwilą. Nie miała zwyczaju wracać do przeszłości. Liczyło sie TERAZ. To w niej kochałam. A po za tym optymistka, jakich mało!
Po niedzielnym obiedzie, poszłam się położyć razem z Ayą. Za dużo wepchnęłyśmy w siebie. Stanowczo za dużo! Obie leżałyśmy na jej łóżku. Zaczęła mnie gilgotać! Małpica! Myślałam że wypluje na nią resztki rolady! w pewnym momencie zrobiłam unik w lewą stronę i ujrzałam łapkę miśka. zwisała sobie z mojego łóżka. W sumie to nie powiedziałam, jej jeszcze o liście. Przestałam się śmiać.
- Co jest? - zdziwiła się Muli.
Bez słowa sięgnęłam po mojego pluszaka. Wyciągnęłam z niego list. Aya nie ogarniała... Gdy zobaczyła napisy, wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Ej! Nie śmiej się!
- Ale proszę Cię, co to za pismo! Przecież... Przecież.. Tak tylko kura potrafi! Hahaha! - co prawda, mówiła o pismie mojej mamy, ale i tak mnie rozbawiła. Jej śmiech powalał.
- Aya! Spokój! Wiem, że to nie jest cudo, ale proszę Cię... - znów uśmiech znikł z mojej twarzy. Zauważyła to.
- Przepraszam. Ale... to jest śmieszne... - zrobiła minę zbitego psa.
- No w takim świetle jak Ty to widzisz, to na pewno. Ale posłuchaj. To jest... To jest list od mojej mamy. - oznajmiłam. Jej zrobiło się głupio.
- Nie wiedziałam... - spuściła wzrok.
- Nic nie szkodzi. - Uśmiechnęłam się. - Po prostu chcę Ci go przeczytać. Chcę się z Tobą tym podzielić.
- Ale...
- Tak wiem, tego nie umiem przeczytać, ale zrobiłam sobie kopie. - poruszyłam brwiami, i sięgnęłam do mojej szafki.
- A no to się rozumie. - rozpromieniła się.
Przeczytałam jej słowa mojej mamy. Rozpłakała się, i mnie przytuliła. Siedziałyśmy tak dość długo. Aż w końcu powiedziała, że jej przykro, i zapytała co teraz zamierzam.
- W sumie to nie wiem. Czasami śni mi się po nocach. Chociaż nie wiem jak wygląda na prawdę. Sni mi się, że ją znalazłam. Prawie co noc. Takie wielkie spotkanie. Z rozbiegu wskakuje jej w ramiona.... - rozmarzałam, a po policzku pociekła mi pojedyncza łza. -
- Nie płacz. Tylko proszę Cię nie płacz... - starła ją, moja przyjaciółka.
- Sorki. To nie ja to oczy! - wykrzyknęłam z żartem. I znów się śmiałyśmy.
Nadszedł wieczór. Leżałyśmy już w naszych łóżeczkach próbując zasnąć.
- Michi... - usłyszałam szept z dołu.
- hmn,...? - zamruczałam na pół śpiąco.
- Myślę ciągle nad... - wiedziałam co chce powiedzieć. Otworzyłam oczy. Dookoła była ciemność. Tylko pojedyncze przebłyski światła wpadały przez okno gdy przejechał jakiś samochód.
- Nad listem? - dokończyłam.
- No tak... - usłyszałam jak wstaje z łóżka.
- Co robisz? - zmarszczyłam czoło.
- Idę do Ciebie, a co myślałaś? Że zostałam oczarowana przez blask pełni księżyca, i stałam się Zombie?
- Ach... No nie... - odsunęłam się, robiąc jej miejsce.
- Więc, ciągle rozmyślam na tym listem... I tak postawiłam siebie w tej sytuacji...
- I co? - spytałam zaciekawiona.
- I tak myślę, że ja chyba.... - zrobiła krótka pauzę, a ja słuchałam ją uważnie. - Chyba chciałabym, znaleźć moją mamę... - spojrzała na mnie, a ja położyłam sie na plecach i westchnęłam.
- Też bym chciała.... Ale nie wiem jak...
- Michi... - przytuliła mnie. - Wiem!
- Ał! moje ucho.... Nie musisz aż tak okazywać swojej euforii... Tym bardziej, że opiekunki jeszcze nie śpią.
- Ach.. no tak. Sorki - zmieszała się lekko.
- Więc jaki ten Twój pomysł?
- Wiesz... Pewnie Kayoko jeszcze nie śpi... - ujrzałam w przebłysku światła jej chytry wzrok.
- No pewnie nie... Ale co w związku z tym?
- Nie wiesz?
- No skoro pytam to chyba nie wiem, nie?
- Ach Ty... Twoje szare komórki śpią.. - zaśmiała się cicho, a ja razem z nią.
- Zapewne.
- Więc ,ona ma laptopa... Mogłybyśmy pożyczyć i spróbować wyszukać twoją mamę na necie. Nie mam racji?
- W sumie tak...
- To chodźmy. - po cichu zeszła z łóżka, jednak ja dalej leżałam - Co jest?
- Przecież ciołku, nie możemy iść teraz, do niej.
- Uhm? - nie rozumiała.
- Widzę, że Twoje szare komórki, robią to samo co moje.
- No pewnie, żartuj sobie ze mnie. - udała oburzoną. - Ja Ci pomagam, a Ty sobie ze mnie kpisz. Tak to się odpłaca..?
- Oj Aya. Jak ja Cię kocham - zeszłam i przytuliłam się do niej. - Przecież, o tej porze śpią tylko takie dzieciaki jak my. A reszta domu, ma wolne.
- Achaaa.... A co jeśli Kayoko pójdzie spać?
- A komórki nie istnieją?
- Ty to jednak cwana jesteś - poklepała mnie po ramieniu.
- No ba! Ale nie bez Ciebie. Dobra. Przejdźmy do rzeczy. Mam jeszcze trochę kasy. Może wystarczy na sms'a.
- Mam nadzieję. A masz jej numer?
- Mam, dała mi w sobotę, tak na wszelki wypadek, jakbyśmy sie zgubiły.
- No to pisz! - wydała mi rozkaz niczym jakiś szeryf. Pff.
- Nie krzycz. - upomniałam ją miło.
- Sorki.
Napisałam sms:
Hej, to ja Michi. Jest sprawa. Ważna. Mam nadzieję, że nie będziesz spała około 23? Przyjdziemy do Ciebie. ^^
Po krótkiej chwili dostałam odpowiedź:
Spoko. Nie będę spała. Ale co o tak późnej porze będziecie robić?;) Ze względu na opiekunki, przyjdźcie później. Jak Maia pójdzie po kawę dam wam znać.
Świetnie. Załatwiłyśmy sobie ponad dwie godziny czekania. Trzeba było coś porobić, żeby nie zasnąć.
- Aya... Co robimy? - powiedziałam znudzona.
- Uhm... A ile mamy czasu? - skrzywiła usta i podniosła jedną brew do góry. Wyglądała komicznie, do tego niepoukładanie włosy, po naszym łaskotaniu.
- Ponad dwie godziny. - powiedziałam szczerząc się. Cudem zatrzymywałam śmiech, bo ona dalej miała tą samą minę!
- To takie ekscytujące? - powiedziała z ironią. - Nieważne. Jest parę propozycji.
- Mam nadzieję, że nie są nudne...
- Nie wierzysz we mnie?! - zabijała mnie wzrokiem.
- Nie patrz tak! Wierzę! Wierzę! - krzyknęłam, i zaraz potem moje ręce chwyciły moje niewyparzone usta. Zapadła krótka cisza, po czym usłyszałyśmy jak ktoś chodzi po korytarzu. Nie minęła sekunda i już leżałyśmy pod kołdrą. Posikane ze strachu i adrenaliny, która momentalnie nam podskoczyła. Później znów przytłumiony śmiech. Gdy emocje opadły, wyszłyśmy z "bunkra" i usiadłyśmy na łóżku. Rozglądnęłyśmy się po pokoju i instynktownie spojrzałyśmy się na siebie. Znów dorwał nas "złoczyńca Śmiech". Szybko wskoczyłyśmy pod kołdrę, zatykając równocześnie nos, buzię, i wstrzymując powietrze. Wszystko byle byłoby cicho. Powstrzymywałyśmy się tak non stop, przez dobre pół godziny. Później Aya rzuciła pomysłem, żeby pograć w butelkę. Może we dwie osoby to nie tak fajnie, ale nam to musiało wystarczyć. Żeby się nie zabić przy wykonywaniu zadań, zapaliłyśmy lampkę nocną. Krótko przed dwudziestą trzecią gra nam się znudziła. zrobiło się strasznie duszno, więc otworzyłyśmy okno. Chłodny wiatr połaskotał nasze stopy. Przez chwilę stałyśmy zapatrzone w krajobraz. W oddali się błyskało. To był cudowny widok.
Nie wracałyśmy już od poprzedniej zabawy. Teraz w nasze ręce wpadły karty. To było bardziej spokojne zajęcie i bezpieczniejsze na tą porę. Było mniejsze prawdopodobieństwo wybuchu śmiechu. Co prawda długo nie pograłyśmy, bo mój telefon zabrzęczał. Dostałam sms'a od Kayoko. "Ruszajcie. Macie wolne ;p ". Spojrzałam porozumiewawczo na Ayashi. Nie chowając kart, pomału wyszłyśmy na korytarz.
Dobrze, że była pełnia. Blask księżyca sprawiał, że widziałyśmy gdzie iść. Po jakiś pięciu minutach skradania się jak myszy, stanęłyśmy pod drzwiami 'zbawienia'. Cicho zapukałyśmy i weszłyśmy do środka.
- Hej. Nikt was nie zauważył? - zapytała na przywitanie nastolatka.
- Nikt. Byłyśmy ostrożne.- odpowiedziała jej z uśmiechem Muli.
- Więc? Co się stało?
Wszystko jej wyjaśniłyśmy. Bez problemu się zgodziła. Na szczęście na noc nie wyłączali internetu.
- Sorki. Ale oczy mi się kleją. - oznajmiła ziewając. - Jak skończycie to mnie obudźcie. - dodała, i się położyła.
- Dobranoc. - powiedziałyśmy równocześnie z moją przyjaciółką, po czym zgasiłam światło.
Zaczęłyśmy szukać. Najpierw wpisałyśmy w wyszukiwarkę "Tomaki Kamea".
- Eeee... - szczęka mi opadła. Było około 500 wyników... "Jasne bo akurat ją rozpoznam, już to widzę!" pomyślałam. - Masz jakiś pomysł? - zapytałam po krótkiej pauzie, ze smutkiem.
Aya nie odpowiedziała. Jaka ja jestem naiwna. Myślałam, że to będzie proste. Klik, i jest moja mama. Zrobiłam sobie nadzieję.
- Szkoda, że masz jej zdjęcia.
- Ech... Trudno. Nic nie zrobisz. - wzruszyłam ramionami. Ale w środku ryczałam ze smutku.
- Damy radę. Wymyślimy coś. Zobaczysz. - przytuliła mnie mocno Aya.
- Kocham Cię. - tylko tyle zdołałam wydusić z siebie.
Nagle przestała się do mnie tulić i chwyciła mnie za ramiona, tym samym odwracając mnie w jej stronę.
- Wiem. Może ma jakiś portal społecznościowy?
- Myślisz? - nie byłam przekonana.
- Warto spróbować, nie? - posłała mi ciepły uśmiech i szturchnęła mnie.
Miała rację. I tak nie mam nic do stracenia. Zarejestrowałam się i znów zaczęłyśmy szukać. Było tego trochę dużo... Aya wymyśliła - ona zawsze jest genialna - że skoro nie mogę jej rozpoznać, to zawsze mogę napisać wiadomość.
- Co to było?! - zerwała się nagle z łóżka Kayoko.
- Kurcze!!! Błagam, ostrzegaj następnym razem, że chcesz krzyknąć! - skarciłam ją, ciężko dysząc.
- Prawie dostałyśmy zawału. - dodała Aya.
-Wybaczcie... - udała, że jej głupio. A po chwili zapytała - Więc co to było?
- Taki huk? Grzmot. Za oknem jest istne piekło.
- Aha... Ale wiecie, że jak jest burza to nie powinno się mieć załączonego kompa? T...
- To przyciąga. Wiemy - przerwała jej Aya z uśmiechem na twarzy.
- Wiec, może go zamkniecie? - uniosła brwi do góry.
- Sorki, nie zwróciłyśmy na to wcześniej uwagi. Już kończymy. - Posłałam jej ciepły uśmiech.
- No, wiesz, mów za siebie. - wtrąciła moja przyjaciółka.
- Ćśśś! - szturchnęłam ją przyjaźnie i zatkałam usta palcem.
Zaczęłyśmy się cicho chichotać. W końcu było już po północy, i nie mogłyśmy być głośno. Gdyby nas przyłapano, że nie śpimy grzecznie w swoich łózkach, miałybyśmy ekstra przypał!
- Dzięki. Co prawda nic konkretnego nie znalazłam, ale dzięki. - Wyłączyłam laptopa i posłałam ciepły uśmiech jego właścicielce.
- Spoko. Dobranoc, i nie dajcie się złapać. - puściła nam oczko.
Wyszłyśmy na korytarz i na palcach udałyśmy się w stronę pokoju. Ayashi, szła przede mną. Nagle rozległ się głośny trzask. Zatrzymałam się i spojrzałam w okno. Jaskrawe światło mignęło mi przed oczami. W blasku innych błyskawic, zobaczyłam postać, zmierzającą w moją stronę! Jak później się okazało było to drzewo. Stary, potężny dąb, przewalając się, wybił okno swoimi mocnymi ramionami. Teraz kawałki szyby gnały na mnie z wielką prędkością. Nie mogłam się ruszyć. Wydawało mi się, że cały świat się zatrzymał, a fragmenty szkła zawisły w przestrzeni czasowej i powietrznej. Tylko ja byłam tutaj żywa.
Wróciła rzeczywistość. Wiatr zaczął niewyobrażalnie huczeć, tworząc mrożącą krew w żyłach melodię, do której pasował krzyk Ayashi. Głowa mimowolnie opadła mi na prawe ramię. Kątem oka spostrzegłam przerażoną Muli. Jej ręka była skierowana w moim kierunku. Na jej twarzy malowała się troska, strach, bezradność. Nagle moje ciało oblała fala gorąca, zaraz potem zastąpiona zimnem. Zakręciło mi się w głowie. Upadłam na brzuch. Moje ciało było bezwładne. Byłam jak kukiełka. Moja dłoń leżała w jakiejś czerwonej plamie, obok mojej głowy. To była krew... Moja krew, której ciągle przybywało.
/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\
No to dla zrekompensowania, macie długi rozdział ;D, który dedykuję Animowej, i zapraszam na jej blog ^.^ http://animowa.blogspot.com/ . Mam nadzieję, że nie ma za dużo błędów i da się lubić xD.
Ha! Teraz sobie czekajcie na kolejny! Traralalalalalal! ;p
I dziękuję, za komentarze i wejścia. Miło mi, że przy mnie trwacie ;D
poniedziałek, 26 marca 2012
Rozdział 7. "Ciągle próbuj"
Minęły dwa tygodnie. Bałam Się pogadać z Ayashi, nie chciałam być nachalna. A ona pewnie, twierdziła, że nie ma mnie za co przepraszać. Chociaż nie wiem. Rozmawiałam pełno razy o tym wszystkim z Kinuyo. Dawała mi rady, ale ja nie miałam na tyle odwagi.
- Jak tam? - Usłyszałam miły głos zza moich pleców i sie odwróciłam. Oczywiście Kinu.
- No... No ciągle w miejscu... - westchnęłam, a ona zaraz za mną.
- Posłuchaj. Nie będziemy tutaj o tym rozmawiać. Czekam u mnie. - Posłała mi ciepły uśmiech i poczochrała mnie.
- Dziękuję. - wyszczerzyłam się.
Ona zawsze mnie rozumiała. Z resztą tak samo jak Aya.... Musze się zebrać na odwagę! Nie trzeba było im mówić "tylko nikomu nie wygadaj, to tajemnica." One to wiedziały.
Nie szukając oczami Muli, położyłam na moim łóżku plecak z książkami - właśnie się skończyły zajęcia - i wyszłam do mojej staruszki.
Rozmawiałyśmy na stały temat. Znów to samo. Tylko parę dodatkowych rad. I znów obietnica, że będę miała odwage. Zapytała się mnie jeszcze o ten list...
- Czasem wieczorami, go oglądam. I trochę czytam. A w zasadzie to, tylko odnawiam w pamięci Twój głos, kiedy mi to czytałaś. - uśmiechnęłam się, a ona odwzajemniła uśmiech i mnie przytuliła.
- Dzięki Kinu. Zawsze pomagasz - wtuliłam sie w nią jeszcze mocniej, a gdy się odsunęłam, oświadczyłam, że jestem głodna i już pójdę.
Po obiedzie, między dodatkowymi zajęciami, było trochę wolnego czasu. Stwierdziłam, że nie będę dłużej czekała. I pogadam z Ayashi. Tęskniłam za nią. Za jej ciepłymi uśmiechami kierowanymi do mnie, za jej śmiechem, za przytulaniem, i po prostu obecnością. Teraz jak najczęściej wychodziła z pokoju. Przebywała chyba u Miki. Unikała mnie jak tylko mogła.
- Ał!
- Przepraszam. Nie zauważyłam Cię. Nic Ci nie jest? - Zapytałam dziewczynę, która dostała z drzwi po głowie. Tak. To była Aya. Wychodziła właśnie z pokoju.
- Nie z tego powodu. - Powiedziała oschle, i ominęła mnie. Zrozumiałam sugestię. Biła do mnie. "To nie będzie tak łatwe, jak myślałam, ale nie dołujmy się... Dam radę!" Pomyślałam.
- Aya! Zaczekaj! - krzyknęłam w jej stronę. Odwróciła się, Uff.
- No co? - popatrzała na mnie wzrokiem mordercy... Po plecach przeszły mnie dreszcze.
- Pogadajmy... proszę... - powiedziałam łagodnie. Nie okazywała skruchy.
- Więc dobrze. Słucham. - oświadczyła, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Ale... Możemy w pokoju. Tak w bardziej ustronnym miejscu?
- Ech.. niech będzie. - ruszyła w stronę drzwi, które tak okropnie ją poturbowały. - Teraz pasuje? - zapytała siadając na krześle. Już jej ton nie był aż taki gniewny. Widziałam, że ona tez za mną tęskniła. Nie umiała, utrzymać gniewnej miny. Tym bardziej, gdy podeszłam do niej i chwyciłam ją za ręce.
Można byłoby czasem porównać ją do psa. Wierna, zawsze kochająca swojego właściciela.
- Przepraszam... Po raz kolejny. - nie spuszczałam wzroku, a do moich oczu zaczęły napływać łzy.- Tęsknię za Tobą, Ayashi, ja nie umiem, po prostu nie umiem, tak żyć bez Ciebie. Bez Twoich wszystkich gestów, uśmiechów, Twojego głosu. Kocham Cię. Jak przyjaciela. Takiego prawdziwego. I ten czas, gdy w ogóle nie gadałyśmy był prawdziwą męką... Wybacz. Proszę Cię wybacz mi... - Nie wytrzymałam dłużej, i schowałam twarz w moich dłoniach.
Przez parę minut trwała wokół nas przerażająca cisza. Czułam się jak skazaniec czekający na swój wyrok... Najgorszy wyrok... Śmierci... Ale gdzieś w głębi mnie, żyła istota z nadzieją i radością, że przybędzie jej ktoś na ratunek. I wybawi od kary...
- Michi... - powiedziała delikatnie, a jej dłoń podniosła moją twarz tak abym, mogła spojrzeć jej w oczy. Też miała mokre oczy, ale chyba nie aż tak jak ja. - Czekałam na tą rozmowę. - podniosła kącik ust. - Bo widzisz... Ja też tęskniłam... I nie wiesz jak bardzo... Tylko, że... Posłuchałam czyjejś rady... - Chwyciła moje ręce.
- Tęskniłaś? - w moich oczach pojawiły sie iskierki
- Kocham Cię - wyszeptała.
- Aya... Czyli jest okej? - zapytałam nie pewnie...
- Jak tam? - Usłyszałam miły głos zza moich pleców i sie odwróciłam. Oczywiście Kinu.
- No... No ciągle w miejscu... - westchnęłam, a ona zaraz za mną.
- Posłuchaj. Nie będziemy tutaj o tym rozmawiać. Czekam u mnie. - Posłała mi ciepły uśmiech i poczochrała mnie.
- Dziękuję. - wyszczerzyłam się.
Ona zawsze mnie rozumiała. Z resztą tak samo jak Aya.... Musze się zebrać na odwagę! Nie trzeba było im mówić "tylko nikomu nie wygadaj, to tajemnica." One to wiedziały.
Nie szukając oczami Muli, położyłam na moim łóżku plecak z książkami - właśnie się skończyły zajęcia - i wyszłam do mojej staruszki.
Rozmawiałyśmy na stały temat. Znów to samo. Tylko parę dodatkowych rad. I znów obietnica, że będę miała odwage. Zapytała się mnie jeszcze o ten list...
- Czasem wieczorami, go oglądam. I trochę czytam. A w zasadzie to, tylko odnawiam w pamięci Twój głos, kiedy mi to czytałaś. - uśmiechnęłam się, a ona odwzajemniła uśmiech i mnie przytuliła.
- Dzięki Kinu. Zawsze pomagasz - wtuliłam sie w nią jeszcze mocniej, a gdy się odsunęłam, oświadczyłam, że jestem głodna i już pójdę.
Po obiedzie, między dodatkowymi zajęciami, było trochę wolnego czasu. Stwierdziłam, że nie będę dłużej czekała. I pogadam z Ayashi. Tęskniłam za nią. Za jej ciepłymi uśmiechami kierowanymi do mnie, za jej śmiechem, za przytulaniem, i po prostu obecnością. Teraz jak najczęściej wychodziła z pokoju. Przebywała chyba u Miki. Unikała mnie jak tylko mogła.
- Ał!
- Przepraszam. Nie zauważyłam Cię. Nic Ci nie jest? - Zapytałam dziewczynę, która dostała z drzwi po głowie. Tak. To była Aya. Wychodziła właśnie z pokoju.
- Nie z tego powodu. - Powiedziała oschle, i ominęła mnie. Zrozumiałam sugestię. Biła do mnie. "To nie będzie tak łatwe, jak myślałam, ale nie dołujmy się... Dam radę!" Pomyślałam.
- Aya! Zaczekaj! - krzyknęłam w jej stronę. Odwróciła się, Uff.
- No co? - popatrzała na mnie wzrokiem mordercy... Po plecach przeszły mnie dreszcze.
- Pogadajmy... proszę... - powiedziałam łagodnie. Nie okazywała skruchy.
- Więc dobrze. Słucham. - oświadczyła, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Ale... Możemy w pokoju. Tak w bardziej ustronnym miejscu?
- Ech.. niech będzie. - ruszyła w stronę drzwi, które tak okropnie ją poturbowały. - Teraz pasuje? - zapytała siadając na krześle. Już jej ton nie był aż taki gniewny. Widziałam, że ona tez za mną tęskniła. Nie umiała, utrzymać gniewnej miny. Tym bardziej, gdy podeszłam do niej i chwyciłam ją za ręce.
Można byłoby czasem porównać ją do psa. Wierna, zawsze kochająca swojego właściciela.
- Przepraszam... Po raz kolejny. - nie spuszczałam wzroku, a do moich oczu zaczęły napływać łzy.- Tęsknię za Tobą, Ayashi, ja nie umiem, po prostu nie umiem, tak żyć bez Ciebie. Bez Twoich wszystkich gestów, uśmiechów, Twojego głosu. Kocham Cię. Jak przyjaciela. Takiego prawdziwego. I ten czas, gdy w ogóle nie gadałyśmy był prawdziwą męką... Wybacz. Proszę Cię wybacz mi... - Nie wytrzymałam dłużej, i schowałam twarz w moich dłoniach.
Przez parę minut trwała wokół nas przerażająca cisza. Czułam się jak skazaniec czekający na swój wyrok... Najgorszy wyrok... Śmierci... Ale gdzieś w głębi mnie, żyła istota z nadzieją i radością, że przybędzie jej ktoś na ratunek. I wybawi od kary...
- Michi... - powiedziała delikatnie, a jej dłoń podniosła moją twarz tak abym, mogła spojrzeć jej w oczy. Też miała mokre oczy, ale chyba nie aż tak jak ja. - Czekałam na tą rozmowę. - podniosła kącik ust. - Bo widzisz... Ja też tęskniłam... I nie wiesz jak bardzo... Tylko, że... Posłuchałam czyjejś rady... - Chwyciła moje ręce.
- Tęskniłaś? - w moich oczach pojawiły sie iskierki
- Kocham Cię - wyszeptała.
- Aya... Czyli jest okej? - zapytałam nie pewnie...
/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\
Wybaczcie, że tak krótko. I tak długo nie było żadnego rozdziału. Miałam jakiegoś dołka poetyckiego. Dziękuję wam za wszystkie komentarze, i za wejścia. Chociaż i tak nie wiem do końca po co piszę koma, pod opowiadaniem, jak prawie nikt tego nie czyta... Ale do tych wszystkich osób, które są: Dziękuję ^.^
Jeszcze wybaczcie, że tak zanudzam. ;D
niedziela, 18 marca 2012
Rozdział 6. "Naiwność"
- Idziesz? - zapytała z uśmiechem Aya.
- Dogonię Cię.
- Okej. - wyszła z pokoju.
Szukałam mojego ręcznika, gdy ktoś wszedł do pokoju. Odwróciłam się, i moim oczom ukazała sie Naomi.
- No cześć! - wykrzyknęła.
- Hej. Co tu robisz? Nie powinnaś, być już w łazience? - zaciekawiłam się. Rrzadko o tej porze miewałyśmy gości.
- A Ty, to co? - odgryzła się przyjaźnie.
- Właśnie się szykuję, ale nie potrafię znaleźć ręcznika. - na mojej twarzy pojawił się grymas.
- Pomogę Ci. - zaproponowała.
- Dzięki! - ucieszyłam się.
Chwilę szukałyśmy, ale po paru minutach Naomi zapytała:
- Czy ten ręcznik był zielony w kolorowe motylki?
- TAK! Masz go? - odwróciłam się gwałtownie.
- A nie widzisz? - zaśmiała się ciepło - Był pod kołdrą. - zamyśliła się - Ale... Przecież to jest łóżko Ayashi?
- No tak, i co z tego? - nie rozumiałam o co jej chodzi.
- Schowała go. Specjalnie. Ona chciała Ci zrobić na złość. Żebyś nie zdążyłaś się umyć. I miałaś nie przyjemności z opiekunkami. Wiem to.
- No co Ty. Na pewno nie.
- Możesz mi nie wierzyć, ale słyszałam jej rozmowę, z Miki. Była zadowolona z siebie. Gadała coś tam właśnie o ręczniku, i o przypale. Na stówę. Jestem tego pewna. Po za tym, może Ty tego nie widzisz, ale ona udaje, że jest okej. Jak tu przyszłam, żeby Ci dać prezent, to powiedziała mi, co prawda w sekrecie... Ale tobie mogę powiedzieć, dla twojego dobra.
- No co powiedziała?
- Że przesadziłaś. Że nie ma już sił, i teraz to Ty będziesz cierpieć, teraz to Ona będzie silniejsza.
- Nie wierzę... - pomału usiadłam na łóżku.
- Przykro mi...- przytuliła mnie i pogłaskała. - A właśnie, przekazała ci?
- Ale co? - skrzywiłam brwi.
- Czyli nie. No właśnie. Nie chciała, pewnie, ze względu na siebie i na waszą "przyjaźń" - wywróciła oczami.
- Ale co miała mi dać?
- Zrobiłam dla Ciebie rysunek. Pokazałabym Ci ale nie wiem, gdzie go schowała
- Możesz mi go opisać? - podniosłam kącik ust.
- Oki. Byłam tam Ja i Ty, a nad nami widniał napis "Przyjaźń na zawsze". Trzymałyśmy się za ręce, i miałyśmy na szyi pewien... -urwała, i zaczęła szukać czegoś w kieszeni.
W milczeniu się jej przypatrywałam. Gdy się zwróciła w moją stronę, pokazała śliczne łańcuszki.
- Miałyśmy to. Te medaliki. Na znak przyjaźni. - Podała mi jeden.
Uważnie mu się przyglądałam. Była to połowa serduszka z napisem Be Fri. Przyozdobione z boku było różyczką. O co chodziło, "be fri"... Po krótkiej chwili przybliżyła swoją połówkę. Teraz zrozumiałam.
- Best friends. - wyszeptała.
- Najlepsi przyjaciele. -dodałam.
- właśnie tak...
- Dziękuję. - przytuliłam ją.
- Nie ma za co. Daj, założę Ci go. - Wyciągnęła rękę.
Już chciałam jej go podać, ale przypomniało mi się, że miałyśmy iść się kąpać!
- O nie! Spóźnimy się na prysznic! - zniszczyłam całą atmosferę.
Wybuchnęła śmiechem.
- Nie śmiej się, ale szybko się zbieraj. - powiedziałam miło, odkładając w bezpieczne miejsce podarunek.
- Już, już. Pójdę, po rzeczy pod prysznic. Dobranoc. - powiedziała i ruszyła w stronę drzwi. Jednak odwróciła się jeszcze i ciepłym głosem powiedziała "pamiętaj, na zawsze". Wyszła.
Nie spotkałam, ani Naomi, ani Ayashi, pod prysznicami. Widocznie były szybsze. Wzruszyłam ramionami.
- Nareszcie! - przywitała mnie z uśmiechem Aya, gdy weszłam do pokoju.
- Cześć. - powiedziałam sucho.
- Michi?... - powiedziała z niepokojem.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Ale o co Ci chodzi?
- Zabawne. - zachichotałam z ironią. - Nie udawaj, okej?
- Ale ja naprawdę nie wiem o co Ci chodzi?
- Wiesz, chociaż raz mogłabyś być, ze mną szczera.
- Jestem. i przykro mi, że mnie podejrzewasz o fałszywość... - zasmuciła się.
Zrobiło mi się jej przykro... Nie chciałam się z nią znowu kłócić... Ale Naomi... Ona mówiła, przecież... Ona nie mogła kłamać... Kłóciłam się w myślach. Po pewnym czasie znów zwróciłam się do Muli.
- Ukryłaś mój ręcznik, żebym się spóźniła na mycie. A co za tym idzie, chciałaś żebym siedziała na dywaniku u dyrektora.
- CO?! - zerwała się z krzesła.
- A może nie mam racji?
- Nie masz! Michi?! CO TY WYGADUJESZ? Ja? Ja bym Ci miała robić na złość?! JAK MOŻESZ?! - "Cholera!" zahuczało w mojej głowie. "Naomi nie miała racji! Ale... Zaraz... Rozmowa... Może jednak to Aya kłamie..? Teraz się nie obroni! A jeśli to było nieporozumienie? Jeśli Nao, się przesłyszała?" Znów moje myśli prowadziły wojnę. "Muszę mieć pewność!"
- W takim razie o czym rozmawiałaś z Miki?- zapytałam już łagodniejszym tonem.
- Z Miki? Ostatnio nie gadałam z nią wcale.
- Ech...- było coraz gorzej... Została mi tylko jedna broń. Obrazek. - Dobra. Nie schowałaś ręcznika, nie gadałaś z Miki. Ale...
- Ale czego się jeszcze dowiem? Jakiego kłamstwa na mój temat? - przerwała mi, ale już nie krzyczała. Naomi i Ayashi, było tak samo przekonujące. Ale skoro zaczęłam, to już skończę.
- Naomi, dała ci prezent dla mnie? No nie?
- No tak.
- Więc czemu mi go nie dałaś?
- Michi co się z Tobą dzieje?! - spojrzała na mnie z troską. - Nigdy nie byłaś taka podejrzliwa.- zrobiła pauzę. - Zapomniałam. Po prostu. Może Tobie nigdy się to nie zdarzało? - Ruszyła w kierunku komody, i spod książek, wyjęła jakąś kartkę. - Proszę, oto ten prezent.
Wzięłam go i obejrzałam. Był taki sam, jak Naomi go opisała. Podeszłam do mojego stolika nocnego, włożyłam do półki obrazek, po czym usiadłam na krześle obok Ayashi.
- Przepraszam... - wymamrotałam. - Znowu, się pomyliłam! I zamiast, wysłuchać najpierw Ciebie, po prostu porozmawiać, Osądziłam Cię. - byłam zła na siebie.
- Cóż... Może zacznę się przyzwyczajać do - głos jej się złamał.
- Do...?
- N-nie ważne... - spuściła głowę.
- Ech... Nie będę nalegać...- chciałam wiedzieć, co zamierzała powiedzieć, ale też się tego bałam. Odpuściłam.
Opowiedziałam jej o rozmowie z Naomi. Wytłumaczyłam czemu tak się uniosłam. Również pokazałam jej naszyjnik. Niestety, tym razem na jej twarzy nie pojawił się uśmiech. To była inna sytuacja. Wtedy tylko nakrzyczałam, ale nie osądzałam jej. A teraz?... Ale jestem głupia!
- Mogłabyś zgasić, światło? - zapytała, a potem po cichu dodała "z łaski swojej". Chyba miałam tego nie słyszeć...
Zapadła ciemność. Ja także położyłam się spać, ale przez chwilę patrzałam jeszcze na mojego misia, i na kopertę od mojej mamy... Po chwili zasnęłam.
- Dogonię Cię.
- Okej. - wyszła z pokoju.
Szukałam mojego ręcznika, gdy ktoś wszedł do pokoju. Odwróciłam się, i moim oczom ukazała sie Naomi.
- No cześć! - wykrzyknęła.
- Hej. Co tu robisz? Nie powinnaś, być już w łazience? - zaciekawiłam się. Rrzadko o tej porze miewałyśmy gości.
- A Ty, to co? - odgryzła się przyjaźnie.
- Właśnie się szykuję, ale nie potrafię znaleźć ręcznika. - na mojej twarzy pojawił się grymas.
- Pomogę Ci. - zaproponowała.
- Dzięki! - ucieszyłam się.
Chwilę szukałyśmy, ale po paru minutach Naomi zapytała:
- Czy ten ręcznik był zielony w kolorowe motylki?
- TAK! Masz go? - odwróciłam się gwałtownie.
- A nie widzisz? - zaśmiała się ciepło - Był pod kołdrą. - zamyśliła się - Ale... Przecież to jest łóżko Ayashi?
- No tak, i co z tego? - nie rozumiałam o co jej chodzi.
- Schowała go. Specjalnie. Ona chciała Ci zrobić na złość. Żebyś nie zdążyłaś się umyć. I miałaś nie przyjemności z opiekunkami. Wiem to.
- No co Ty. Na pewno nie.
- Możesz mi nie wierzyć, ale słyszałam jej rozmowę, z Miki. Była zadowolona z siebie. Gadała coś tam właśnie o ręczniku, i o przypale. Na stówę. Jestem tego pewna. Po za tym, może Ty tego nie widzisz, ale ona udaje, że jest okej. Jak tu przyszłam, żeby Ci dać prezent, to powiedziała mi, co prawda w sekrecie... Ale tobie mogę powiedzieć, dla twojego dobra.
- No co powiedziała?
- Że przesadziłaś. Że nie ma już sił, i teraz to Ty będziesz cierpieć, teraz to Ona będzie silniejsza.
- Nie wierzę... - pomału usiadłam na łóżku.
- Przykro mi...- przytuliła mnie i pogłaskała. - A właśnie, przekazała ci?
- Ale co? - skrzywiłam brwi.
- Czyli nie. No właśnie. Nie chciała, pewnie, ze względu na siebie i na waszą "przyjaźń" - wywróciła oczami.
- Ale co miała mi dać?
- Zrobiłam dla Ciebie rysunek. Pokazałabym Ci ale nie wiem, gdzie go schowała
- Możesz mi go opisać? - podniosłam kącik ust.
- Oki. Byłam tam Ja i Ty, a nad nami widniał napis "Przyjaźń na zawsze". Trzymałyśmy się za ręce, i miałyśmy na szyi pewien... -urwała, i zaczęła szukać czegoś w kieszeni.
W milczeniu się jej przypatrywałam. Gdy się zwróciła w moją stronę, pokazała śliczne łańcuszki.
- Miałyśmy to. Te medaliki. Na znak przyjaźni. - Podała mi jeden.
Uważnie mu się przyglądałam. Była to połowa serduszka z napisem Be Fri. Przyozdobione z boku było różyczką. O co chodziło, "be fri"... Po krótkiej chwili przybliżyła swoją połówkę. Teraz zrozumiałam.
- Best friends. - wyszeptała.
- Najlepsi przyjaciele. -dodałam.
- właśnie tak...
- Dziękuję. - przytuliłam ją.
- Nie ma za co. Daj, założę Ci go. - Wyciągnęła rękę.
Już chciałam jej go podać, ale przypomniało mi się, że miałyśmy iść się kąpać!
- O nie! Spóźnimy się na prysznic! - zniszczyłam całą atmosferę.
Wybuchnęła śmiechem.
- Nie śmiej się, ale szybko się zbieraj. - powiedziałam miło, odkładając w bezpieczne miejsce podarunek.
- Już, już. Pójdę, po rzeczy pod prysznic. Dobranoc. - powiedziała i ruszyła w stronę drzwi. Jednak odwróciła się jeszcze i ciepłym głosem powiedziała "pamiętaj, na zawsze". Wyszła.
Nie spotkałam, ani Naomi, ani Ayashi, pod prysznicami. Widocznie były szybsze. Wzruszyłam ramionami.
- Nareszcie! - przywitała mnie z uśmiechem Aya, gdy weszłam do pokoju.
- Cześć. - powiedziałam sucho.
- Michi?... - powiedziała z niepokojem.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Ale o co Ci chodzi?
- Zabawne. - zachichotałam z ironią. - Nie udawaj, okej?
- Ale ja naprawdę nie wiem o co Ci chodzi?
- Wiesz, chociaż raz mogłabyś być, ze mną szczera.
- Jestem. i przykro mi, że mnie podejrzewasz o fałszywość... - zasmuciła się.
Zrobiło mi się jej przykro... Nie chciałam się z nią znowu kłócić... Ale Naomi... Ona mówiła, przecież... Ona nie mogła kłamać... Kłóciłam się w myślach. Po pewnym czasie znów zwróciłam się do Muli.
- Ukryłaś mój ręcznik, żebym się spóźniła na mycie. A co za tym idzie, chciałaś żebym siedziała na dywaniku u dyrektora.
- CO?! - zerwała się z krzesła.
- A może nie mam racji?
- Nie masz! Michi?! CO TY WYGADUJESZ? Ja? Ja bym Ci miała robić na złość?! JAK MOŻESZ?! - "Cholera!" zahuczało w mojej głowie. "Naomi nie miała racji! Ale... Zaraz... Rozmowa... Może jednak to Aya kłamie..? Teraz się nie obroni! A jeśli to było nieporozumienie? Jeśli Nao, się przesłyszała?" Znów moje myśli prowadziły wojnę. "Muszę mieć pewność!"
- W takim razie o czym rozmawiałaś z Miki?- zapytałam już łagodniejszym tonem.
- Z Miki? Ostatnio nie gadałam z nią wcale.
- Ech...- było coraz gorzej... Została mi tylko jedna broń. Obrazek. - Dobra. Nie schowałaś ręcznika, nie gadałaś z Miki. Ale...
- Ale czego się jeszcze dowiem? Jakiego kłamstwa na mój temat? - przerwała mi, ale już nie krzyczała. Naomi i Ayashi, było tak samo przekonujące. Ale skoro zaczęłam, to już skończę.
- Naomi, dała ci prezent dla mnie? No nie?
- No tak.
- Więc czemu mi go nie dałaś?
- Michi co się z Tobą dzieje?! - spojrzała na mnie z troską. - Nigdy nie byłaś taka podejrzliwa.- zrobiła pauzę. - Zapomniałam. Po prostu. Może Tobie nigdy się to nie zdarzało? - Ruszyła w kierunku komody, i spod książek, wyjęła jakąś kartkę. - Proszę, oto ten prezent.
Wzięłam go i obejrzałam. Był taki sam, jak Naomi go opisała. Podeszłam do mojego stolika nocnego, włożyłam do półki obrazek, po czym usiadłam na krześle obok Ayashi.
- Przepraszam... - wymamrotałam. - Znowu, się pomyliłam! I zamiast, wysłuchać najpierw Ciebie, po prostu porozmawiać, Osądziłam Cię. - byłam zła na siebie.
- Cóż... Może zacznę się przyzwyczajać do - głos jej się złamał.
- Do...?
- N-nie ważne... - spuściła głowę.
- Ech... Nie będę nalegać...- chciałam wiedzieć, co zamierzała powiedzieć, ale też się tego bałam. Odpuściłam.
Opowiedziałam jej o rozmowie z Naomi. Wytłumaczyłam czemu tak się uniosłam. Również pokazałam jej naszyjnik. Niestety, tym razem na jej twarzy nie pojawił się uśmiech. To była inna sytuacja. Wtedy tylko nakrzyczałam, ale nie osądzałam jej. A teraz?... Ale jestem głupia!
- Mogłabyś zgasić, światło? - zapytała, a potem po cichu dodała "z łaski swojej". Chyba miałam tego nie słyszeć...
Zapadła ciemność. Ja także położyłam się spać, ale przez chwilę patrzałam jeszcze na mojego misia, i na kopertę od mojej mamy... Po chwili zasnęłam.
czwartek, 15 marca 2012
Rozdział 5. "Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni"
Usłyszałam pukanie do drzwi łazienki. Jednak mój wzrok się nie mylił. Ktoś mnie widział, gdy wybiegałam. Nie miałam ochoty teraz z nikim gadać, a już na pewno nie z opiekunkami. Siedziałam cicho. Starałam się tłumić mój płacz. Nie szło mi to najlepiej.
- Michiko, To Ty? - usłyszałam skrzeczący głos Rei. Chyba była zła, że trzasnęłam drzwiami i nie ma mnie na zajęciach.
Nie odpowiedziałam, wiedziałam, że to nie jest superowe rozwiązanie, ale udawałam, że mnie tam nie ma.
- Michiko! Młoda panno, wyjdź stamtąd! - denerwowała się coraz bardziej, nienawidziła mnie. - Nie udawaj i nie rób ze mnie głupiej blondynki z dowcipu! - w tym momencie pomyślałam "upss, za późńo", a tak się składa, że była cudowną plastikową blondi.
- Przeginasz. Lepiej wyjdź i nie pogrążaj się bardziej. - groziła - Dobra. Nie będę się z tobą użerać, małolato. Nie dosięgasz mi do pięt! Szkoda słów! - "ciekawe kto komu", zawsze gdy coś mówiła w mojej głowie budził się mistrz ciętej riposty. - Sama tego chciałaś. Idę po dyrektora, zobaczymy czy dalej będzie tak miło.
Jeszcze coś tam mamrotała i chyba odliczała, nie wiem. Zatkałam uszy, żeby nie słyszeć tego warkotu. Gdy się uciszyło, zorientowałam się, że poszła. Po plecach przeszedł mnie dreszczyk. Jednak dyrektor, to dyrektor. Wolałam nie ryzykować, więc musiałam coś wymyślić. Nie trwało to długo. Po cichutku zakradłam się do innej łazienki. Dalej płakałam, ale teraz bardziej działała na mnie adrenalina. Po chwili usłyszałam zbliżające się kroki, a później rozmowę.
- Ta dziewczynka, jest w tej ubikacji i mnie ignoruję. Tak jak wspomniałam, nie wykonuje moich poleceń.
- Nikogo nie słyszę, a podobno płakała, tak? - dopytywał się trochę suchym, obojętnym głosem dyrektor.
- Oczywiście. Pewnie znowu udaje. Michiko? - zwróciła się do mnie.
Nastała krótka cisza.
- Michiko, moja droga. Nie chowaj się i wyjdź stamtąd. - powiedział miło Takeshi.
- Tak jak myślałam. Bezczelna, nawet pana będzie ignorować. Pff! - irytowała się.
- Ech...- westchnął, jakby chciał powiedzieć "Kogo ja zatrudniłem..." - Wchodzę. - uprzedził, po czym otworzył drzwi. - Zamknięte, tak? Rozumiem, że nie odróżniamy otwartych od zamkniętych drzwi - jego głos wbił się w nią niczym sztylet.
- Jak pani widzi nikogo tu nie ma.
- Ale... Dyrektorze...
- Niech się pani nie kompromituje. Odciągnęła mnie pani, od bardzo ważnej sprawy, tylko po to bym "zwiedził", jakże cudowną łazienkę. Czy pani jest poważna? Takie problemy powinna pani umieć załatwiać sama. Widzę, że będę musiał się poważnie zastanowić nad pani posadą. - powiedział poważnie.
- Ale...
- Panno Rei. Dość. Niech pani wraca do pracy... - zarządził - Póki pani ją ma - dodał cicho i odszedł.
- Uh! Ta mała zrobiła ze mnie wariatkę! Jeszcze tego pożałuje... - wysyczała przez zęby
Czułam się trochę lepiej przez ten incydent, ale szybko powróciły myśli o tym co się stało w pokoju.
Po pewnym czasie usłyszałam nadchodzący tłum. "Oho, skończyły się zajęcia" pomyślałam. Nie sądziłam, że jest 16:30. "Teraz już nie porozmawiam na spokojnie z Aya" zmartwiłam się.
- Siemka, widzieliście Michi? Szukam, jej i szukam. Chyba się pod ziemię zapadła - usłyszałam radosny głos Naomi.
- Nie. Nie mam pojęcia gdzie jest. - odpowiedział jej jakiś głos. Nie rozpoznałam go.
- Ech... Szkoda. Mam coś dla niej.
- Jeśli chcesz to możemy jej to przekazać, jak ją spotkamy. - zaproponował inny głos, którego także nie rozpoznałam.
- Nie trzeba. Dam se rade. - odpowiedziała z dumą.
- Michiko, To Ty? - usłyszałam skrzeczący głos Rei. Chyba była zła, że trzasnęłam drzwiami i nie ma mnie na zajęciach.
Nie odpowiedziałam, wiedziałam, że to nie jest superowe rozwiązanie, ale udawałam, że mnie tam nie ma.
- Michiko! Młoda panno, wyjdź stamtąd! - denerwowała się coraz bardziej, nienawidziła mnie. - Nie udawaj i nie rób ze mnie głupiej blondynki z dowcipu! - w tym momencie pomyślałam "upss, za późńo", a tak się składa, że była cudowną plastikową blondi.
- Przeginasz. Lepiej wyjdź i nie pogrążaj się bardziej. - groziła - Dobra. Nie będę się z tobą użerać, małolato. Nie dosięgasz mi do pięt! Szkoda słów! - "ciekawe kto komu", zawsze gdy coś mówiła w mojej głowie budził się mistrz ciętej riposty. - Sama tego chciałaś. Idę po dyrektora, zobaczymy czy dalej będzie tak miło.
Jeszcze coś tam mamrotała i chyba odliczała, nie wiem. Zatkałam uszy, żeby nie słyszeć tego warkotu. Gdy się uciszyło, zorientowałam się, że poszła. Po plecach przeszedł mnie dreszczyk. Jednak dyrektor, to dyrektor. Wolałam nie ryzykować, więc musiałam coś wymyślić. Nie trwało to długo. Po cichutku zakradłam się do innej łazienki. Dalej płakałam, ale teraz bardziej działała na mnie adrenalina. Po chwili usłyszałam zbliżające się kroki, a później rozmowę.
- Ta dziewczynka, jest w tej ubikacji i mnie ignoruję. Tak jak wspomniałam, nie wykonuje moich poleceń.
- Nikogo nie słyszę, a podobno płakała, tak? - dopytywał się trochę suchym, obojętnym głosem dyrektor.
- Oczywiście. Pewnie znowu udaje. Michiko? - zwróciła się do mnie.
Nastała krótka cisza.
- Michiko, moja droga. Nie chowaj się i wyjdź stamtąd. - powiedział miło Takeshi.
- Tak jak myślałam. Bezczelna, nawet pana będzie ignorować. Pff! - irytowała się.
- Ech...- westchnął, jakby chciał powiedzieć "Kogo ja zatrudniłem..." - Wchodzę. - uprzedził, po czym otworzył drzwi. - Zamknięte, tak? Rozumiem, że nie odróżniamy otwartych od zamkniętych drzwi - jego głos wbił się w nią niczym sztylet.
- Jak pani widzi nikogo tu nie ma.
- Ale... Dyrektorze...
- Niech się pani nie kompromituje. Odciągnęła mnie pani, od bardzo ważnej sprawy, tylko po to bym "zwiedził", jakże cudowną łazienkę. Czy pani jest poważna? Takie problemy powinna pani umieć załatwiać sama. Widzę, że będę musiał się poważnie zastanowić nad pani posadą. - powiedział poważnie.
- Ale...
- Panno Rei. Dość. Niech pani wraca do pracy... - zarządził - Póki pani ją ma - dodał cicho i odszedł.
- Uh! Ta mała zrobiła ze mnie wariatkę! Jeszcze tego pożałuje... - wysyczała przez zęby
Czułam się trochę lepiej przez ten incydent, ale szybko powróciły myśli o tym co się stało w pokoju.
Po pewnym czasie usłyszałam nadchodzący tłum. "Oho, skończyły się zajęcia" pomyślałam. Nie sądziłam, że jest 16:30. "Teraz już nie porozmawiam na spokojnie z Aya" zmartwiłam się.
- Siemka, widzieliście Michi? Szukam, jej i szukam. Chyba się pod ziemię zapadła - usłyszałam radosny głos Naomi.
- Nie. Nie mam pojęcia gdzie jest. - odpowiedział jej jakiś głos. Nie rozpoznałam go.
- Ech... Szkoda. Mam coś dla niej.
- Jeśli chcesz to możemy jej to przekazać, jak ją spotkamy. - zaproponował inny głos, którego także nie rozpoznałam.
- Nie trzeba. Dam se rade. - odpowiedziała z dumą.
~Ze strony Naomi~
Zapukałam do drzwi pokoju poszukiwanej. Nie było jednak odpowiedzi, więc weszłam. Zobaczyłam siedzącą na łóżku Ayashi. Wpatrywała się w jeden punkt - o ile sie nie mylę, a wiem, że nie - mokrymi oczami.
- Aya? -zapytałam niepewnie.
Podniosła wzrok. Matko! Co to było?! Jakieś straszydło. Co ona robiła, nie wiem, ale wyglądała strasznie...
- Coś nie tak? Gdzie Michi?
- Nie wiem.
"Nie wiem"? Zdziwiłam się. Ona zawsze wiedziała gdzie, co, jak, kiedy robi Michi. Ogólnie z jej ust rzadko padały słowa "nie wiem", a już na pewno nie na temat Michiko.
- Dobra. Nie będę sie mieszać. Tylko mam do ciebie prośbę. - Uśmiechnęłam się.
- Hę?
- Jak wróci to przekaż jej to. Ucieszy się. - mówiłam radośnie. Mi w szczęściu, raczej nie przeszkadza czyjś smutek, a już na pewno nie jej. Nie przepadałam za nią. Ona rujnowała Michi!
- Jasne. Przekażę. - odpowiedziała bez kapki entuzjazmu i wzięła ode mnie kartkę. Wyszłam, mało się nią przejmując.
~Ze strony Michiko~
Rozmyślając, siedziałam na podłodze łazienki. Nagle usłyszałam pukanie. Wyrwana z przemyśleń, odruchowo odpowiedziałam "zajęte"
- Jest. -usłyszałam głos Ayashi. - Michi, wychodź. Wiem, że tam jesteś. - moja wyobraźnia, właśnie stworzyła sobie obraz jej uśmiechniętej twarzy. - No raz, raz. Nie każ mi na siebie czekać... - Cieszyłam się, że ją słyszę, tym bardziej, że w jej tonie, nie było, gniewu, żalu. Jednak nie odpowiedziałam, tylko po chwili, podniosłam się, przetarłam oczy i przekręciłam kluczyk. Wzięłam głęboki oddech, i wyszłam na korytarz.
- Maleńka... - przywitała mnie z troską Aya. Chwyciła mnie za dłonie, ale ja ciągle spoglądałam na stare, beżowe linoleum korytarza. - Spójrz na mnie. - spełniłam jej prośbę. Jej oczy wyrażały miłość, i były w nich promyki. - Nie smutaj. Przecież wiesz, że Cię kocham, nie? - uśmiechnęła się ciepło. Dodało mi to otuchy. Udało mi się przebłagać, moje usta do uśmiechu. Nie był jakiś wyborny, ale się starałam. - Nie gniewam się na Ciebie. Przemyślałam to i... I wtedy działały na mnie emocje. Przyznaję. To był po prostu szok, że tak się uniosłaś. Nie byłam do tego przyzwyczajona, wiecznie uśmiechnięte dziecko, krzyczy. No, niemożliwe. Mów co chcesz, ale nie możliwe.
- Dziękuję... - wymamrotałam.
- Och, Michi... - powiedziała z szerokim uśmiechem - Przytulasa daj, i jest okej! - szeroko rozłożyła ręce, a ja rzuciłam się na nią. Byłam taka szczęśliwa. Teraz już wiedziałam, że będzie dobrze. Bo przecież, co Cię nie zabije to Cię wzmocni...
Wielkie dzięki Aya! Bez Ciebie nie byłoby tak dobrze! ;* Dla zrekompensowania swoich win, zapraszam do niej, naprawdę warto ;D :
http://animowa.blogspot.com/
- Maleńka... - przywitała mnie z troską Aya. Chwyciła mnie za dłonie, ale ja ciągle spoglądałam na stare, beżowe linoleum korytarza. - Spójrz na mnie. - spełniłam jej prośbę. Jej oczy wyrażały miłość, i były w nich promyki. - Nie smutaj. Przecież wiesz, że Cię kocham, nie? - uśmiechnęła się ciepło. Dodało mi to otuchy. Udało mi się przebłagać, moje usta do uśmiechu. Nie był jakiś wyborny, ale się starałam. - Nie gniewam się na Ciebie. Przemyślałam to i... I wtedy działały na mnie emocje. Przyznaję. To był po prostu szok, że tak się uniosłaś. Nie byłam do tego przyzwyczajona, wiecznie uśmiechnięte dziecko, krzyczy. No, niemożliwe. Mów co chcesz, ale nie możliwe.
- Dziękuję... - wymamrotałam.
- Och, Michi... - powiedziała z szerokim uśmiechem - Przytulasa daj, i jest okej! - szeroko rozłożyła ręce, a ja rzuciłam się na nią. Byłam taka szczęśliwa. Teraz już wiedziałam, że będzie dobrze. Bo przecież, co Cię nie zabije to Cię wzmocni...
\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/
http://animowa.blogspot.com/
A co do rozdziału... Aż tak mi nie wyszedł... Ale jak mówiłam, jest już kolorowo ;D. Proszę, bądźcie delikatni ;p. Jak zawsze przypominam jeśli macie jakieś pomysły, propozycję, to piszcie! Albo w komentarzach, albo na gg: 7373794.
I w ogóle dodawajcie komentarze. One dodają otuchy i motywują.
Pozdrawiam Cyśka ;D
środa, 14 marca 2012
Info - bohaterowie
Sorki, że teraz dopiero dodaję niektórych bohaterów, ale tak jakoś wyszło. Wena taka. Ja piszę, jak ona mi każe ;p, więc nie wiem kto sie jeszcze pojawi, a po za tym to nie dodaję ich z prawej strony, bo będzie tego za dużo, i będzie brzydko ;p. A teraz w V rozdziale pojawią się dwie nowe osoby:
Pozdrawiam Cyśka ;]
- Opiekunka Rei - lubi tylko niektórych wychowanków, a szczególnie starsze dziewczyny, które są bardziej, chamskie wredne, i podobne właśnie do niej. Jeśli ktoś się jej sprzeciwi ( mówię o dzieciach, nie o opiekunkach) to już jest skreślony.
- Dziewczynka Naomi - ma 12 lat, kumpluje się prawie ze wszystkimi. Lubi najbardziej Mishiko, może okazać się zagrożeniem dla przyjaźni Ayashi i Michi. Czasem jest obojętna, egoistyczna. Nie lubi wtrącać się w czyjeś sprawy, i nie jest pomocna jesli chodzi o uczucia innych ludzi.
Pozdrawiam Cyśka ;]
poniedziałek, 12 marca 2012
Rozdział 4. "Naprawimy To..."
Dochodziła 16, przez ten cały czas starałam się unikać, Muli ( to jej przezwisko, bo jedyna w sierocińcu jest mulatką), na którą dzisiaj tak nakrzyczałam.
Zaczęłam zachowywać się normalnie i obserwować ją przed 16, gdy szykowała się na zajęcia. Udawałam, że też to robię.
Starałam się jej na tyle przeszkadzać, żeby się spóźniła. Udało mi się.
Zazwyczaj dopinam swego. Zorientowałam się, że wszyscy już poszli, bo
zapadła cisza dookoła. Po za tym była już 16:03. Przestałam udawać, że
się szykuję do wyjścia i chwyciłam Ayashi za łokieć, aby się odwróciła.- Puść! Śpieszę się, i tak już jestem spóźniona - starała się wyrwać.
- Wiem. Zrobiłam to specjalnie. - oznajmiłam spokojnie.
- Co?! - Oburzyła się i spojrzała na mnie pierwszy raz od pory obiadu - Przecież wiesz, jak tego nie lubię! Nienawidzę się spóźniać! - coraz bardziej się denerwowała.
- Tak wiem. Ale chcę z Tobą porozmawiać... Ale ...
- Nie mamy już o czym rozmawiać! - przerwała mi.
- Nie prawda, dobrze wiesz, że tak nie jest... - mówiłam spokojnie. - Usiądź - delikatnie wzięłam jej rzeczy z ręki. Usiadła na swoim łóżku. Ja obok niej,
- Posłuchaj... - powiedziałam pomału.
- Ciągle to robię. - powiedziała sucho i opryskliwie.
- Jest mi strasznie głupio... po tym... no wiesz... - moje oczy zaczynały się pocić...
- Podejrzewam...- nastała krótka cisza - Zraniłaś mnie. - spojrzała na mnie. Ukrywała, że wypowiedzenia tego sprawiło jej ból.
- Wiem. Nie chciałam. Ja tak bardzo nie chciałam. - spuściłam głowę, coraz bardziej zaczynałam płakać.
- A jednak to zrobiłaś. - powiedziała stanowczo.
- Głupio mi! Tak mi Głupio! - wstałam z łóżka, i zaczęłam chodzić po pokoju nerwowo.
- Nie wątpię - nie okazywała ani trochę litości...
- To nie jest łatwe... Ja... Ja... - zaczęłam się jąkać, wybuchnęłam płaczem, upadłam na podłogę i skuliłam w pozycję "żółwia". Nie było reakcji. To pogarszało moją sytuację, bo jeszcze bardziej widziałam, jak mocno ja zraniłam. Nie przypuszczałabym...Po dłuższej chwili, podniosłam się, otarłam oczy, i starałam się uspokoić je i oddech.
Znów usiadłam obok niej i chwyciłam jej dłonie. Pozwoliła mi je trzymać.
- Ayashi... - zaczęłam pomału. Nie chciałam się rozpłakać. - Ja ...Ja.. - wzięłam głęboki oddech - Ja dopiero teraz zrozumiałam, kim dla mnie byłaś.. Jesteś - poprawiłam się szybko. - Mam nadzieję... Że jesteś... Nie doceniałam, tego co dla mnie robisz... Jesteś dla mnie jak siostra... Taka starsza, która się o mnie troszczy. Która nie umie znieść jak się smucę. - widziałam łzy napływające do jej oczu - Tylko... tylko teraz... - Puściłam ją i usiadłam prosto, zakrywając twarz dłońmi. - Teraz już nie zasługuję na to miano. Za mocno Cię zraniłam... - chciała coś powiedzieć, ale nie dałam jej dojść do słowa - Nie. Nic nie mów. Nie musisz. Wiem. Wiem, że to było za mocne uderzenie, żeby je wybaczyć... - łzy potokiem spływały po moich policzkach, zacisnęłam powieki, przełknęłam ślinę. Aya siedziała w ciszy i patrzała na mnie. - Przepraszam... bardzo przepraszam. Nie chciałam... Nie chciałam... wybacz... - Dodałam powoli i spokojnie. patrząc jej w w brązowe oczka przy ostatnim słowie. Siedziałyśmy tak sekundę, ale dla mnie ona trwała wiecznie. Odwróciłam wzrok i wybiegłam z pokoju.
_____________________________________________________
Sorki, wiem miało być już bardziej kolorowo... Ale tak jakoś wyszło. Wybaczcie. Ale obiecuję, że następny będzie weselszy ^^. Piszcie komentarze. Proszę ;D
Uwaga: Zmiana w 3 rozdziale przy kłótni ^^, sorki za zamieszanie ;]
Uwaga: Zmiana w 3 rozdziale przy kłótni ^^, sorki za zamieszanie ;]
P.S. Posyłajcie propozycje, uwagi, cokolwiek na gg, (lub w komentarzach ;p ) : 7373794
Pozdrawiam, buziaki
Cyśka ^^
Rozdział 3. "Ten tylko się dowie kto Cię straci"
Obudziłam się w łóżku mojej ulubionej opiekunki. Nikogo nie było w pokoju. Trochę nie kojarzyłam faktów, dopóki nie ujrzałam na podłodze listu, a obok misia. Łzy znowu mi zaczęły napływać do oczu, ale Ja nie chciałam płakać. Przemogłam się, otarłam je, ubrałam papućki, pozbierałam moje rzeczy i wyszłam na korytarz.
Nikogo nie było widać. Wszyscy gdzieś znikli... Zobaczyłam zegarek. Była już 10:30... Pewnie każdy już po śniadaniu... "Ciekawe czy coś zostało dla mnie" pomyślałam, i lekko się naburmuszyłam, że mnie nikt nie obudził. Poszłam się przebrać i wykąpać.
Dochodziła godzina jedenasta, zmierzałam do jadalni. Nikogo już nie było. Trudno się dziwić, bo śniadanie mamy o 8:00. Poszłam do Toshie. Była naszą kucharką, bardzo ją lubiłam. Czasem gotował też u nas jej ojciec, Inuzo.
- Hej.-powiedziałam z uśmiechem na ustach. Ale sądzę, że jej nie przekonałam.
- Witaj. Zadaje mi się czy nasza perełka, spóźniła się troszeczkę na śniadanko? - odwzajemniła uśmiech.
- No masz rację. - usiadłam przy blacie kuchennym - Zaspałam. Ale może zostało coś dla mnie? - spytałam z nadzieją, bo byłam strasznie głodna.
- Jasne, że tak. Co Ci zrobić? Masz na coś szczególnego ochotę? - Spytała z chytrym uśmieszkiem wyciągając talerz z szafki.
- Uhm... - zastanowiłam się chwilkę - Nie będę Cię przemęczać. Możesz mi po prostu zrobić kanapkę. - Uśmiechnęłam się ciepło.
- Nie ma sprawy. To może Nutella? - zaproponowała Toshie.
- Oho! - Wykrzyknęłam radośnie.
Podczas gdy mi robiła śniadanie, i gdy je jadłam, rozmawiałyśmy trochę, opowiadała mi o sobie i swojej rodzinie. Nie wiedziałam, że jej siostra nie dawno urodziła. Ucieszyłam się bo lubię takie malutkie szkraby. Powiedziała, że może kiedyś mnie zabierze do niej, jeśli dyrektor pozwoli.
Wróciłam do mojego pokoju. Ayashi od razu do mnie podbiegła i zapytała się co się stało, że nie było mnie w nocy w pokoju i na śniadaniu. Była moją dobrą kumpelą, ale nie przyjaciółką.
- Nic konkretnego. Po prostu, nie umiałam zasnąć i poszłam do Kinu. - wyjaśniłam, ale widziałam na jej twarzy niedowierzanie.
- Nie kłamiesz?- popatrzała na mnie z podejrzeniem.
- Nie. Nie mam powodów. - zapewniałam.
- Ale przecież, raczej nie lubisz spać z kimś, i nie lubisz prosić o pomoc. A szczególnie w takich sytuacjach, żeby nie było, że jesteś tch... - nie musiała kończyć.
- Nie mów. Masz rację. Ale tak jakoś wyszło.
- Coś kręcisz? Po za tym, kiedyś też tak było i zeszłaś do mnie z góry. Nie leciałaś od razu do opiekunek...- ciągła mnie za język.
- Dobra zgadłaś. Powinnaś zostać detektywem, albo kryminologiem. Ech...Byłam w łazience, i jakiś hałas mnie przestraszył. Bliżej miałam do pokoju Kinu, dlatego do niej poszłam. - Uf, wygrzebałam się z opresji..
- Niech Ci będzie... Ale mam Cię na oku... - Popatrzyła na mnie przymrużonymi oczami, wywróciłam oczami i weszłam na "moje piętro". Lubiłam przesiadywać na moim łóżku. Było takie wysokie. Jak coś mnie gnębiło to miałam wrażenie, że nikt mnie nie widzi, bo nie dosięga tak daleko wzrokiem.
Nadeszła pora obiadowa. Zawsze pierwsza leciałam do stołu, ale jakoś dzisiaj nie miałam ochoty jeść. To przez to co się działo ostatniej nocy, po tym co się dowiedziałam nie mogłam o tym zapomnieć. Ciągle myślałam o mojej mamie. Zastanawiałam się czy jeszcze jest na tym świecie...
- Mishi! - krzyknęła zatrzymując się w progi moja kumpela.
-Hmn..? - mruknęłam.
- Nie słyszałaś? Był dzwonek na obiad. - nie zareagowałam - Halo! OBIAD! - to hasło już na mnie tak jie działało. - Podeszła do mnie, szarpnęła moją kołdrę i kazała mi wstać.
- Dobra, dobra już idę. - powiedziałam sucho.
- Ej! Co jest grane? - zmartwiła się Aya - Jest obiad, powinnaś już dawno być przy stole? Brak power'u? - zapytała z uśmiechem, chciala mnie rozbawić.
- Może - syknęłam chamsko.
- Może? Coś ukrywasz odwróć się do mnie! Nie lubię gadać z plecami.
- Ech - westchnęłam, obróciłam się i kilka centymetrów przed moją twarzą zobaczyłam jej nos. Stała na drabince od łóżka.
- Od razu lepiej -Ciepełko się uśmiechnęła - To jak? Obiadek Cię wzywa... Nie słyszysz?... - poruszyła brwiami.
- Nie! - krzyknęłam i usiadłam na łóżku- może nie mam ochoty?! Przesuń się, chcę zejść!
- Dobra... - posmutniała i się przesunęła, a ja zaczęłam na nią nalatywać. Wyżyłam się na niej... Czemu? Dlaczego to zrobiłam?! Nie wiem...Nigdy mi się to nie zdarzało, żebym wyżywała się na innych... To przez ten list! Jeszcze nigdy się aż tak nie kłóciłyśmy, owszem czasem następował wymiana zdań, ale nigdy na nią nie krzyczałam...
Cała nabuzowana ruszyłam w stronę jadalni, a ona za mną. Nie usiadła obok mnie, chociaż było wolne miejsce... Zrozumiałam, że ją skrzywdziłam... "Może ja nie byłam jej przyjaciółką, ale ona mnie za nią uważała, i ona była moją.." pomyślałam, i w tym momencie w mojej głowie zagrzmiało "była"... Zorientowałam się, że użyłam czasu przeszłego... "Nie mogę się poddać, to do mnie nie podobne! Będę walczyć! Może nie jest za późno.... " zastanawiałam się, jedząc ogórkową.
Po obiedzie, siedziałam i czekałam aż wszyscy wyjdą, nie chciałam się pchać. A po za tym, postanowiłam pomóc posprzątać, po jedzeniu Mai, i Tai, one najczęściej były za to odpowiedzialne. Miałam wtedy czas na przygotowanie się na rozmowę z Ayashi. Na szczęście dzisiaj zajęcia, kończyły się wcześniej. Dzieci które jeszcze nie chodziły do szkoły podstawowej, gimnazjum itd. miały zajęcia w sierocińcu. Tylko potem o 16 mieliśmy jakieś dodatkowe "zanudzanie"... Nie trwało długo. Bo tylko pół godzinki, i co prawda nie było obowiązkowe, ale opiekunki gniewały się gdy nas na nim nie było.
Nikogo nie było widać. Wszyscy gdzieś znikli... Zobaczyłam zegarek. Była już 10:30... Pewnie każdy już po śniadaniu... "Ciekawe czy coś zostało dla mnie" pomyślałam, i lekko się naburmuszyłam, że mnie nikt nie obudził. Poszłam się przebrać i wykąpać.
Dochodziła godzina jedenasta, zmierzałam do jadalni. Nikogo już nie było. Trudno się dziwić, bo śniadanie mamy o 8:00. Poszłam do Toshie. Była naszą kucharką, bardzo ją lubiłam. Czasem gotował też u nas jej ojciec, Inuzo.
- Hej.-powiedziałam z uśmiechem na ustach. Ale sądzę, że jej nie przekonałam.
- Witaj. Zadaje mi się czy nasza perełka, spóźniła się troszeczkę na śniadanko? - odwzajemniła uśmiech.
- No masz rację. - usiadłam przy blacie kuchennym - Zaspałam. Ale może zostało coś dla mnie? - spytałam z nadzieją, bo byłam strasznie głodna.
- Jasne, że tak. Co Ci zrobić? Masz na coś szczególnego ochotę? - Spytała z chytrym uśmieszkiem wyciągając talerz z szafki.
- Uhm... - zastanowiłam się chwilkę - Nie będę Cię przemęczać. Możesz mi po prostu zrobić kanapkę. - Uśmiechnęłam się ciepło.
- Nie ma sprawy. To może Nutella? - zaproponowała Toshie.
- Oho! - Wykrzyknęłam radośnie.
Podczas gdy mi robiła śniadanie, i gdy je jadłam, rozmawiałyśmy trochę, opowiadała mi o sobie i swojej rodzinie. Nie wiedziałam, że jej siostra nie dawno urodziła. Ucieszyłam się bo lubię takie malutkie szkraby. Powiedziała, że może kiedyś mnie zabierze do niej, jeśli dyrektor pozwoli.
Wróciłam do mojego pokoju. Ayashi od razu do mnie podbiegła i zapytała się co się stało, że nie było mnie w nocy w pokoju i na śniadaniu. Była moją dobrą kumpelą, ale nie przyjaciółką.
- Nic konkretnego. Po prostu, nie umiałam zasnąć i poszłam do Kinu. - wyjaśniłam, ale widziałam na jej twarzy niedowierzanie.
- Nie kłamiesz?- popatrzała na mnie z podejrzeniem.
- Nie. Nie mam powodów. - zapewniałam.
- Ale przecież, raczej nie lubisz spać z kimś, i nie lubisz prosić o pomoc. A szczególnie w takich sytuacjach, żeby nie było, że jesteś tch... - nie musiała kończyć.
- Nie mów. Masz rację. Ale tak jakoś wyszło.
- Coś kręcisz? Po za tym, kiedyś też tak było i zeszłaś do mnie z góry. Nie leciałaś od razu do opiekunek...- ciągła mnie za język.
- Dobra zgadłaś. Powinnaś zostać detektywem, albo kryminologiem. Ech...Byłam w łazience, i jakiś hałas mnie przestraszył. Bliżej miałam do pokoju Kinu, dlatego do niej poszłam. - Uf, wygrzebałam się z opresji..
- Niech Ci będzie... Ale mam Cię na oku... - Popatrzyła na mnie przymrużonymi oczami, wywróciłam oczami i weszłam na "moje piętro". Lubiłam przesiadywać na moim łóżku. Było takie wysokie. Jak coś mnie gnębiło to miałam wrażenie, że nikt mnie nie widzi, bo nie dosięga tak daleko wzrokiem.
Nadeszła pora obiadowa. Zawsze pierwsza leciałam do stołu, ale jakoś dzisiaj nie miałam ochoty jeść. To przez to co się działo ostatniej nocy, po tym co się dowiedziałam nie mogłam o tym zapomnieć. Ciągle myślałam o mojej mamie. Zastanawiałam się czy jeszcze jest na tym świecie...
- Mishi! - krzyknęła zatrzymując się w progi moja kumpela.
-Hmn..? - mruknęłam.
- Nie słyszałaś? Był dzwonek na obiad. - nie zareagowałam - Halo! OBIAD! - to hasło już na mnie tak jie działało. - Podeszła do mnie, szarpnęła moją kołdrę i kazała mi wstać.
- Dobra, dobra już idę. - powiedziałam sucho.
- Ej! Co jest grane? - zmartwiła się Aya - Jest obiad, powinnaś już dawno być przy stole? Brak power'u? - zapytała z uśmiechem, chciala mnie rozbawić.
- Może - syknęłam chamsko.
- Może? Coś ukrywasz odwróć się do mnie! Nie lubię gadać z plecami.
- Ech - westchnęłam, obróciłam się i kilka centymetrów przed moją twarzą zobaczyłam jej nos. Stała na drabince od łóżka.
- Od razu lepiej -Ciepełko się uśmiechnęła - To jak? Obiadek Cię wzywa... Nie słyszysz?... - poruszyła brwiami.
- Nie! - krzyknęłam i usiadłam na łóżku- może nie mam ochoty?! Przesuń się, chcę zejść!
- Dobra... - posmutniała i się przesunęła, a ja zaczęłam na nią nalatywać. Wyżyłam się na niej... Czemu? Dlaczego to zrobiłam?! Nie wiem...Nigdy mi się to nie zdarzało, żebym wyżywała się na innych... To przez ten list! Jeszcze nigdy się aż tak nie kłóciłyśmy, owszem czasem następował wymiana zdań, ale nigdy na nią nie krzyczałam...
Cała nabuzowana ruszyłam w stronę jadalni, a ona za mną. Nie usiadła obok mnie, chociaż było wolne miejsce... Zrozumiałam, że ją skrzywdziłam... "Może ja nie byłam jej przyjaciółką, ale ona mnie za nią uważała, i ona była moją.." pomyślałam, i w tym momencie w mojej głowie zagrzmiało "była"... Zorientowałam się, że użyłam czasu przeszłego... "Nie mogę się poddać, to do mnie nie podobne! Będę walczyć! Może nie jest za późno.... " zastanawiałam się, jedząc ogórkową.
Po obiedzie, siedziałam i czekałam aż wszyscy wyjdą, nie chciałam się pchać. A po za tym, postanowiłam pomóc posprzątać, po jedzeniu Mai, i Tai, one najczęściej były za to odpowiedzialne. Miałam wtedy czas na przygotowanie się na rozmowę z Ayashi. Na szczęście dzisiaj zajęcia, kończyły się wcześniej. Dzieci które jeszcze nie chodziły do szkoły podstawowej, gimnazjum itd. miały zajęcia w sierocińcu. Tylko potem o 16 mieliśmy jakieś dodatkowe "zanudzanie"... Nie trwało długo. Bo tylko pół godzinki, i co prawda nie było obowiązkowe, ale opiekunki gniewały się gdy nas na nim nie było.
_____________________________________________________________
Oto kolejny rozdział, liczę na wasze komentarze, i mam nadzieję, że nie zanudzam dramatem... ;/
Niestety taka moja Wena, jak coś to do niej z pretensjami się zgłaszać xD
Wybaczcie za końcówkę, zepsułam ją, wiem. :(
Wybaczcie za końcówkę, zepsułam ją, wiem. :(
Jeśli macie jakieś propozycje, albo jakieś uwagi to piszcie w kom. albo na gg : 7373794
Miłego czytania, pozdrawiam
Cyśka ^^
sobota, 10 marca 2012
Rozdział 2. "Prawda czasem boli..."
Minęły dwa miesiące. Moja niecierpliwość rosła. Stawałam się bardziej nieznośna, opryskliwa. Wydawało mi się, że każdy coś podejrzewa. Nawet z Kinu już się nie dogadywałam tak dobrze.
- Mishi, pamiętaj, że zawsze możesz ze mną porozmawiać. Oczywiście nie nalegam, ale martwię się o Ciebie.- coraz częściej Kinuyo, proponowała mi pomoc.
-Naprawdę nic się nie dzieje. Wy jesteście jacyś podejrzliwi i tyle. Jak będzie potrzeba to będę mówić. Ale nie teraz, bo nie ma o czym. - uspokajałam opiekunkę.
Ona tak się o mnie martwiła. z resztą bardzo mnie lubiła i przykro jej było, że się gorzej dogadujemy. I nie rozmawiamy już tak swobodnie jak kiedyś. Gdy na nią patrzałam, albo obserwowałam lub podsłuchiwałam rozmowy z innymi opiekunkami, tak jak z Maią, to serce mi się rozdzierało. Maia też była fajna, ale to już nie była marszczko-ustna starsza pani. Maia pracowała u nas od 2 lat. Tak mi mówiono.
- Mishi, pamiętaj, że zawsze możesz ze mną porozmawiać. Oczywiście nie nalegam, ale martwię się o Ciebie.- coraz częściej Kinuyo, proponowała mi pomoc.
-Naprawdę nic się nie dzieje. Wy jesteście jacyś podejrzliwi i tyle. Jak będzie potrzeba to będę mówić. Ale nie teraz, bo nie ma o czym. - uspokajałam opiekunkę.
Ona tak się o mnie martwiła. z resztą bardzo mnie lubiła i przykro jej było, że się gorzej dogadujemy. I nie rozmawiamy już tak swobodnie jak kiedyś. Gdy na nią patrzałam, albo obserwowałam lub podsłuchiwałam rozmowy z innymi opiekunkami, tak jak z Maią, to serce mi się rozdzierało. Maia też była fajna, ale to już nie była marszczko-ustna starsza pani. Maia pracowała u nas od 2 lat. Tak mi mówiono.
***
Pewnej wtorkowej nocy nie umiałam zasnąć. Co chwilę obserwowałam karteczkę z hieroglifami z nadzieją, że uda mi się to odszyfrować. Ale nadzieja jest przecież matką głupich. Spojrzałam na zegarek. Była już 23:20. Dla nas to już bardzo późno, bo kładziemy się koło godziny 20:00.
Wiedziałam, że szybko nie zasnę, a gdy rozmyślałam, to różne myśli krążyły po mojej głowie. Najbardziej dręczyło mnie "idź do Kinu, ona zrozumie, pomoże". Ponieważ nie dawało mi to spokoju, ruszyłam, w stronę jej pokoju. Szłam, w mojej błękitnej koszuli nocnej, długim, ciemnym korytarzem tylko w niektórych miejscach się rozjaśniało - przy łazienkach. Szłam powoli. Nawet wolniej od ślimaka! Nie wiedziałam do końca czy tego chcę. W końcu po 5 minutach doszłam do drzwi opiekunki. Pod nimi było widać strugę światła. "Jeszcze nie śpi" pomyślałam. Stałam tam chwilę, aż w końcu odważyłam się zapukać. Gdy usłyszałam, jak Kinu wstaje i podchodzi do drzwi, miałam ochotę uciec jak najszybciej... Niestety było już za późno. Stanęłam w oślepiającym, żółtym świetle.
Wiedziałam, że szybko nie zasnę, a gdy rozmyślałam, to różne myśli krążyły po mojej głowie. Najbardziej dręczyło mnie "idź do Kinu, ona zrozumie, pomoże". Ponieważ nie dawało mi to spokoju, ruszyłam, w stronę jej pokoju. Szłam, w mojej błękitnej koszuli nocnej, długim, ciemnym korytarzem tylko w niektórych miejscach się rozjaśniało - przy łazienkach. Szłam powoli. Nawet wolniej od ślimaka! Nie wiedziałam do końca czy tego chcę. W końcu po 5 minutach doszłam do drzwi opiekunki. Pod nimi było widać strugę światła. "Jeszcze nie śpi" pomyślałam. Stałam tam chwilę, aż w końcu odważyłam się zapukać. Gdy usłyszałam, jak Kinu wstaje i podchodzi do drzwi, miałam ochotę uciec jak najszybciej... Niestety było już za późno. Stanęłam w oślepiającym, żółtym świetle.
- Mishiko?! - Strasznie się zdziwiła, i gestem zaprosiła mnie do środka. - Jeszcze nie śpisz? Co się stało skarbie? - zapytała pełnym troski tonem.
- Nieee... - wymamrotałam - Wiesz... - zaczęłam pomału -Przepraszam za moje ostatnie zachowanie... Głupio mi...
- Kochana, nic się nie stało. Już dobrze - wyszeptała, i przytuliła mnie.
- Nieee... - wymamrotałam - Wiesz... - zaczęłam pomału -Przepraszam za moje ostatnie zachowanie... Głupio mi...
- Kochana, nic się nie stało. Już dobrze - wyszeptała, i przytuliła mnie.
- Ale ja... przychodzę z pewną sprawą. Nie umiem już dłużej czekać... - mamrotałam pod noskiem.
- Słucham cię, moje maleństwo - delikatnie mnie nakłaniała do mówienia.
Pokazałam jej plecy Ishi. Nie zrozumiała. Myślała, że się zamartwiam dziurą, na pleckach pluszaka.
- Ciociu, nie o to chodzi - powiedziałam z pouczeniem i powagą - zobacz co tam znalazłam... - pokazałm jej w tym momencie kopertę z moim imieniem. Widać było, że nie rozumie.
- Bo ja nie wiem, co tam jest napisane... Wiem tylko, że jest moje imię. Ale liczy się środek, a nie mam pojęcia co to...
- Ach tak... Daj, zobaczymy - zachęcała mnie delikatnym tonem, do oddania jej mojej karteczki.
- Tylko, że ... Ja nie wiem czy chce to odsłuchać...
- Rozumiem. - Uśmiechnęła się do mnie ciepło - zrobimy tak: przeczytam ją sobie po ciuchu i sprawdzę co am jest? Dobrze?
- Okej. Jesteś genialna.-przytuliłam ją i cmoknęłam przyjaźnie w policzek.
Zaczęła czytać. Była skupiona, i zdziwiona. Chyba nie dowierzała temu co przeczytała.
- I co? Co tam jest? Coś nie tak?... - zaniepokoiłam się - nie milcz już! Powiedz coś! - nalegałam.
- Ech... Dobrze przeczytam Ci. Ten list jest od twoich rodziców... - powiedziała spokojnie. Bała się jak na to zareaguję.
Osunęłam się trochę usiadłam prosto, i spuściłam głowę. Zastanawiałam się czego się dowiem... Bałam się prawdy. Ale nie miałam już i tak nic do stracenia. A przecież napisali to do mnie, więc mieli dla mnie wiadomość.
- Przeczytaj. Proszę... - powiedziałam cichutko.
- Ech - westchnęła i zaczęła czytać - Droga Michiko, mam nadzieję, że znalazłaś ten list, i że jak zobaczysz od kogo jest, to nie zrezygnujesz i będziesz czytać dalej. Michi, przepraszam za to, co się stało. Nie chcieliśmy tego. My Cię kochaliśmy, zawsze będę kochać. Nawet jeśli mnie nie będzie przy Tobie to będę z Tobą w duchu. Nie wiem, jak teraz wyglądasz, jak się ubierasz, gdzie jesteś. Ale to nic nie znaczy. Piszę ten list żeby poinformować Cię o tym co się stało. Pewnego dnia jechaliśmy do sklepu. Całą rodziną: Ja, Ty i tata. Ojciec prowadził samochód. Jechaliśmy ostrożnie, ale nie możemy mówić za innych. Ja jechałam z Tobą z tyłu. Mieliśmy wypadek. Wielki. Ale nie będę go opisywała. Nie mam na to miejsca, wybacz. Wszyscy byliśmy ranni, ale ojciec ucierpiał najbardziej. Wszyscy trafiliśmy do szpitala. My z niego zdążyłyśmy wyjść... Niestety... Tutaj widać plamy z łez, ale postaram się to odczytać - poinformowała mnie Kinu, i kontynuowała - niestety tacie się nie udało. Zmarł podczas ostatniej operacji. Po niej miało już być wszystko okej... Lekarzom się nie udało. Zostałyśmy same. Zawsze Seitaro zarabiał. Był głową rodziny. Gdy odszedł, wszystko zaczęło się komplikować. Zostawił mi jego kredyt, który jakoś musiałam spłacić. Szukałam pracy. Na marne. Wiedziałam, że kiedyś komornik nas dopadnie. Tak też było, zostałyśmy bez dachu nad głową. Na szczęście była jeszcze moja mama. Mieszkałyśmy u niej, ale nasze szczęście nie trwało długo, po półtora miesiącu, wybuchł pożar, babcia została bardzo poparzona, starali się ją odratować, nic z tego. Umarła po tygodniu. Nie miałyśmy już gdzie mieszkać. Zaczęły się problemy z Tobą. Chcieli mi Ciebie zabrać, jedyne co mi pozostało. Byłaś, jesteś jedynym co mam. Zaczęłam się chować, uciekać, jak najdalej. Nie długo. Znowu nas znaleźli. Tym razem na dobre. Wzięli nas siłą, do jakiegoś przytułku. Po czym odbyła się rozprawa sądowa i zostałam pozbawiona praw rodzicielskich. Zabrali mi Ciebie na zawsze. Nawet nie wiem gdzie. Nie mogli mi powiedzieć. Nie wiedziałam gdzie mam Cię szukać, mimo to się nie poddawałam i szukałam. Teraz mam tylko nadzieję, że odczytałaś list. Pamiętaj Kocham Cię. Mamusia Tamaki. ;* - podała mi kartkę. Gdy zobaczyłam miejsca ze łzami, przyłożyłam ją do piersi skuliłam się w kłębek i zaczęłam szlochać. Kinuyo otuliła mnie, zaczęła pocieszać i całować w czoło. Po chwili zasnęłam...
- Ach tak... Daj, zobaczymy - zachęcała mnie delikatnym tonem, do oddania jej mojej karteczki.
- Tylko, że ... Ja nie wiem czy chce to odsłuchać...
- Rozumiem. - Uśmiechnęła się do mnie ciepło - zrobimy tak: przeczytam ją sobie po ciuchu i sprawdzę co am jest? Dobrze?
- Okej. Jesteś genialna.-przytuliłam ją i cmoknęłam przyjaźnie w policzek.
Zaczęła czytać. Była skupiona, i zdziwiona. Chyba nie dowierzała temu co przeczytała.
- I co? Co tam jest? Coś nie tak?... - zaniepokoiłam się - nie milcz już! Powiedz coś! - nalegałam.
- Ech... Dobrze przeczytam Ci. Ten list jest od twoich rodziców... - powiedziała spokojnie. Bała się jak na to zareaguję.
Osunęłam się trochę usiadłam prosto, i spuściłam głowę. Zastanawiałam się czego się dowiem... Bałam się prawdy. Ale nie miałam już i tak nic do stracenia. A przecież napisali to do mnie, więc mieli dla mnie wiadomość.
- Przeczytaj. Proszę... - powiedziałam cichutko.
- Ech - westchnęła i zaczęła czytać - Droga Michiko, mam nadzieję, że znalazłaś ten list, i że jak zobaczysz od kogo jest, to nie zrezygnujesz i będziesz czytać dalej. Michi, przepraszam za to, co się stało. Nie chcieliśmy tego. My Cię kochaliśmy, zawsze będę kochać. Nawet jeśli mnie nie będzie przy Tobie to będę z Tobą w duchu. Nie wiem, jak teraz wyglądasz, jak się ubierasz, gdzie jesteś. Ale to nic nie znaczy. Piszę ten list żeby poinformować Cię o tym co się stało. Pewnego dnia jechaliśmy do sklepu. Całą rodziną: Ja, Ty i tata. Ojciec prowadził samochód. Jechaliśmy ostrożnie, ale nie możemy mówić za innych. Ja jechałam z Tobą z tyłu. Mieliśmy wypadek. Wielki. Ale nie będę go opisywała. Nie mam na to miejsca, wybacz. Wszyscy byliśmy ranni, ale ojciec ucierpiał najbardziej. Wszyscy trafiliśmy do szpitala. My z niego zdążyłyśmy wyjść... Niestety... Tutaj widać plamy z łez, ale postaram się to odczytać - poinformowała mnie Kinu, i kontynuowała - niestety tacie się nie udało. Zmarł podczas ostatniej operacji. Po niej miało już być wszystko okej... Lekarzom się nie udało. Zostałyśmy same. Zawsze Seitaro zarabiał. Był głową rodziny. Gdy odszedł, wszystko zaczęło się komplikować. Zostawił mi jego kredyt, który jakoś musiałam spłacić. Szukałam pracy. Na marne. Wiedziałam, że kiedyś komornik nas dopadnie. Tak też było, zostałyśmy bez dachu nad głową. Na szczęście była jeszcze moja mama. Mieszkałyśmy u niej, ale nasze szczęście nie trwało długo, po półtora miesiącu, wybuchł pożar, babcia została bardzo poparzona, starali się ją odratować, nic z tego. Umarła po tygodniu. Nie miałyśmy już gdzie mieszkać. Zaczęły się problemy z Tobą. Chcieli mi Ciebie zabrać, jedyne co mi pozostało. Byłaś, jesteś jedynym co mam. Zaczęłam się chować, uciekać, jak najdalej. Nie długo. Znowu nas znaleźli. Tym razem na dobre. Wzięli nas siłą, do jakiegoś przytułku. Po czym odbyła się rozprawa sądowa i zostałam pozbawiona praw rodzicielskich. Zabrali mi Ciebie na zawsze. Nawet nie wiem gdzie. Nie mogli mi powiedzieć. Nie wiedziałam gdzie mam Cię szukać, mimo to się nie poddawałam i szukałam. Teraz mam tylko nadzieję, że odczytałaś list. Pamiętaj Kocham Cię. Mamusia Tamaki. ;* - podała mi kartkę. Gdy zobaczyłam miejsca ze łzami, przyłożyłam ją do piersi skuliłam się w kłębek i zaczęłam szlochać. Kinuyo otuliła mnie, zaczęła pocieszać i całować w czoło. Po chwili zasnęłam...
________________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że nie przegięłam, i nie zanudziłam. Proszę o komentarze ;)
Pozdrawiam.
Cyśka ^^
czwartek, 8 marca 2012
Michiko, któż to? Rodział 1 ;D
Była piękna wiosna. Pamiętam ten dzień tak dokładnie... Do domu dziecka tamtego sobotniego popołudnia, przyszło pewne młode małżeństwo. Mogli mieć z pięć lat stażu. Ona- szczupła, dość wysoka brązowo oka, brunetka. Loki elegancko spięte w kok, i okularki na nosie. Na sobie miała proste czarne spodnie, strojną bluzkę oraz marynarkę. On- równie szykownie ubrany, z delikatnym "jeżykiem" na włosach. Zapadły mi w pamięci jego świecące brązowe buty, które tak obrzydliwie nie pasowały do całości, że miałam ochotę podejść do niego i dać mu lekcje stylu... Dorosły, a nie potrafi się ubrać... Ech...
Nie było nam wolno wchodzić do biura, podczas wizyt, ale ja zawsze byłam ciekawską osóbką. Przez dziurkę od klucza obserwowałam co się dzieje, o czym pani Kinuyo rozmawia z przybyszami, jakie gesty wykonują rozmawiający. Zdarzyło się, że zostałam przyłapana, czasem pani Kinuyo, symulowała przejście do drugiego gabinetu, i z wielką perfekcją niczym polująca lwica, podchodziła do drzwi i jednym pociągnięciem zostawałam nakryta. Lądowałam na podłodze jak długa! Ale przynajmniej dostarczałam humoru. Do tego zawsze widniał na moim ryjku wielki "cheese".
- Ojej nic Ci nie jest? Zapewne właśnie przechodziłaś obok potknęłaś się i wpadłaś? Czyż nie? - Pytała, Kinu z uśmiechem na swych malinowych pomarszczonych ustach.
W ten sposób poznawałam wiele ludzi. Mogłam widzieć smutne, zapłakane, i weselsze twarze szarych postaci z zewnątrz. Zdarzało się, że mogłam zostać w gabinecie i posłuchać konwersacji. Ale było też nieprzyjemnie. Za karę nie mogłam oglądać dobranocki, albo musiałam siedzieć w kącie. Nie ważne. Dawałam sobie radę SAMA! Bawiłam się moim pluszowym misiem. Był bardzo stary, miałam go podobno od urodzenia. Kinu opowiadała mi, że jak byłam niemowlakiem, i jakieś inne dziecko chciało się pobawić moim Ishi, to syczałam i zaczynałam drapać. Byłam jak drapieżca, pilnujący zdobyczy. Podobno nigdy go nie puszczałam. Nawet uszyłam dla niego nosidełko, żebym mogła wykonywać codzienne czynności dwoma rękami. Czułam, że wiąże mnie z nim bardzo silna więź. Kiedyś przy śniadaniu zauważyłam, że rozpruły mu się plecki. Ujrzałam kawałek kremowej, pomiętej, zaplamionej - chyba moimi łzami - karteczki. Udając, że nic się nie stało, podziękowałam i odeszłam od stołu. Weszłam na moje łóżko, i wyciągnęłam papier. Okazało się, że jest to koperta. Malutka, z napisem "Michiko" i serduszkiem obok. Należała do mnie. Delikatnie otworzyłam ją i wyciągnęłam zawartość. Miałam w rączkach kartkę, z jakimiś szlaczkami... Nie umiałam tego odczytać! Owszem dziesięciolatki umieją czytać, ale nie hieroglify! Miałam dwa wyjścia... Pójść do malinowo ustnej opiekunki, albo zaczekać, aż będę umiała sama się z tym uporać...
Nie było nam wolno wchodzić do biura, podczas wizyt, ale ja zawsze byłam ciekawską osóbką. Przez dziurkę od klucza obserwowałam co się dzieje, o czym pani Kinuyo rozmawia z przybyszami, jakie gesty wykonują rozmawiający. Zdarzyło się, że zostałam przyłapana, czasem pani Kinuyo, symulowała przejście do drugiego gabinetu, i z wielką perfekcją niczym polująca lwica, podchodziła do drzwi i jednym pociągnięciem zostawałam nakryta. Lądowałam na podłodze jak długa! Ale przynajmniej dostarczałam humoru. Do tego zawsze widniał na moim ryjku wielki "cheese".
- Ojej nic Ci nie jest? Zapewne właśnie przechodziłaś obok potknęłaś się i wpadłaś? Czyż nie? - Pytała, Kinu z uśmiechem na swych malinowych pomarszczonych ustach.
W ten sposób poznawałam wiele ludzi. Mogłam widzieć smutne, zapłakane, i weselsze twarze szarych postaci z zewnątrz. Zdarzało się, że mogłam zostać w gabinecie i posłuchać konwersacji. Ale było też nieprzyjemnie. Za karę nie mogłam oglądać dobranocki, albo musiałam siedzieć w kącie. Nie ważne. Dawałam sobie radę SAMA! Bawiłam się moim pluszowym misiem. Był bardzo stary, miałam go podobno od urodzenia. Kinu opowiadała mi, że jak byłam niemowlakiem, i jakieś inne dziecko chciało się pobawić moim Ishi, to syczałam i zaczynałam drapać. Byłam jak drapieżca, pilnujący zdobyczy. Podobno nigdy go nie puszczałam. Nawet uszyłam dla niego nosidełko, żebym mogła wykonywać codzienne czynności dwoma rękami. Czułam, że wiąże mnie z nim bardzo silna więź. Kiedyś przy śniadaniu zauważyłam, że rozpruły mu się plecki. Ujrzałam kawałek kremowej, pomiętej, zaplamionej - chyba moimi łzami - karteczki. Udając, że nic się nie stało, podziękowałam i odeszłam od stołu. Weszłam na moje łóżko, i wyciągnęłam papier. Okazało się, że jest to koperta. Malutka, z napisem "Michiko" i serduszkiem obok. Należała do mnie. Delikatnie otworzyłam ją i wyciągnęłam zawartość. Miałam w rączkach kartkę, z jakimiś szlaczkami... Nie umiałam tego odczytać! Owszem dziesięciolatki umieją czytać, ale nie hieroglify! Miałam dwa wyjścia... Pójść do malinowo ustnej opiekunki, albo zaczekać, aż będę umiała sama się z tym uporać...
Subskrybuj:
Posty (Atom)